Droga do szczęścia

publikacja 15.10.2015 17:55

Z Jadwigą i Jackiem Pulikowskimi, polskimi audytorami na synodzie, rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Droga do szczęścia Jadwiga i Jacek Pulikowscy przyglądają się uważnie obradom na trwającym synodzie ks. Tomasz Jaklewicz /Foto Gość

Ks. Tomasz Jaklewicz: Jakie są Państwa wrażenia i przemyślenia na półmetku obrad synodu?

J.J. Pulikowscy: Uderza wielka różnorodność i powszechność Kościoła. To jest piękne. Słuchamy biskupów z całego świata. Mamy w ten sposób szczęście, by  dotykać powszechności Kościoła. A jeśli chodzi o treści, to przeważa absolutna troska o nienaruszalność nauki Kościoła opartej na nauczaniu Chrystusa, na Piśmie św. Pojawiają się też głosy, które próbują poszerzać czy zmieniać pewne definicje.

Można prosić o przykład?

Wczoraj nazwano Komunię św. lekarstwem i ktoś postawił tezę, że takie „lekarstwo” trzeba dawać wszystkim chorym, bez zwrócenia uwagi, że po drodze do Komunii św. powinno być nawrócenie i życie w łasce uświęcającej. Z drugiej strony padają głosy, że dopuszczenie do Komunii św. osób żyjących w związkach nieskramentalnych, bez łaski uświęcającej, oznaczałoby zmianę dogmatu. Takie głosy są zdecydowanie przeważające. W spojrzeniu na seksualność powstają największe napięcia. Jesteśmy przekonani, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy powołani do czystości. Tylko w powołaniu małżeńskim czystość zawiera w sobie także współżycie seksualne. Małżonkowie współżyjąc wyrażają w ten sposób miłość, pogłębiają więź, powodują rozwój osoby, przekazują życie. Uruchomienie sfery seksualności poza małżeństwem sakramentalnym jest grzechem i nieszczęściem osoby, rozbijaniem jej integracji wewnętrznej i oddalaniem się od własnego szczęścia.

Czego się Państwo spodziewają po synodzie? Co dominuje niepokój czy nadzieja?

Przed synodem mówiliśmy, że wierzymy w działanie Ducha Świętego i po tej części, którą już mamy za sobą, utwierdziliśmy się w nadziei, a nawet zbliżamy się do pewności, że Kościół z tego synodu wyjdzie wzmocniony. I wierzymy, że także lepiej postrzegany w świecie, także przez ludzi niewierzących.  

A co wyniknie dobrego z synodu dla rodziny?

Jesteśmy przekonani, że rodziny doznają wsparcia. Najbardziej chodzi o to, by rodziny starające się żyć po Bożemu poczuły się wsparte na swojej drodze do świętości. Żeby mocnie uwierzyli, że idąc zwyczajną drogą małżeństwa idą do  szczęścia, już tu na ziemi, a potem w niebie. Najlepszym dowodem, że chodzi o świętość, będzie kanonizacja Zelii i Ludwika Martin właśnie podczas synodu.

Na czym miałoby konkretnie polegać to wsparcie?

Pojawiają się ciekawe pomysły duszpasterskie, jak pomagać rodzinom. Z tym, że jest ogromna różnorodność problemów, inne w Afryce, inne w Azji. Kościół musi pokazać drogę, jak się nawracać w różnych trudnych sytuacjach. Są kraje, w których 90 proc. małżeństw katolików jest mieszanych (różne wyznania, religie czy z osobami niewierzącymi). Więc to są inne problemy niż w Polsce. Są kraje, gdzie ludzie są mordowani z powodu Chrystusa. Konieczne jest słowo wzmocnienia dla ludzi w jakichkolwiek by nie byli sytuacjach. Sporo jest tutaj takiego pogłębionego spojrzenia na powołanie i misję rodziny dokładnie tak, jak głosi temat synodu.

A co z ludźmi, którym się nie udało? Oni też czekają na słowo nadziei, pociechy…

Trzeba ich wesprzeć duszpastersko. Przy czym zostały rozbudzone nadzieje, że się przymknie się oko na grzech. Nie tak. Pierwszą pomocą dla osób po rozpadzie związku powinna być pomaganie w powrocie do sakramentalnego współmałżonka. Dopiero wtedy gdy to jest całkowicie niemożliwe, jest druga oferta – życie w czystości i powrót do pełni życia sakramentalnego. Dotyczy to wszystkich osób, które żyją w jakichkolwiek nieuporządkowanych związkach czy relacjach (także homoseksualnych). Jedyną pomocą dla nich jest powrót do czystości, zapanowanie nad własną seksualnością.

Czy można zaobserwować podział na synodzie na dwa obozy?

Oklaski po wystąpieniach lokalizują się w różnych częściach sali. Nie po wszystkich pomysłach są oklaski tych samych miejscach. Ale obozów walczących nie ma. Niebezpieczny jest pomysł, że można przymknąć oko na grzech. Z tym trzeba podjąć dyskusję. Grzesznikowi trzeba powiedzieć: „wstań i nie grzesz więcej”. Pojawia się też tendencja do przesunięcia oceny grzechu wyłącznie do osobistego sumienia. Też są takie głosy. Odwołanie się do chorego sumienia jest śmiertelnie niebezpiecznie w wymiarze wiecznym.

Państwo jeszcze nie zabrali głosu. Będziecie mieli trzy minuty na wystąpienie?

Wspólnie mamy trzy minuty. Chcemy powiedzieć krótko o naszym życiu, o długim czekaniu  na dzieci. Że to dla nas jest jednoznaczna nauka, że dziecko jest Bożym darem.

Długo czekaliście na pierwsze dziecko?

Dwanaście lat na urodzenie naszej pierworodnej. Chcemy także poruszyć sprawę tych, którzy cierpią prześladowanie i tracą dziś życie z powodu Chrystusa. I to, że musimy jako wierzące rodziny przeciwstawiać się siłom, które chcą zniszczyć małżeństwa, rodziny i dzieci. W drugiej części poprosimy o wsparcie Kościoła dla zwyczajnych rodzin, którzy trzymają się Kościoła i jego nauki Także tych, którzy żyją w trudnościach, np. nie mogą doczekać się dzieci. Tych, którzy trwają w wierności mimo odejścia współmałżonka. Młodych, którzy żyją do ślubu w czystości. Żeby pokazać im wszystkim, że oni są w centrum Kościoła i są kochani przez Kościół. Oczywiście wspomnimy też, że oczekujemy, że Kościół z jeszcze większą troską otoczy małżeństwa znajdujące się w kryzysie.

Są w kryzysie, ale trwają razem… Odnoszę wrażenie, że większą uwagę na synodzie przywiązuje się do osób, które już zostały pokonane przez kryzy niż tym, którzy jeszcze walczą.

Tak, ludzie przeżywający kryzys w małżeństwie potrzebują szczególnego wsparcia. Albo tacy, którzy się rozeszli, ale nadal czekają i dają sobie szansę na powrót do siebie.

Trzy tygodnie na synodzie to ciekawa przygoda?

To nie są wakacje, absolutnie. To ciężka praca. Mieszkamy tutaj razem z innymi audytorami. Są wśród nich ludzie o poglądach bardzo zasadniczych ale i tacy, którzy są w nurcie, nazwijmy to, liberalno-nowoczesnym. Są ukształtowani przez swój lokalny Kościół. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne doświadczenia otwierające oczy na to, co się dzieje w innych krajach. Ogromna radość wiernej Bogu Afryki, w dużej części Azji, a krajach bogatych zachodnich jest „mieszanka”.