Wyzwanie

Andrzej Grajewski

|

GN 42/2015

publikacja 15.10.2015 00:15

O problemach stających przed Europą w związku z napływającymi do niej uchodźcami i migrantami z Wojciechem Jagielskim rozmawia Andrzej Grajewski

Wojciech Jagielski  pisarz, dziennikarz, autor wielu głośnych książek o współczesnych konfliktach zbrojnych i cywilizacyjnych toczących się na terytorium postsowieckim oraz w Azji i Afryce. Laureat m.in. Nagrody Literackiej Nike w 2010 r. Ostatnią jego książkę „Wszystkie wojny Lary” wydał krakowski Znak. Wojciech Jagielski pisarz, dziennikarz, autor wielu głośnych książek o współczesnych konfliktach zbrojnych i cywilizacyjnych toczących się na terytorium postsowieckim oraz w Azji i Afryce. Laureat m.in. Nagrody Literackiej Nike w 2010 r. Ostatnią jego książkę „Wszystkie wojny Lary” wydał krakowski Znak.
Jakub Szymczuk /foto gość

Andrzej Grajewski: W swej ostatniej książce „Wszystkie wojny Lary” opisał Pan dramatyczną historię czeczeńskiej kobiety, która stara się chronić synów Szamila i Raszida przed wojną, jaką Czeczeni toczą z Rosją. Wysyła ich na Zachód w przekonaniu, że tam będą bezpieczni. Tymczasem po jakimś czasie zaciągają się oni do armii Państwa Islamskiego i giną w Syrii. Dlaczego na Zachodzie, gdzie żyli spokojnie i w miarę dostatnio, stali się terrorystami?

Wojciech Jagielski: W moim przekonaniu nie stali się terrorystami, ale mudżahedinami, partyzantami. Żaden z nich nie dokonał aktu terrorystycznego, nie podkładał bomb w miejscach, gdzie byli cywile, żaden z nich nie dokonał zamachu samobójczego, nie porywał ludzi. Zginęli, walcząc jako partyzanci.
 

Tylko że organizacja, dla której walczyli, czyli tzw. Państwo Islamskie, jest przez społeczność międzynarodową oceniana jako organizacja terrorystyczna. 

To prawda. Zresztą sama ta organizacja nie ukrywa, że terror jest orężem, jaki stosuje w tej wojnie. Jeśli więc określać wszystkich walczących po stronie tej organizacji jako terrorystów, to należałoby się z tą oceną zgodzić. Jednak czyny tych mężczyzn nie kwalifikowały ich jako takich. To nie zmienia faktu, że obaj dali się uwieść ideologii bardzo radykalnej. Gdyby w Syrii działały różne ugrupowania, sądzę, że niekoniecznie zaciągnęliby się do tego najbardziej radykalnego. Dramat syryjski i dramat tych, którzy na tę wojnę się zaciągali, polegał też na tym, że jedynymi ugrupowaniami zbrojnymi, które w tamtym momencie skutecznie występowało przeciwko armii prezydenta Asada, były dwa równie skrajne obozy: Al-Kaida i Państwo Islamskie. Oba odwoływały się do haseł dżihadu i sięgały po terror. Inne ugrupowania, które Zachód próbował wspierać, zresztą średnio skutecznie, nie miały szans w walce z Asadem. A zwykle bywa tak, że jeśli ktoś już zaciąga się na wojnę, to wstępuje do oddziału, który ma szansę na wygraną, a nie idzie do skazanych na porażkę. W taki sposób trafili tam także synowie bohaterki mojej opowieści.

To nie tłumaczy jednak, dlaczego porzucili spokojne życie na Zachodzie.

Takie wybory to jedno z najważniejszych wyzwań, z jakimi w najbliższym czasie będzie musiała zmagać się Europa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.