Nie było takiej rzeczy, której pani premier by nie zrobiła w tej kampanii dla pozyskania sympatii wyborców. Może poza… zjazdem do kopalni.
Ewa Kopacz była bardzo aktywna podczas kampanii wyborczej. Na zdjęciu spotkanie z kołem gospodyń wiejskich na Targach Zdrowego Życia „Senior” w Płocku
Marcin Bednarski /PAP
Hhasło promujące Platformę Obywatelską w przedostatni weekend kampanii brzmiało „Go West” (Idź na Zachód). Jak ulał pasuje do niego znane powiedzenie Jana Pietrzaka: „Albo głupota, albo prowokacja”. Bo choć strategom partii chodziło o pokazanie, że PO podąża na Zachód i tam też prowadzi kraj, to komentatorzy na portalach społecznościowych niemal jednogłośnie uznali hasło jako zachętę do wyjazdu z Polski za pracą. Co dociekliwsi zaś przypomnieli genezę zwrotu „Go West”. Przypisuje się go legendom Indian, w których umierający człowiek idzie na spotkanie z zachodzącym słońcem. „The End”, „PO się samozaorała” – kpiono na Twitterze.
To tak nie działa
Od początku tej kampanii ruchy PO w kierunku pozyskania wyborców nie były dobrze pomyślane. Ewa Kopacz, nieustannie absorbująca uwagę Polaków – w pociągu, tramwaju, na plaży i placu zabaw, raczej odstraszała, niż zachęcała do poparcia swojej partii.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.