Partia, w której Polacy pokładali ogromne nadzieje na modernizację państwa, po ośmiu latach rządzenia pozostawia nam „państwo istniejące tylko teoretycznie”.
Donald Tusk i Elżbieta Bieńkowska świętowali Barbórkę, ale problemów górnictwa nie rozwiązali
Dominik Gajda /REPORTER/east news
Wybory nigdy nie są symetryczne dla startujących w nich ugrupowań. Zawsze wie się o władzy więcej niż o opozycji. Władza pokazała już, co potrafi, i można wystawić jej rachunek. Odprawić z kwitkiem lub poprosić o repetę. Platforma Obywatelska (wraz z PSL) jest w sytuacji wyjątkowej jak na III RP, bo rządzi już ósmy rok. Jest więc ją z czego rozliczać. Można wątpić, czy w 2011 roku PO stawiła się do takiego poważnego raportu. Raczej, umiejętnie sterując emocjami Polaków, przekonała większość z nich do wyboru negatywnego: nie „za” PO, ale „przeciw” PiS. Teraz ubiegającej się o trzecią kadencję Platformie Obywatelskiej należy się już solidny audyt.
Umiar i rozsądek?
Jakim ugrupowaniem jest dziś partia rządząca? W oficjalnej autoprezentacji trudno szukać deklaracji ideowych. Zamiast nich znajdujemy definicję Władysława Bartoszewskiego: „Platforma Obywatelska jest partią rozsądku, umiaru, centrum, a nie szaleństw i skrajności”. Niestety, czyny świadczą o czymś zupełnie innym. PO dawno opuściła centrum, jakie zajmowała przed dekadą, forsując lewicowe ustawy i liberalne akty prawne. Pokazała też – w kwestiach kulturowych – skłonność do szaleństw i skrajności.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.