Skrzek karłów

Wojciech Wencel

|

GN 42/2015

Żyjemy w kulturze lęku przed wielkimi wyzwaniami, do których powołuje nas Bóg.

Skrzek  karłów

Wyobraźmy sobie, że współczesny poeta wyznaje: – Ileż to razy zadziwiała mnie tajemna moc dźwięków i słów w wierszu i podziwiałem dzieło swego talentu, dostrzegając w nim cień misterium stworzenia, w którym Bóg zechciał niejako dać mi udział. Natychmiast odezwałby się chór naszych – pożal się Boże – krytyków, uznając delikwenta za wariata, pyszałka czy kołtuna. Tymczasem właśnie do takiej perspektywy zachęcał Jan Paweł II w opublikowanym u progu nowego tysiąclecia „Liście do artystów”. Według niego „Stwórca łaskawie użycza artyście iskry swej transcendentnej mądrości i powołuje go do udziału w swej stwórczej mocy”. Realizując powołanie otrzymane od Boga, poeci czy malarze mają pomóc swoim siostrom i braciom w odkryciu rzeczywistości duchowej, przemienić to, co niewidzialne, w zmysłowy konkret. W trakcie pontyfikatu Jana Pawła II mówiło się, że Polacy kochają papieża, ale go nie słuchają. Dzisiejsi twórcy są chyba szczególnie głusi na jego słowa, bo „Listu do artystów” nawet nie chciało im się komentować. Rozdźwięk między sztuką, która wyzionęła ducha, a scholastyczną filozofią okazał się zbyt wielki. Świadomy tej przepaści autor „Tryptyku rzymskiego” pisał odnośnie cudu stworzenia: „Czy to możliwe?/ Współczesnych o to nie pytaj, lecz pytaj Michała Anioła”. Spytałem Michała Anioła i jego odpowiedź mnie przekonała. Współcześni byli w tym czasie zajęci układaniem listy bestsellerów z książek modnych prozaików, którzy ożywiają język literacki synonimami męskiego członka. Cóż, każdy robi to, co lubi. Żyjemy w kulturze lęku przed wielkimi wyzwaniami, do których powołuje nas Bóg – nie tylko w literaturze i sztuce. Polacy boją się wielkości własnej historii, rząd minimalizuje cele polityki zagranicznej, księża drżą na myśl o misjach, młodzież lęka się założyć rodzinę, kobiety twierdzą, że macierzyństwo je przerasta, mężczyźni mają problem z ojcostwem itd. W takim klimacie kulturowym trudno oczekiwać od twórców, że zaczną nagle ilustrować „tajemniczą jedność rzeczy”. Wolno nam było odzywać się skrzekiem karłów i demonów/ ale czyste i dostojne słowa były zakazane/ Pod tak surową karą, że kto jedno z nich śmiał wymówić,/ Już sam uważał się za zgubionego” – pisał pół wieku temu Czesław Miłosz i jego diagnoza jest, niestety, wciąż aktualna.

Zastanawiam się tylko, dlaczego podejmowanie żywej tradycji kojarzone jest dziś z pychą, a żerowanie na niskich instynktach dla zdobycia rozgłosu uchodzi za wyraz niebywałej skromności. To nic, że skrzeczący „artyści” programowo wyrażają własne ego, podczas gdy autorzy słów czystych i dostojnych, podziwiając tajemną moc wiersza, składają hołd nie sobie, lecz sile sprawczej, która wszystko powołuje do życia. Ważne, że ci pierwsi nikogo nie gorszą „wybujałymi ambicjami”. To prawda, że nasze ambicje są ogromne, kiedy „szukamy właściwej proporcji pomiędzy pięknem dzieł a pięknem duszy”. Koncepcja creatio continua oznacza nie tylko kontynuowanie Boskiego dzieła stworzenia poprzez sztukę, ale i udział w kształtowaniu własnego życia, mozolną pracę nad sobą, „szukanie właściwej proporcji pomiędzy pięknem dzieł a pięknem duszy”. Ale przecież powiedziano nam: „Świętymi bądźcie!”. Czy można wypełnić swoje powołanie, już na starcie uznając je za niewykonalne i rezygnując z podjęcia wysiłku? Pragnienie budowania kultury z arcydzieł pomagających człowiekowi żyć piękniej, wznioślej i godniej, a jednocześnie nie tracących swej artystycznej suwerenności, jest tyleż naturalne, co niebezpieczne. Wiążą się z nim niezliczone pokusy, bo trudno dziś myśleć o sobie tak, jak myśleli o sobie średniowieczni budowniczowie katedr, którzy działając na chwałę Bożą, pragnęli pozostać anonimowi. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu skażeni oświeceniową pychą, którą wyjątkowo rozdmuchuje współczesny permisywizm. Jednak, jak przekonuje Jacques Maritain: „Nie trzeba tedy mówić, iż sztuka chrześcijańska jest niemożliwą. Mówcie, iż sztuka ta jest trudną, podwójnie trudną, lub nawet, że jej trudność podniesiona jest do kwadratu, a to dlatego, iż jest trudno być artystą i bardzo trudno być chrześcijaninem; dlatego, iż całkowita trudność nie jest po prostu sumą, lecz iloczynem tych dwóch trudności, ponieważ chodzi o uzgodnienie dwóch absolutów. Mówcie, iż trudność staje się krwawą, kiedy cała epoka żyje w oddaleniu od Chrystusa, ponieważ artysta jest bardzo zależny od ducha czasu. Lecz, czy kiedy brakło odwagi na ziemi?”. Zatem odwagi, bracia! Przestańmy wsłuchiwać się w skrzek karłów i demonów, który jest transmitowany przez światowe media 24 godziny na dobę. Módlmy się, czytajmy zapomniane arcydzieła, oglądajmy płótna dawnych mistrzów, słuchajmy muzyki klasycznej i nie rezygnujmy z własnej twórczości. A kiedy brakuje nam skupienia, próbujmy je odnaleźć w głębokiej ciszy. Dajmy wyprowadzić się na pustynię. I pozwólmy Bogu mówić do naszego serca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.