Zaginione polskie złoto

Wojciech Teister

publikacja 29.09.2015 13:50

1208 skrzyń wypełnionych złotem II RP cudem wyrwano z rąk hitlerowców. We wrześniu 1939 r. ładunek opuścił Polskę. Co się z nim stało? W czasie, gdy w mediach trwa gorączka Złotego Pociągu III Rzeszy, warto przypomnieć sobie historię zaginionego transportu z polskim złotem.

Zaginione polskie złoto Burzliwe dzieje złota II RP mogłyby być podstawą filmowego scenariusza HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Jest początek września 1939 r. Na Warszawę spadają niemieckie bomby. Luftwaffe atakuje bez litości z powietrza, a lądowe oddziały Wermachtu w błyskawicznym tempie przesuwają się wgłąb Polski. Rozpętana właśnie przez Hitlera wojna przebiega bardzo niepomyślnie dla broniącej się i znacznie słabszej militarnie Polski. Niemcy mają przewagę liczebną i sprzętową.

Gdy stało się jasne, że siły wroga wkrótce staną pod Warszawą zapadła decyzja o ewakuacji zgromadzonego w Banku Polskim złota do bezpiecznej w tym czasie Francji. A było co ratować: w sierpniu 1939 r. Bank Polski dysponował kruszcem o łącznej wartości 463,6 mln ówczesnych zł. W sumie było to około 95 ton złota w postaci sztab i monet. Około jednej piątej tego skarbu (mniej więcej 20 ton) już przed wojną zostało zdeponowane za granicą - głównie we Francji, Szwajcarii, USA i Anglii. Zanim Niemcy zaatakowały Polskę istniały pomysły, by całość skarbu przechowywać zagranicą, jednak nie było na to zgody ze strony ówczesnego premiera Składkowskiego i generalnego inspektora Sił Zbrojnych Edwarda Rydza-Śmigłego. Reszta polskiego złota w dniu wybuchu wojny była przechowywana w skarbcach w Warszawie (ok 38 ton) oraz w Lublinie, Brześciu nad Bugiem, Siedlcach i Zamościu (w sumie 37 ton).

Już na początku ewakuacji pojawiły się trudności: większość ciężarówek była używana przez wojsko. W tej sytuacji pierwszy transport został przewieziony 4 września do Brześcia autobusami Państwowej Wytwórni papierów Wartościowych. Następnie całość polskiego złota udało się skoncentrować na dworcu kolejowym w Śniatyniu, tuż przy granicy z Rumunią. Był wieczór, 13 września. Nocą skarb eskortowany przez Ignacego Matuszewskiego i Adama Koca oraz Henryka Floyar-Rajchmana oraz uzbrojonych strażników bankowych został załadowany do 1208 skrzyń, którymi wypełniono 9 wagonów towarowego pociągu. Ten polski "złoty pociąg" wyruszył do rumuńskiego portu nad Morzem Czarnym - Konstancy.

Niemcy szybko odkryli fortel Polaków. Ambasador III Rzeszy próbował wywrzeć na rumuńskich władzach wydanie transportu z polskim skarbem. Jednak minister spraw zagranicznych Rumunii zagrał na czas, odpowiedział, że o złotym konwoju nic nie wie i zobowiązał się do przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie. W międzyczasie - dzięki pomocy brytyjskiego konsula - skrzynie ze złotem (za wyjątkiem czterech ton, które przewieziono do Bukaresztu) załadowano na brytyjski tankowiec "Eocene", który przetransportował je do Stambułu. To jednak był dopiero początek wielkiej wędrówki złota II RP.

Nad Bosfor złoto dotarło po kilku dniach. 20 września zostało przeładowane do wagonów i ruszyło w drogę przez Syrię do Libanu. Podróż do kontrolowanego przez Francuzów Bejrutu trwała 3 dni. Wtedy - po negocjacjach z władzami francuskimi - zapadła decyzja, że skarb II RP zostanie złożony w jednym ze skarbców Banku Francji w Nevers. Złoty konwój wyruszył z Bejrutu w dwóch turach. Pierwsza dotarła drogą morską do Tulonu, a następnie w miejsce docelowe 29 września, a druga 7 października. Tutaj skarb Banku Polskiego miał już być bezpieczny. Niestety, tylko do czasu...

Polski depozyt we francuskim banku był niezagrożony przez kilka miesięcy, do wiosny 1940 r. Gdy niemieckie wojsko zaczęło bezpośrednio zagrażać Francji polski minister Henryk Strasburger zażądał, by złoto wywieziono do USA. Był 30 marca. Francuzi najpierw odwlekali decyzję, by w końcu w połowie czerwca zgodzić się na przeniesienie cennego depozytu do Angoulême w regionie Poitou-Charentes. Stąd złoto zamiast za Atlantyk, trafiło do Dakaru i dalej, wgłąb kontynentu afrykańskiego, do francuskiego fortu Kayes na Saharze Zachodniej. W tym czasie przy transporcie obecny był już tylko jeden pracownik Banku Polskiego - Stefan Michalski. Nie to było jednak najgorsze - w czerwcu Francja podpisała  kapitulację. To w praktyce oznaczało, że rząd polski stracił kontrolę nad zdeponowanym w Afryce złotem. Skarb znalazł się w rekach kolaborującego z III Rzeszą rządu francuskiego w Vichy.

Natychmiast podjęto próby odzyskania utraconego kruszcu. Nie było to jednak proste zadanie. Gen. Sikorski interweniował bezpośrednio u Winstona Churchilla, ale nie osiągnięto skutku. Nie udała się również próba przejęcia kontroli nad francuska Afryką Zachodnią przez współpracujące z Wielką Brytanią siły gen. de Gaulle’a.

Po tych niepowodzeniach podjęto też kroki prawne, by zabezpieczyć równowartość utraconego skarbu ze zdeponowanego w USA złota francuskiego. Na początku te działania wydawały się obiecujące: we wrześniu 1941 r. zablokowano warte 64 mln. dolarów złoto Banku Francji przechowywane w Nowym Jorku. Jednak przejęcie go przez polski rząd w zamian za przetrzymywany w Dakarze kruszec okazało się niemożliwe z formalnego punktu widzenia: proces został zawieszony, gdyż ze względu na działania wojenne adwokaci Banku Francji nie mogli dotrzeć na rozprawę. Gen. Sikorski wściekał się w czasie rozmowy z jednym z bankowców, że wszystko wygląda na to, iż złota nie uda się odzyskać.

Szansa pojawiła się jednak później. Jesienią 1941 rząd polski zawarł z reprezentantami Komitetu Wolnej Francji gen de Gaulle'a tajne porozumienie, zgodnie z którym Francuzi zobowiązali się do zwrotu złota po przejęciu kontroli nad Afryką Zachodnią. Gdy kontrolę przejęli obwieścili Polakom i Amerykanom, że... nie ma tam polskiego złota!

Polacy nie mieli możliwości reakcji. Na szczęście zareagowali Amerykanie, którzy Francuzom nie uwierzyli. Do Algieru wysłano misję ze Stefanem Michalskim. Jej celem było ustalenie losów skarbu.

Ostatecznie Francuzi przyznali, że złoto II RP jest w ich rękach. Po wielu jeszcze perypetiach dyplomatycznych zdecydowano, że wypełnione skarbem skrzynie zostaną zwrócone Polakom. Bank Polski postanowił, że odzyskane kosztowności zostaną ulokowane w USA, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Ostatecznie złoto zostało przejęte przez polska komisje pod przewodnictwem dyrektora Michalskiego na przełomie lutego i marca 1944 r. Do końca października tego roku poszczególne partie złota - pomimo toczącej się na Atlantyku wojny - dotarły w swoje miejsca docelowe w Londynie, Ottawie i Nowym Jorku.

Niemal 100 ton polskiego złota przetrwało burzliwe czasy II wojny światowej bez żadnego uszczerbku. Na podstawie zachowanych dokumentów można dokładnie odtworzyć co się z nim działo między wrześniem 1939 r. a rokiem 1945. Co stało się ze skarbem po wojnie?  Tutaj odpowiedzi nie są już takie oczywiste....

Tuż po wojnie 11 ton zatrzymała Wielka Brytania jako rekompensatę za poniesione wydatki na rzecz polskich potrzeb cywilnych. Większość złota pozostało w zagranicznych bankach i miało służyć jako podstawa do pożyczek i pobierania jego równowartości w różnych formach na potrzeby odbudowy zrujnowanego kraju. Majątek ten został przejęty przez komunistyczne władze PRL, a dawny właściciel złota - Bank Polski - w 1952 r. został zlikwidowany. Głównym dysponentem polskiego złota z ramienia rządu PRL był Hilary Minc. Nie wiadomo jednak jak dokładnie zostały wykorzystane odzyskane środki. Nie wiadomo też co stało się ze zdeponowanymi za granicą jeszcze przed wojną 20 tonami polskiego złota. Powojenne losy złota II RP wciąż czekają na szczegółowe opracowanie - o ile to w ogóle możliwe.

Więcej na ten temat przeczytasz m. in w następujących publikacjach:

  • Wojciech Surmacz, "Porwane złoto II RP" w: Forbes
  • Wojciech Rojek, "Wojenne losy polskiego złota" w: "Bankoteka", wrzesień 2014.