Pociąg do pociągu

Franciszek Kucharczak

|

GN 37/2015

publikacja 10.09.2015 00:15

Kto pragnie dóbr, ten wygrywa z tym, kto boi się je stracić.

Pociąg do pociągu rysunek franciszek kucharczak /gn

W ostatnim czasie świat żywo zainteresował się dwoma pociągami. Tyle że jeden jest powszechnie pożądany, a drugi wręcz przeciwnie. Ten pierwszy jest (o ile w ogóle jest) pełen skarbów, a drugi pełen… no, też skarbów. Wiadomo przecież, że każdy człowiek to skarb. Kłopot jest taki, że te drugie skarby są bardzo łase na te pierwsze. I – nie czarujmy się – głównie dlatego masy ludzi prą przez granice. Niewielu tam, jak się zdaje, tych, co uchodzą przed prześladowaniem.

Wygląda na to, że prawdziwa migracja dopiero się zaczyna, bo masy ludzi z zewnątrz już się zorientowały, że możliwe jest dobranie się do skarbów zgromadzonych przez białych bogaczy z Zachodu. Europejczycy zaczynają się niepokoić, bo przybysze niekoniecznie wyglądają jak baranki, co uszły przed rzezią. To nie zawsze ocaleńcy, wdzięczni, że żyją, częściej to rośli faceci w wieku poborowym, wyglądający jakby przychodzili po to, co się im należy.

Ale przecież czy mogło być inaczej? Jeśli dzisiejsi Europejczycy powtarzają błędy starożytnych Rzymian, to i upadek ich cesarstwa też przerobią. Dawne imperium, z którym nie mogło się równać żadne państwo, w końcu zapadło się pod własnym ciężarem. Rozleniwione i obrośnięte sadłem społeczeństwo nie mogło powstrzymać dzikich sąsiadów. Barbarzyńcy rwali się do bogactw Rzymu, a gdy wielu ludzi mocno czegoś chce, nie zdołają ich powstrzymać ci, którzy nie wiedzą, czego chcą. Więc pękły granice i wspaniała, wielowiekowa cywilizacja legła w gruzach.

Teraz też tak musi się stać, jeśli Europejczycy dalej będą brnęli w nihilizm. Jeśli jedynym, czym imponuje światu Europa, jest zamożność, to ten złoty sen niedługo się skończy. Bo to jest sen człowieka, który już niczego nie chce, poza zachowaniem tego, co zebrał. Nie ma w nim żaru, żadnej idei. Ten człowiek skulił się, chroniąc worek z kasą. Nie tworzy i nie walczy, nie idzie do przodu, lecz tylko odcina kupony od zebranego dobra.

Europa staje się społeczeństwem rentierów. To ludzie znudzeni, skupieni na wynajdywaniu coraz nowych „praw”. Jest już prawo do pozbycia się potomstwa, do posiadania potomstwa, do eutanazji, do bycia mężczyzną, bycia kobietą, bycia transem, biseksualistą, aseksualistą, do poślubiania się w dowolnych konfiguracjach i do rozwiązywania dowolnych związków. I tak dalej. A do tego dochodzi przekonanie o własnej dobroci, tolerancji, opiekuńczości. I choć Europa morduje na potęgę swoje nienarodzone dzieci – i coraz częściej starców – to jednocześnie szczyci się, że u nas nie ma kary śmierci, że mamy podjazdy dla niepełnosprawnych i zasiłki dla bezrobotnych.

Przypomina to samozadowolenie człowieka z Jezusowej przypowieści, który zgromadził wielkie zapasy i chciał się nimi rozkoszować, gdy usłyszał: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” (Łk 12,20).

Europa umiera, bo wyrzekła się płodności – i fizycznej, i duchowej. A gdy bezdzietny bogacz umiera, zbiega się mnóstwo „spadkobierców”. Oby się ten bogacz przynajmniej na łożu śmierci pojednał z Bogiem.

* * *

Utrudnienie zguby

Amerykańska urzędniczka Kim Davis siedzi w więzieniu – i posiedzi, aż zmieni zdanie. Tak zdecydował sąd, bo kobieta odmówiła wydawania aktów małżeństwa związkom homoseksualistów. A trzeba je wydawać, gdyż Sąd Najwyższy USA niedawno nakazał udzielać takich „ślubów” na terenie całego kraju. Urzędniczka, która 4 lata temu nawróciła się i została chrześcijanką, nie chce wydawać potwierdzających to dokumentów (jest sekretarzem gminy Rowan), nie zgodziła się też na to, żeby wydawali je jej zastępcy. Nie można jej wyrzucić z pracy, bo legislatura stanowa, która ją wybrała, zbiera się dopiero w styczniu. Tak więc spragnione „małżeństwa” homopary muszą czekać. Ludzie natomiast komentują to różnie, na przykład tak, że Davis mogła przecież ustąpić i miałaby czyste ręce. Ano prawda, mogła. Jest nawet świetlany wzorzec takiej postawy. Nazywa się Poncjusz Piłat.

Proste rzeczy

W związku z nadchodzącym synodem o powołaniu i misji rodziny, kard. Gerhard Müller przypomniał, że Komunia dla rozwiedzionych, którzy żyją w nowych związkach, albo uznanie związków homoseksualnych to nie są tematy, na których powinno koncentrować się duszpasterstwo. Zauważył, że nie można zmieniać katolickiej nauki o małżeństwie, tak aby pasowała do oczekiwań społeczeństwa. Wskazał na dechrystianizację widoczną w Niemczech – na wielką liczbę odejść z Kościoła, opuszczone konfesjonały, klasztory i seminaria, i przestrzegł przed opiniami, że gdzie indziej też muszą takie procesy nastąpić. Wyraził przekonanie, że w Niemczech można przeciwdziałać kryzysowi chrześcijaństwa poprzez gorliwą nową ewangelizację. Rysuje się więc intencja modlitwy: żeby to było jasne dla uczestników synodu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.