Dwie rewolucje


ks. Marek Gancarczyk


|

GN 37/2015

Po liście papieża Franciszka z ubiegłego tygodnia pojawiły się komentarze, że ojciec święty dokonał rewolucyjnego posunięcia.


Dwie rewolucje


Przypomnę, że Franciszek zarządził, by w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia każdy ksiądz mógł rozgrzeszać z grzechu aborcji. Rewolucyjność decyzji – zdaniem wspomnianych komentatorów – miałaby polegać na tym, że do tej pory Kościół nie był miłosierny, a teraz takim się stanie. Trudno o większą bzdurę. Każdy spowiadający ksiądz doskonale zna uczucie ogromnej radości – od której nie ma chyba większej – kiedy może rozgrzeszyć z poważnych grzechów, a takim na pewno jest aborcja. Jeżeli Kościół wprowadził dodatkowe obwarowania dotyczące rozgrzeszania z tego grzechu (o czym szerzej piszemy na ss. 26–27), 
to zrobił to tylko po to, by wskazać na wagę spowodowanego nim zła. Franciszek dostrzega ten problem, bo w liście napisał m.in.: „Dramat aborcji przeżywany jest przez niektóre osoby ze świadomością powierzchowną, jakby niemal nie zdawały sobie sprawy z tego, jak wielkim złem jest ten akt”. 



Wróćmy jednak do rzekomej wyjątkowości papieskiej decyzji. Pod pewnym względem była ona rzeczywiście rewolucyjna. Otóż przez dwa dni w wielu programach telewizyjnych dziennikarze i komentatorzy mówili o tym, że aborcja jest grzechem, a każdy, kto żałuje i prosi o przebaczenie, może je otrzymać w konfesjonale. Cudowna katecheza! Za sprawą papieskiego listu religijny język wszedł do przestrzeni publicznej. Franciszkowi udała się znakomita rzecz – sprowokował dziennikarzy do rozmowy o grzechach, żalu za grzechy, spowiedzi. 
To prawdziwa rewolucja, nawet jeżeli trwała tylko parę dni. Przypuszczam, 
że niejedna osoba mogła zostać zachęcona 
do wyspowiadania się, niekoniecznie dopiero w Roku Miłosierdzia, ale od razu.



A teraz jeszcze raz o imigrantach. Przed 
tygodniem napisałem, że bogaci mają obowiązek pomagać biednym, ale ci ostatni nie mają prawa pomocy wymuszać, a nielegalne przekraczanie granic 
czy wdzieranie się do pociągów jest stosowaniem siły. Nie ukrywam, że z oceną fali imigracji mam niejaki problem. Nie jestem przeciwny przyjmowaniu uchodźców z otwartymi rękami, ale pewnych zachowań nie rozumiem. Dlaczego wielu z nich nie chce pozostać w Austrii, na Węgrzech czy choćby w Grecji. Każdy z tych krajów jest nieporównanie bogatszy i bezpieczniejszy od ojczyzny, którą opuścili. Jasne, że w Grecji czy na Węgrzech nie byłoby im tak dobrze jak w Niemczech, ale zapewne ani głód, a tym bardziej śmierć tam im nie zagrażają. Z kolei apel Franciszka, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę, uważam za rewolucyjny. Wymagający, ale godny wsparcia. Przede wszystkim dlatego, że papież obowiązek miłosierdzia składa na barki konkretnych wspólnot, a nie instytucji państwowych, unijnych czy jakichkolwiek innych. Łatwo rozdaje się cudze pieniądze, o wiele trudniej własne. Miłosierny Samarytanin zapłacił za opiekę nad ocalonym z własnych pieniędzy. 
Po drugie, gdyby rzeczywiście każda parafia przyjęła jedną rodzinę, można by uniknąć tworzenia wielkich skupisk imigrantów. Byłaby szansa, że każda rodzina zostanie potraktowana indywidualnie, a nie jak bezimienny tłum. Oczywiście taka rodzina też zostałaby postawiona przed trudnym zadaniem, by jakoś dostosować się do trybu życia ludzi, którzy ją przyjmują.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.