Papieski znak pokoju

Mariusz Majewski

W informacji o tym, że Franciszek na czas Roku Miłosierdzia pozwala wszystkim kapłanom na rozgrzeszanie z aborcji jest jeszcze jeden bardzo ważny wątek. Związany z Bractwem św. Piusa X.

Papieski znak pokoju

List Ojca Świętego do przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji abp. Salvatore Fisichelli zyskał duży rozgłos. Komentatorzy skupili się głównie na rozgrzeszaniu z aborcji. Dominikanin o. Jacek Szymczak stwierdził w komentarzu opublikowanym przez KAI, że Franciszek chce przede wszystkim otworzyć drzwi Kościoła tym, którzy są z niego wykluczeni.

W tym kontekście należy widzieć nie tylko kobiety z dramatycznym brzemieniem dokonanych aborcji. Papież wprost stwierdził, że Jubileuszowy Rok Miłosierdzia nie wyklucza nikogo. Dlatego zauważa również wiernych, „którzy z różnych powodów uważają za stosowne chodzenie do kościołów, w których posługują kapłani z Bractwa św. Piusa X”. Podkreśla ich szczere intencje i trudną sytuację duszpasterską. 

I najważniejsze: „Ufam, że w bliskiej przyszłości będzie można znaleźć rozwiązania pozwalające przywrócić pełną jedność z kapłanami i przełożonymi Bractwa” – napisał papież w tym liście. Tymczasem postanowił, że osoby, które w Roku Świętym Miłosierdzia przystąpią do sakramentu pojednania u kapłanów z Bractwa św. Piusa X, otrzymają ważne i zgodne z prawem rozgrzeszenie.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Księża z Domu Generalnego bractwa podziękowali Ojcu Świętemu za tę decyzję, o której dowiedzieli się z mediów. Nazwali ją „ojcowskim gestem”. – „Podczas tego roku nawrócenia kapłani należący do Bractwa Św. Piusa X w sposób szczególny zatroszczą się o to, by z nową siłą pełnić posługę w konfesjonałach, naśladując dany wszystkim kapłanom wzór niestrudzonego poświęcenia, św. Proboszcza z Ars” – zadeklarowali. 

Gest Franciszka, który wydaje się być drobnym, ma duże znaczenie. Krótko przypomnę, że Bractwo za swoim założycielem abp. Marcelem Lefebvrem uważa, że Kościół znajduje się w wielkim kryzysie, za którym stoją nie tylko zewnętrzne zagrożenia, ale także wewnętrzna słabość, głównie modernizm. Jego członkowie odrzucają dużą część Soboru Watykańskiego II. Jako niezbędne lekarstwo i warunek katolickiej tożsamości postulują powrót do tradycji. 

Dialog Watykanu ze zwolennikami tradycyjnej liturgii, często nazywanymi „lefebrystami” trwa już od kilkunastu lat. Wydawało się, że przez długi czas nic w tej sprawie nie zmieniało się na lepsze. Obecne dobre relacje są wynikiem żmudnych ustaleń doktrynalnych i teologicznych, dotyczących także interpretacji dokumentów ostatniego soboru. Spora w tym zasługa papieża-seniora Benedykta XVI, który na mocy motu proporio „Summorum Pontificum” z 2007 r. rozszerzył na cały Kościół prawo do sprawowania Mszy św. w nadzwyczajnej formie obrządku rzymskiego, w języku łacińskim. A 2 lata później zdjął ekskomunikę z czterech biskupów wyświęconych przez abp. Lefebvre’a. 

Obserwując i słuchając papieża Franciszka od początku jego pontyfikatu, nie mam wątpliwości, że chce On opierać nową ewangelizację o Słowo Boże i siłę tradycji. A wbrew krytyce z jaką spotyka się papieskie podejście do liturgii, śmiem twierdzić, że Ojciec Święty doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż jest ona źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia. Pewnie podpisałby się także pod słowami Jana Pawła II, że „człowiek jest drogą Kościoła”. Dlatego walczy o wewnętrzną jedność Kościoła. Nic tylko kibicować. I przede wszystkim modlić się o to.