Trudne początki prezydenta

Wojciech Teister

Jak na razie to nie "Newsweek" jest głównym twórcą kłopotów Dudy, ale sam prezydent.

Trudne początki prezydenta

Każdej nowej roli trzeba się nauczyć. Roli tak ważnej jak sprawowanie funkcji głowy państwa też. Nikt nie rodzi się prezydentem. Ani Wałęsa, ani Kwaśniewski, ani Kaczyński, ani Komorowski. Duda też nie. Temu ostatniemu start prezydentury przypadł na szczególnie trudny czas - zarówno pod względem sytuacji międzynarodowej (wojna na Ukrainie, problem imigrantów i kryzys grecki) jak i wewnętrznej (środek kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi).

Początki kadencji bywają trudne i w ostatnich dniach PAD zaliczył kilka wpadek. Wbrew tezom lansowanym przez "Newsweeka" jednak to nie nadęty i bzdurny temat kilometrówek jest dziś głównym problemem Dudy. Te już wielokrotnie zostały wyjaśnione i są drobnostką w porównaniu z podobnymi wydatkami polityków ekipy rządzącej (np. premier Kopacz i marszałka Borusewicza). Jak dotąd największe kłopoty prezydent tworzy sobie sam.

Póki co możemy mówić o dwóch potknięciach. Pierwsze to falstart z wypowiedzią ws. Ukrainy. Nie chodzi o to czy pomysł włączenia Polski do rozmów ws. wschodniego sąsiada jest dobry czy nie. Rzecz w tym, że przed ogłoszeniem swojego pomysłu na konferencji prasowej warto omówić koncepcję z wszystkimi zainteresowanymi i wybadać czy pomysł ma w ogóle szanse realizacji. Chociażby przez wzgląd na powagę sprawowanego urzędu i autorytet Polski na arenie międzynarodowej.

O ile jednak tę sprawę można uznać za potknięcie stawiającego pierwsze kroki prezydenta, o tyle drugi błąd jest bardziej niepokojący i można go zaliczyć do kategorii błędów taktycznych. Mam na myśli brak spotkania z Andrzeja Dudy z Ewą Kopacz. Nie to, żebym podejrzewał panią premier o chęć współpracy - choć nie przepuszcza ani jednej okazji, by wezwać prezydenta do spotkania, to całokształt jej działań (szczególnie nieustanne apele medialne) dowodzi, że współpraca z Dudą jest ostatnim na czym jej zależy. Jednak szef rządu - niezależnie z jakiej partii się wywodzi - powinien być pierwszym politykiem, z którym spotyka się nowo zaprzysiężony prezydent. I tłumaczenie, że Ewa Kopacz obecnie prowadzi kampanię wyborczą (co jest prawdą) nie jest trafione. Czy prezydent tego chce czy nie, jakiś rodzaj współpracy między "dużym" i "małym pałacem" jest nieunikniony. Nie musi to oczywiście być Rada Gabinetowa, którą chce wymusić w czasie kampanijnego show Ewa Kopacz. Co więcej zgoda na propozycję premier byłaby teraz przejawem uległości Dudy, na co Kancelaria Prezydenta - z politycznego punktu widzenia - nie powinna sobie pozwalać. Jednak jakaś forma konsultacji jest wskazana. Brak takiego spotkania, jakiejś formy ustalenia zasad współistnienia, pozostawia pewien niesmak i zmusza Polaków do oglądania medialnych łkań szefowej PO.

I co z tego, że ten cyrk przed kamerami ws. spotkania prowokuje Ewa Kopacz na peronach polskich dworców? I co z tego, że premier wylewa żale przed kamerami po to, by zbudować negatywny wizerunek prezydenta? Gdyby Duda wprowadził dobry zwyczaj i tuż po zaprzysiężeniu wezwał Ewę Kopacz na spotkanie do Pałacu, wtedy to on rozgrywałby karty, a nam oszczędzono by medialnego teatrzyku z szefową rządu i głową państwa w rolach głównych.