Lekcja łaciny

Stefan Sękowski

|

GN 35/2015

publikacja 27.08.2015 00:15

Do Lichenia zjechali miłośnicy tradycyjnej liturgii z całej Polski. Ćwiczą się w śpiewie, służbie ołtarza i celebracji Mszy swoich rodziców i dziadków.

Lekcja łaciny W sierpniu przez tydzień w kościele Matki Bożej Częstochowskiej w Licheniu codziennie odbywały się Msze św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego henryk przondziono /foto gość

Jest rano, z kościoła św. Doroty w Licheniu dochodzą śpiewy: najpierw „Kiedy ranne wstają zorze”, później stare polskie pieśni nabożne. Nic dziwnego, w końcu to sanktuarium ma bardzo polski, ludowy charakter. Jednak gdy wchodzę do środka, widzę coś niecodziennego. Ksiądz, ubrany w rzadko dziś wykorzystywany ornat skrzypcowy, stoi przodem do ołtarza, ale jednocześnie tyłem do wiernych. Gdy wierni przestają śpiewać, odwraca się do nich i odmawia modlitwy po łacinie. – To tzw. polska Msza, w jakiej często uczestniczyli nasi dziadkowie i babcie. Czyli Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, ale ze śpiewem ludowym zamiast chorału – tłumaczy mi później wysoki chłopak, który brał udział w liturgii. – „Polska Msza” to dowód na to, że i stara liturgia miewała lokalną specyfikę – dodaje.

Odkurzanie mszałów

Ten chłopak to Dawid Gospodarek. Ma 27 lat, za sobą burzliwą młodość, nawrócił się podczas Przystanku Woodstock. Dziś jest sekretarzem redakcji miesięcznika „List”, a do Lichenia przyjechał na warsztaty tradycyjnej liturgii „Ars Celebrandi”, organizowane przez Stowarzyszenie Una Voce Polonia w trzecim tygodniu sierpnia. Oprócz niego jest tu około 200 uczestników warsztatów. To księża (około 50), ministranci, chórzyści, zwykli wierni świeccy, którzy chcieli poszerzyć swoją wiedzę na temat Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. – Odkrycie starej liturgii pomogło mi uformować neoficką pobożność. Ta forma Mszy zachwyciła mnie logiką, spójnością, niezwykle bogatą symboliką. Gdy studiowałem dogmatyczne traktaty, odkryłem, że stanowi też idealną katechezę o właściwej relacji Boga i człowieka i o tym, czym rzeczywiście jest Eucharystia – tłumaczy Gospodarek.

Do Lichenia przyjechali przede wszystkim młodzi ludzie, którzy zachwycili się starą formą. Adam z Poznania o „starej Mszy” dowiedział się podczas diecezjalnego kursu ministranckiego. – Usłyszałem wtedy, jak poprawnie powinna być odprawiana liturgia, i byłem w szoku, ile nadużyć występuje w naszych kościołach. Ktoś powiedział coś o nadzwyczajnej formie i chciałem ją poznać. Teraz służę i w jednym, i drugim rycie, do Lichenia przyjechałem, by doszkolić się w ministranturze – opowiada. Jeszcze niedawno taka sytuacja byłaby chyba niemożliwa. Stare mszały odłożono na półki w 1969 roku, w trakcie posoborowej reformy liturgicznej. Tam kurzyły się i powoli odchodziły w zapomnienie. Gdzieniegdzie odprawiano Mszę w starym rycie, choć wymagało to specjalnego pozwolenia biskupa. Nie przejmowali się tym np. lefebryści, dlatego odprawianie mszy w ten sposób kojarzone było przez wielu głównie z kontestacją Soboru Watykańskiego II. Sytuacja zmieniła się w 2007 roku, kiedy Benedykt XVI ogłosił motu proprio „Summorum Pontificum”. Od tego czasu dostęp do Mszy w rycie trydenckim jest o wiele łatwiejszy, teoretycznie wystarczy bowiem, by grupa wiernych poprosiła proboszcza o pozwolenie na odprawianie Mszy św. w formie nadzwyczajnej. I jeśli nie ma ku temu jakichś szczególnych przeciwwskazań, ten powinien na to pozwolić. Dziś Msza św. w formie nadzwyczajnej odprawiana jest, mniej lub bardziej regularnie, w prawie 90 kościołach w całej Polsce – m.in. w katedrze wawelskiej czy bazylice prymasowskiej w Gnieźnie.

Jedna ze wspólnot

Co ciągnie tych ludzi do starej formy? W rozmowach powtarzają się argumenty estetyczne, a także krytyka współczesnego liturgicznego niechlujstwa. Ks. Bartosz Gajerski OPS z parafii Łubno-Opace w diecezji przemyskiej wskazuje przede wszystkim na korzyści duchowe, jakie czerpie z odprawiania Mszy św. w ten sposób. – Sprawowanie Eucharystii w tym rycie nauczyło mnie pieczołowitości – mówi GN. Tacy ludzie tworzą w swoich parafiach lokalne środowiska. Koordynator warsztatów Tomasz Olszyński jest ceremoniarzem w Gdańsku i jednym z liderów tamtejszego Środowiska Tradycji Katolickiej. – Msze święte odbywają się w Gdańsku, Rumi, Gdyni, niedługo ruszają w Sopocie. Ale nasza wspólnota nie spotyka się tylko na Eucharystii. Przykładowo w Gdańsku mamy scholę, wspólnotę ministrantów, duszpasterstwo akademickie czy Żywy Różaniec. Nie zamykamy się w swoim gronie – niedawno z okazji peregrynacji figury MB z Lourdes zaprosił nas proboszcz parafii w Żukowie, innym razem gościliśmy z przygotowaną przez nas Mszą św. na rekolekcjach oazy – opowiada GN. Podobne środowiska funkcjonują też w wielu innych miejscach, choćby w Opolu, Poznaniu czy Bydgoszczy. W niektórych diecezjach – np. w Szczecinie czy we Wrocławiu – miejscowi biskupi ustanowili nawet duszpasterstwa dla miłośników „starej Mszy”. Często funkcjonują podobnie jak inne wspólnoty przy parafiach. – Istnieje ryzyko, że niektórzy wierni mogą utracić kontakt z parafią. Nie powinno tak być, każdy z nich powinien włączać się w życie parafii. Niestety czasami dzieje się tak z powodu duszpasterzy, którzy nie chcą lub nie potrafią stworzyć im przestrzeni działania – mówi ks. Gajerski.

Na szczęście pozytywne przykłady można mnożyć, choć taki układ wymaga dobrej współpracy. Wiele kościołów, przede wszystkim nowych, nie jest dostosowanych do odprawiania Mszy w formie nadzwyczajnej. – We Wrocławiu mamy Msze św. o godz. 9 i 18 w kościele Najświętszej Maryi Panny na Piasku. To są bardzo dobre pory, ale z uwagi na to, że po Mszy św. o godz. 9 jest jeszcze kolejna, musi zostać sprawnie odprawiona. Dodatkowo w zimie dzielimy z całą parafią jedną kaplicę: wtedy przed Mszą św. i po trzeba szybko przesunąć ołtarz i nieco dostosować wystrój – opowiada Konrad Zagajewski, który na warsztaty chorału przyjechał z dwoma synami.

Skrzynia pełna skarbów

W Licheniu nie ma tego typu problemów. Kustosz sanktuarium udostępnił warsztatowiczom cały kościół Matki Boskiej Częstochowskiej; zajęcia odbywają się też w pobliskich salkach. Codziennie w dwóch blokach uczestnicy uczą się (w zależności od stanu, płci i zainteresowań) odprawiania Mszy św., śpiewu, gry na organach i służby liturgicznej. Większość warsztatów prowadzą świeccy. – W chorale gregoriańskim najtrudniejsze jest chyba przyzwyczajenie się do zapisu nutowego: nawet jeśli nie umiemy czytać nut, to gdy widzimy pięciolinię, wiemy, o co chodzi – a tu mamy jakieś kwadraciki, wąsy – śmieje się Magdalena Krzywda-Krzysteczko ze Świętochłowic, która prowadzi zajęcia z chorału dla kobiet. Na co dzień kieruje chorzowską scholą Nativitatis, na warsztaty przyjechała z rodziną. Jest przykładem tego, że biorą w nich udział nie tylko zagorzali „tradsi”, bo na Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego uczęszcza rzadko. – Nowa Msza może czerpać ze starej, czego przykładem jest choćby właśnie śpiew. Chorał gregoriański nadal stanowi podstawę muzyki w Kościele – mówi GN Paweł Bębenek, który na warsztatach prowadzi kurs śpiewu polifonicznego. Z kolei 15-letni Bartosz Mikrut z Wieprza pod Wadowicami uczy się służenia do Mszy solennej i cierpliwie tłumaczy mi, co to właściwie jest. – To bardziej uroczysta forma, którą kapłan odprawia razem z diakonem i subdiakonem, zazwyczaj przy specjalnych okazjach. W Polsce najczęściej celebruje się Msze śpiewane. Ale w czasie warsztatów mieliśmy możliwość uczestniczenia także w bardzo uroczystej Mszy św. pontyfikalnej, bo odwiedził nas niemiecki bp Athanasius Schneider – opowiada. Niemal każdego dnia uczestnicy warsztatów mogą poznać coś nowego, jak choćby bardzo rzadko sprawowaną Mszę św. w rycie dominikańskim. – Przez 750 lat był to ryt właściwy dla zakonu dominikanów. Dziś bardzo niewielu ojców go sprawuje. Ale warto, by choćby od czasu do czasu Msza św. była odprawiana w tym rycie. To dziedzictwo kulturowe nie tylko Kościoła, ale i całej Europy – mówi Dominika Krupińska, jedna z organizatorek warsztatów. Podsumowaniem nauki jest wspólna Eucharystia. Dziś jest to Msza solenna – do kościoła w procesji wchodzą liczni ministranci, za nimi kolejni księża, słychać żeński chór gregoriański. W ławkach siedzą także pielgrzymi, którzy przyszli tu z ciekawości (informacje o warsztatach rozchodzą się po całym sanktuarium). Ksiądz głosi kazanie o św. Bernardzie, mówi o pokorze, która musi cechować tradycjonalistów, by nie czuli się lepsi od innych wiernych. Wieczorem śpiewamy wspólnie kompletę. Nieraz jest nierówno, ktoś wyrywa się z nie swoją kwestią do przodu. Spokojnie, nie od razu Rzym zbudowano.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.