Zło niepojęte

Piotr Legutko

Zbrodni do jakiej doszło w Kamiennej Górze nie da się wpisać z żaden schemat. Jest anomalią, tragedią stanowiącą całkowite odstępstwo od normy.

Zło niepojęte

Nie sposób pojąć, wytłumaczyć czy zrozumieć, dlaczego ktoś mógł zaatakować siekierą 10 letnią dziewczynkę. Śmierć całkowicie przypadkowej ofiary poruszyła wszystkich. Mówi o niej cała Polska. Naturalną reakcją w takiej sytuacji jest modlitwa, palenie zniczy. Nową modą pisanie listów i zostawianie ich na miejscu tragedii. 

Media relacjonujące podobne zbrodnie stają wobec odwiecznego dylematu: jak zaspokoić ogromne zainteresowanie każdą informacją dotyczącą zabójstwa, nie naruszając prywatności i szanując cierpienie bliskich ofiary. Jak pisać o zabójcy, nie podsycając kipiącej w ludziach żądzy odwetu, albo – z drugiej strony - nie czyniąc z niego bohatera zbiorowej wyobraźni. Niestety, obie te skrajności stają się we współczesnych mediach standardem. Napisano o tym już wiele książek, zrobiono mnóstwo filmów (może nawet za dużo).

Do przekroczenia granicy przyzwoitości doszło już w dzień po zbrodni, za sprawą „Faktu”, który na okładce i w środku opublikował zdjęcia konającej dziewczynki, zrobione bezpośrednio po ataku. Powszechne oburzenie – nie tylko w środowisku ludzi mediów – sprawiło, że redaktor naczelny „Faktu” wydał oświadczenie w którym przyznał: „zrobiliśmy błąd i dlatego chcemy przeprosić wszystkich, którzy poczuli się zranieni, dotknięci tą publikacją lub uznali ją za niestosowną”. 

Zbrodni do jakiej doszło w Kamiennej Górze nie da się wpisać z żaden schemat. Jest anomalią, chorobą, zachowaniem stanowiącym całkowite odstępstwo od normy. Złem, które nie sposób na zdrowy rozum pojąć. Racjonalizowanie tego, jak wielu podobnych przypadków, które zdarzały się, zdarzają i niestety, zdarzać będą do niczego nie prowadzi. Tytuły w rodzaju „Zabił, bo nie mógł dostać pracy” są równie nie na miejscu, jak obciążanie policji odpowiedzialnością za to, że do tej akurat zbrodni doszło.  Nazywanie w mediach zabójcy „brutalnym psycholem” być może oddaje nastroje społeczne, ale do niczego nie prowadzi, podobnie jak skargi, że jego rodzice „zaatakowali dziennikarzy” i byli „wyjątkowo agresywni”.  

Na pewno warto dyskutować nad tym kogo i co z miejsca zbrodni powinno się pokazywać, a czego nie. Jakiego języka używać opisując rzeczywistość, której przecież zignorować nie sposób. Są w tej dziedzinie przykłady do naśladowania i do piętnowania. Te pierwsze można streścić krótko: dobrze, jeśli dziennikarz relacjonujący okoliczności zbrodni wykazuje się empatią i nie wychodzi z roli obserwatora. Opisuje (pokazuje) emocje, ale ich nie podkręca. Bo medium znaczy tyle, co pośrednik.