Tradsi nie gryzą

Stefan Sękowski

Za to pięknie śpiewają, a Msza św. z ich udziałem to prawdziwe dzieło sztuki. Miłośnicy „rytu trydenckiego” zjechali na warsztaty liturgiczne do Lichenia.

Tradsi nie gryzą

Jeśli ktoś uważa, że propagatorzy „starej Mszy” to krwiożerczy prawicowcy uważający posoborowy ryt za świętokradczy, widzący papieży II połowy XX wieku gotujących się na samym dnie Piekła w jednym kotle z Marcinem Lutrem i Janem Kalwinem, ten jest w błędzie. Wśród tradycjonalistów są pewnie i tacy ludzie – ale na Warsztatach Liturgii Tradycyjnej „Ars Celebrandi”, które właśnie trwają w Licheniu, ich nie spotkałem. Spotkałem za to księży uczących się tajników odprawiania Mszy św., nierzadko pod okiem… świeckich. Dziewczyny pięknie śpiewające chorał gregoriański, chłopaków służących do Mszy św. zarówno w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, jak i w tej znanej nam z kościołów parafialnych. Ludzi dbających o to, by ryt dominikański – przez prawie osiemset lat używany przez zakon kaznodziejski – nie uległ zapomnieniu. Przykłady można mnożyć.

Od kiedy papież Benedykt XVI ogłosił w 2007 roku motu prorpio „Summorum Pontificum” o wiele łatwiej jest uczestniczyć we Mszy św. odprawianej w rycie, który obowiązywał zachodnich katolików przez setki lat. Dziś miejsc, w których – w pełnej Komunii z Rzymem – odprawiane są takie Msze św. jest w Polsce ok. 90. Wierni, którym ta forma rytu jest bliska, niekoniecznie zamykają się we własnym gronie. Przykładowo na Pomorzu tamtejsze środowisko tradycji zorganizowało Mszę św. w tym rycie podczas rekolekcji Oazy. Zdarza się, że tradycjonalistyczne schole biorą udział w bardziej uroczystych „nowych” Mszach św., gdy potrzeba profesjonalnego wykonania chorału. Powoli (choć nie bez tarć) tradycjonaliści stają się akceptowaną wspólnotą – obok Neokatechumenatu, Odnowy w Duchu Świętym czy Ruchu Światło-Życie.

„Summorum Pontificum” zdecydowanie ucywilizowało relacje między miłośnikami „Trydentu” a „mainstreamowym” Kościołem. Gdy – przynajmniej formalnie – można ją bez przeszkód odprawiać w każdej parafii (wystarczy zgoda proboszcza), niknie pokusa kontestowania całej wspólnoty. Z drugiej strony otwarta obecność tradycjonalistów w parafiach rozwiewa stereotypy związane ze „starą Mszą” i ułatwia jej poznanie. I aby w niej uczestniczyć, wcale nie trzeba odrzucać nowego rytu – w Kościele, który współcześnie jest coraz bardziej „wspólnotą wspólnot”, każdy może znaleźć taką formę pobożności, która mu najbardziej odpowiada, i niekoniecznie musi to być powrót do starych form. Zresztą, wielu uczestników warsztatów chodzi na Msze św. w jednej i drugiej formie rytu (nie mówiąc o księżach, którzy przecież w swoich parafiach na co dzień odprawiają przede wszystkim Mszę św. w nowym rycie).

Dlatego proboszczu – jeśli przyjdą do Ciebie wierni i powiedzą, że chcą modlić się po staremu, nie bój się: oni nie gryzą. Choć mogą połknąć w całości.