Za naszą wschodnią granicą dojrzewa kolejny kryzys polityczny. Bojownicy Prawego Sektora kontrolują drogi wyjazdowe na Węgry i do Polski. Jeśli władze centralne Ukrainy nie znajdą politycznego rozwiązania konfliktu, ludzie znów mogą wyjść na place i ulice Kijowa.
Okolice Mukaczewa po starciach Prawego Sektora z miejscową milicją
str/EPA/PAP
Lwowski historyk, prof. Jarosław Hrycak, z którym rozmawiałem w lutym br., pytany o zagrożenia stojące przed Ukrainą powiedział, że dostrzega dwa: wojnę na Wschodzie i rosyjską agresję oraz korupcję i panoszenie się struktur przestępczych wewnątrz kraju. Nie wiem, dodał wtedy, które z tych zagrożeń jest większe. Wydarzenia na Zakarpaciu pokazują, że o ile sytuacja na Wschodzie ustabilizowała się, kryzys wewnętrzny i paraliż władzy w pozostałej części państwa pogłębia się. Media informują, że przygotowywane są akty prawne do ogłoszenia operacji antyterrorystycznej na Zakarpaciu. Trwają ruchy wojsk wewnętrznych, które z centralnych rejonów kraju przerzucane są w pobliże granicy z Węgrami. Nie traci także czasu Prawy Sektor. Jego kierownictwo wycofało część jednostek ze Wschodu i zapowiada, że nie pozwoli na użycie siły wobec swoich bojowników, którzy nadal kryją się w okolicach Mukaczewa.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.