Kulturowa rozkładanka

Andrzej Nowak

|

GN 29/2015

Czy warto polecić horror jako lekturę? Jak najbardziej – kiedy tylko nie jest wymysłem chorej fantazji, ale precyzyjnym opisem rzeczywistości, która nas dotyczy.

Kulturowa rozkładanka

Kiedy okazuje się przerażająco mądrą diagnozą sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, i jeszcze bardziej upiorną prognozą tego, co najprawdopodobniej z nami się stanie. Jeśli się nie ockniemy i nie spróbujemy zatrzymać samobójczego mechanizmu Oświecenia.

Horror, o którym mówię, nosi taki właśnie tytuł – „Samobójstwo Oświecenia?”. Napisał go wraz z zespołem swoich współpracowników prof. Andrzej Zybertowicz, najciekawszy może dzisiaj polski socjolog. Ponad 500-stronicowy tom studiów łączy analizę technologiczno-informacyjnych trendów z pytaniami o naturę władzy w XXI w. i niepokojem o przyszłość natury człowieka.

Oświecenie, słowami Kanta, wzywało człowieka, by odważył się być mądrym, by odrzucił krępujące go autorytety, z tradycją na czele, by przełamywał wszystkie ograniczenia. Zrodziła się więc nieograniczona wiara w postęp, religia nauki, gotowa zaoferować w końcu swoim wyznawcom „wolność morfologiczną”, to jest prawo do swobodnego wyboru formy istnienia: chcę być kobietą, choć urodziłem się mężczyzną – proszę bardzo; chcę zostać matką w wieku 70 lat – jak najbardziej; chcę mieć siedem żyć – cóż, pracujemy nad tym…

Profesor Zybertowicz zwraca uwagę na zaawansowane programy współczesnej neuronauki, realizowane m.in. przez amerykańską agencję wojskową DARPA, mające za pomocą psychofarmakologii oraz inżynierii biologicznej wyprodukować ludzi-roboty pola walki. Wskazuje na eksperymentalne prace petersburskiego Instytutu Mózgu Ludzkiego, w którym prowadzi się operacje chirurgiczne usuwające części mózgu odpowiadające za „zaburzenia obsesyjno- -kompulsyjne”.

W Ameryce odkrywa się różnice, jakie mają podobno dzielić mózgi osób o poglądach „konserwatywnych” (niesłusznych) od „liberalnych” (słusznych). Może operacja albo implant poradzą sobie z niesłusznymi poglądami raz na zawsze? Władza może zechcieć wykorzystywać zdobycze neuronauki, żeby oduczyć ludzkie mózgi „niewłaściwych” pragnień, np. pragnienia buntu. Albo wymazać „niewłaściwą” pamięć.

To staje się już możliwe. Po przewrocie kopernikańskim, korygującym miejsce człowieka w astronomicznym obrazie świata, po przewrocie darwinowskim, minimalizującym dystans między człowiekiem a innymi gatunkami do znikomych różnic genetycznych, wyniku ślepej ewolucji, przychodzi trzeci przewrót, który przynosi „neuronauka”. Polega ten przewrót na pełnej materializacji naszego umysłu. Nie tylko nie ma duszy, nie ma nawet żadnego stałego umysłu, tożsamości – tylko chemia i przepływy energii, które można regulować i kontrolować. Jak pisze Zybertowicz, umysł człowieka przestał być w tej perspektywie „czarną skrzynką”, a stał się zwyczajną skrzynką z narzędziami, wykorzystywanymi na potrzeby rynku czy nowych technik nadzoru. Kto jednak nas nadzoruje? Władza ma charakter coraz bardziej rozproszony, „władza bez podmiotu”, władza algorytmów, które wybierają dla nas w sieci gotowe podpowiedzi, a inne informacje ukrywają.

Rysuje się perspektywa totalnej inwigilacji i zarazem powszechnej apatii – każdy może nie wychylać się ze swojego „akwarium”, które do jego indywidualnych fantazji przygotowują algorytmy „dobroczynnego” internetu. Społeczna energia, jak pisze Zybertowicz, ulega rozproszeniu w aktach konsumpcji i aktywności on-line. Oczywiście wszystko to dzieje się pod hasłami niepowstrzymanego rozwoju nauki i postępu w służbie człowieka. Może to jednak nie rozwój, tylko zwój, nie postęp, tylko występ – przeciw człowiekowi? Tak dokonuje się na pewno kulturowa rozkładanka, której znaczenie dostrzegał już przed laty m.in. Leszek Kołakowski: Oświecenie najpierw doprowadziło do oderwania jednostki i społeczeństwa od historii, od pamięci, od tradycji, następnie do negacji wartości absolutnych, wreszcie do ontologicznej destrukcji jednostki, która staje się strumieniem sterowanych z zewnątrz zmiennych impulsów.

Elity opiniotwórcze, które powinny wysyłać sygnały ostrzegawcze przed konsekwencjami takiej „rozkładanki”, zostały – zauważa Zybertowicz – w znacznym stopniu zamienione w szeregi karnych „fikcjonariuszy”: funkcjonariuszy fikcji. Niedługo będzie można je zastąpić masowo wszczepianym implantem. (Wyobraźmy sobie: zamiast Tomasza Lisa i „Gazety Wyborczej” – malutki implant, podpowiadający nam 3600 sekund na godzinę, co mamy myśleć, co wybierać, na co się oburzać…

Strach! Jeszcze zatęsknimy za Stalinem – ten przynajmniej był człowiekiem, miał twarz, choć ospowatą i groźną. No i był śmiertelny). Czy jeszcze możemy tę ponurą wizję niedalekiej przyszłości zatrzymać, odwrócić? Do tego właśnie wzywa w swych przenikliwych analizach fascynująca książka prof. Zybertowicza i jego zespołu. To akurat nie są fikcjonariusze, tylko obrońcy honoru nauki świadomej swoich ograniczeń i zagrożeń, jakie może stworzyć.

Do jakiego wniosku nas prowadzą? Najkrócej wyraża go ten wers z Ewangelii Mateusza: „Cóż za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?”. Zaiste – musimy sobie to pytanie powtórzyć, z całą mocą, zanim przepadnie bez śladu nasza dusza, zastąpiona przez neuronaukę swoją „ulepszoną” wersją. Trzeba zahamować tempo zmian, jakie bezrefleksyjnie wprowadzają technologia i nauka – trzeba to zrobić, żeby lepiej poznać skutki zmian już dokonanych. Trzeba powrócić do chrześcijańskiej wizji osoby ludzkiej i metafizycznych, niedających się opisać przez neuronaukę źródeł jej godności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.