To nie propozycja, lecz szantaż

Piotr Legutko

|

GN 29/2015

publikacja 16.07.2015 00:15

O tym, co zawiera zaproponowana przez rząd oferta pomocy dla „frankowiczów” z Maciejem Pawlickim, prezesem Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, rozmawia Piotr Legutko

Maciej Pawlicki publicysta, reżyser,  producent telewizyjny  (m.in. współautor programów „Warto rozmawiać”, „Polacy”) i filmowy. Inicjator projektu „Życie za Życie”, poświęconego pamięci Polaków ratujących Żydów podczas II wojny światowej. Kieruje też Stowarzyszeniem Stop Bankowemu Bezprawiu. Maciej Pawlicki publicysta, reżyser, producent telewizyjny (m.in. współautor programów „Warto rozmawiać”, „Polacy”) i filmowy. Inicjator projektu „Życie za Życie”, poświęconego pamięci Polaków ratujących Żydów podczas II wojny światowej. Kieruje też Stowarzyszeniem Stop Bankowemu Bezprawiu.
Piotr BłAWICKI /SE/EAST NEWS

Piotr Legutko: Jak się Panu podoba przedstawiona przez posłów PO propozycja ustawy mającej pomóc „frankowiczom”?

Maciej Pawlicki: Zastanawiam się, które słowo będzie bardziej właściwe: obłudna czy perfidna? Ewa Kopacz i politycy PO od kilku dni chodzą po mediach, mówiąc, że znaleźli sposób, jak pomóc ludziom, którzy zaciągnęli kredyt w walutach. Tymczasem ani nie był to kredyt, ani nie dostaliśmy żadnych walut, a teraz nie ma mowy o pomocy. Jeśli już, to będzie ona udzielana bankom. A tak w ogóle oferta jest – jeśli wierzyć deklaracjom – dla 60 tys. ofiar toksycznych kredytów. Moim zdaniem nawet to mniejsza grupa. Ponad 90 proc. oszukanych przez banki ten projekt ustawy w ogóle nie dotyczy.

Dlaczego uważa Pan, że jest to pomoc udzielana bankom?

Projekt dotyczy tylko tych kredytów, których spłata jest dziś najbardziej zagrożona z punktu widzenia bankierów. W ustawie zapisany zostanie współczynnik określający stosunek pożyczki do wartości zabezpieczenia, czyli nieruchomości, jaką za kredyt kupiono na 120 procent. Oznacza to, że chodzi o sytuacje, w których dom czy mieszkanie są w tej chwili mniej warte (o 20 proc.) niż pożyczona kwota. I banki mogą nie uzyskać haraczu, jaki klientom narzuciły. Uznają więc, że można odstąpić od połowy tej już mało realnej kwoty. Banki zresztą właśnie sprzedają te kredyty firmom windykacyjnym, co jest oddzielnym skandalem. Ten projekt ustawy przypomina sytuację, w której złodziej składa poszkodowanemu ofertę: ukradłem ci wszystko, ale jeśli oficjalnie zgodzisz się, by połowa pozostała moja, to drugą połowę ci oddam. Być może część klientów w desperacji zgodzi się podpisać teraz taki cyrograf, ale to nie jest nic innego jak szantaż stosowany wobec ludzi ograbionych wbrew prawu.

Ale prezes Związku Banków Polskich kręci nosem na ten projekt, że jest skomplikowany i bardzo kosztowny.

Do pana Krzysztofa Pietraszkiewicza dociera już także to, co wiedzą prezesi większości banków. Że kończy się w Polsce eldorado i nie będzie już można grabić Polaków, tak jak do tej pory grabiono. Że na pewne ustępstwa trzeba będzie jednak pójść. Ale prezes ZBP rozgrywa to sprytnie, robiąc tragiczne miny i mówiąc, jak trudna do przyjęcia jest ta propozycja, by potem z ciężkim sercem ją przyjąć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.