Koniec lata Rymkiewicza

Szymon Babuchowski

|

GN 25/2015

publikacja 18.06.2015 00:15

W najnowszym tomie poety dominuje tonacja nieco jaśniejsza niż wcześniej. Mniej jest przerażenia śmiercią – widać raczej jej oswajanie, zaklinanie humorem.

Koniec lata Rymkiewicza henryk przondziono /foto gość

Na książki poetyckie Jarosława Marka Rymkiewicza czeka się jak na święto. Poprzednia przerwa między tomikami trwała osiem lat, dlatego ukazanie się kolejnego zbioru zaledwie rok od wydania świetnego „Pastuszka Chełmońskiego” może być dla czytelników sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza że nowe wiersze różnią się nieco od tych, do których Rymkiewicz nas ostatnio przyzwyczaił.
 

Nihilizm w cudzysłowie

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy już przy kartkowaniu książki, jest konsekwentnie stosowany (z jednym wyjątkiem) oktostych – ośmiowersowy wiersz, złożony z czterech strof, z których każda ma po dwie linijki. Była to ulubiona forma Jarosława Iwaszkiewicza, który zresztą został w tomie przywołany – zarówno w nocie na okładce, jak i w jednym z utworów. Rymkiewicz posługuje się tą formą sprawnie, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że jest tu też kilka wpadek rytmicznych, co do tej pory mistrzowi raczej się nie zdarzało.

Wybór formy nie pozostaje bez znaczenia dla przekazywanych treści. W tym wypadku lapidarność, zwięzłość służą humorowi. To cecha niemal od początku obecna w wierszach Rymkiewicza, jednak tym razem punkt ciężkości został zdecydowanie przeniesiony w tę stronę. Nie zniknęły oczywiście charakterystyczne dla tej poezji makabryczne obrazy krwi, gnicia, rozkładu, jednak coraz częściej oglądamy je z autoironicznego dystansu. „Nihilizm” poety trzeba wziąć w duży cudzysłów, zwłaszcza kiedy czyta się takie strofy jak te:

Śniła mi się moja babka Irena – prześliczna – jak żywa.
– Jareczku – powiedziała. – Twoja Śmierć cię wzywa.
– Ale ja w nic nie wierzę! – Ja też nie wierzyłam,
Lecz ze Źródła Mądrości wody się napiłam.


Poeta rozmawia teraz głównie z duchami i najczęściej są to duchy poetów – od barokowego Daniela Naborowskiego przez romantycznego Juliusza Słowackiego, aż po Iwaszkiewicza, stosunkowo bliskiego (czymże jest niespełna pół wieku?) Rymkiewiczowi w czasie. To tradycje dla autora „Zachodu słońca w Milanówku” oczywiste, ale są też w nowym tomie wiersze takie jak „Śmierć Koszałka Opałka (na temat z Konopnickiej)”, odsłaniające baśniowe źródła wyobraźni poety. W ogóle w tym tomie dominuje tonacja nieco jaśniejsza niż wcześniej. Mniej jest przerażenia śmiercią – widać raczej jej oswajanie, zaklinanie humorem. Jeśli 80-letni poeta pisze o tym, że Koszałkowi „W kałamarzu zamarza atrament”, trudno nie zauważyć w tym odniesienia do samego autora.

Między grozą a humorem

Jarosława Marka Rymkiewicza coraz mniej interesuje współczesność. Wśród wierszy znaleźć można tylko jeden dedykowany żyjącej osobie – adresatem jest poeta Przemysław Dakowicz. Ta ponadpokoleniowa wspólnota nie dziwi zresztą specjalnie, bo autor „Teorii wiersza polskiego” i „Łączki” dzieli z Rymkiewiczem zainteresowanie polską przeszłością. Oczywiście nie oznacza to, że teraźniejszości w ogóle tu nie znajdziemy, ale bardziej jest to teraźniejszość stokrotek i jabłonek, jeży i gawronów, os i ciem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.