Ci od rabbiego Jeszui

Marcin Jakimowicz

|

GN 20/2015

publikacja 14.05.2015 00:15

Żydzi uznający w Jezusie oczekiwanego przez wieki Mesjasza to jeden z najważniejszych znaków czasu dla współczesnego Kościoła. Jest on związany ściśle z datą powrotu Mesjasza.

Michael Zinn, dyrektor Międzynarodowego Centrum Mesjanistycznego w Jerozolimie, na sederowym wieczorze paschalnym 29 marca 2015 roku w Katowicach Michael Zinn, dyrektor Międzynarodowego Centrum Mesjanistycznego w Jerozolimie, na sederowym wieczorze paschalnym 29 marca 2015 roku w Katowicach
Adam Dylus

Pamiętacie scenę, gdy Jezus rozpłakał się nad Jerozolimą? Spoglądając na Miasto Pokoju, zawołał: „Nie ujrzycie Mnie odtąd, aż powiecie: »Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie«”. Co to oznacza w praktyce dla katolika wracającego właśnie z nabożeństwa majowego? Powrót Jezusa jest ściśle związany z faktem przyjęcia Jego misji mesjańskiej przez Żydów. Eschatologiczne obietnice dotyczące „dni ostatnich” są nierozerwalnie związane z historią Izraela, a zatem wszystkim chrześcijanom, którzy czekają na przyjście Mesjasza, powinno zależeć na świętości tego narodu. Według ks. Petera Hockena coraz intensywniej rozwijający się na całym świecie żydowski ruch mesjanistyczny jest jednym z najważniejszych znaków czasu dla współczesnego Kościoła.

Świętują szabat, nie niedzielę

Kim są Żydzi mesjanistyczni? To, najkrócej mówiąc, ci Izraelici, którzy uwierzyli, że rabbi Jeszua jest oczekiwanym od wieków Mesjaszem. Wierzą, że Jezus jest Panem, wierzą też w trójjedynego Boga. To nieznana dotąd pokaźna grupa ludzi żydowskiego pochodzenia, która asymilowała się i przyjmowała chrześcijaństwo. Nie, Żydzi mesjanistyczni nie zachowują chrześcijańskich świąt, pielęgnują swoje „korzenne” zwyczaje i tradycyjne obrzędy. Świętują szabat, nie niedzielę. Niezmiernie rzadko zasilają istniejące już Kościoły czy wspólnoty. Odrzucają asymilację, tworząc własne, niezwykle dynamiczne gminy.

Jedną z bezpośrednich przyczyn powstania ruchu było przejęcie władzy nad Jerozolimą przez państwo Izrael w 1967 r. Żydzi mesjańscy widzą w tym wydarzeniu wypełnienie Jezusowego proroctwa: „A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą” (Łk 21,24).

Ilu ich jest? Szacunkowe dane mówią, że półtora miliona, ale naprawdę trudno to zweryfikować. W ojczyźnie Jezusa przyznanie się do wiary w Jego posłannictwo grozi społecznym i rodzinnym wykluczeniem, a mimo to w Izraelu ruch ten liczy około stu gmin (kahałów). Aż 70 z nich jest hebrajskojęzycznych, 25 rosyjskojęzycznych, a pięć etiopskich. W latach 90. XX wieku, po napływie imigrantów z byłego bloku wschodniego i samego Związku Radzieckiego (przyjechało wówczas 1,5 mln Żydów), liczba Żydów mesjanistycznych potroiła się. Za oceanem, w Stanach Zjednoczonych, działa dziś około trzystu gmin mesjanistycznych. Ruch nie posiada struktur władzy ani centralnego organu kierowniczego. International Messianic Jewish Alliance jest wspólnotą integrującą liderów aliansów mesjanistyczno-żydowskich w tych krajach, w których ruch jest obecny.

– Dynamicznie rozwijający się ruch mesjanistyczny to wyraźny znak czasu – nie ma wątpliwości Adam Dylus, od lat zaangażowany w dialog chrześcijan i Żydów. – Coraz więcej Żydów odkrywa w Jezusie obiecanego Mesjasza. To ogromne społeczności. Kijowska kongregacja Borysa Grisenki, w której gościliśmy kilkukrotnie, liczy aż 18 tys. członków. To niesamowicie prężna społeczność. Prowadzą przedszkola, szkoły, apteki, firmy, studio nagrań, programy telewizyjne. Dlaczego ten ruch tak mocno rozwija się na Wschodzie? Tam społeczności żydowskie nie doświadczyły tak druzgocących skutków Holocaustu jak w Polsce. Poza tym wieloletnia dynamiczna ateizacja spowodowała, że obywatele tych krajów po odzyskaniu niepodległości zatęsknili za przeżywaniem żywej wiary i zaczynają odkrywać swe duchowe korzenie. Kijowscy Żydzi mesjanistyczni są mocno zaangażowani w działalność ewangelizacyjną. W czasie świąt żydowskich prowadzą w mieście koncerty, spotkania ewangelizacyjne, spektakle teatralne. To naprawdę gmina tętniąca życiem.

Żyd, czyli nie-Żyd

Żydzi mesjańscy znaleźli się między młotem a kowadłem. Przez wyznawców judaizmu traktowani są jako chrześcijanie, a przez chrześcijan jako Żydzi. Żydzi, którzy przyjeżdżają do Izraela w ramach alii (to określenie powrotu do ojczyzny ojców) i deklarują, że Jezus jest Mesjaszem… nie uzyskują obywatelstwa. – Na prawo stanowione w Izraelu decydujący wpływ mają Żydzi ortodoksyjni – wyjaśnia tę prawidłowość Kazimierz Barczuk, pastor żydowskiego pochodzenia pracujący od lat z obywatelami Izraela.

By zrozumieć to prawodawstwo, musimy spojrzeć na to, czym jest sam Izrael. To najbardziej specyficzny twór państwowy świata, nieprzypominający Szwajcarii, Austrii czy Paragwaju. To kraj dla Żydów. Władze musiały znaleźć spoiwo łączące to najbardziej zróżnicowane na świecie społeczeństwo. Już w chwili powstania państwa pojawiło się pytanie, co łączy Żydów rozproszonych dotąd po świecie? Nie rasa (Żydami są ludzie wszystkich ras), nie kultura (to ludzie różnych kultur) i nie język (nowi przybysze z Wiednia, Nowosybirska czy etiopskich wiosek nie znali hebrajskiego). Jedynym wspólnym mianownikiem była religia. Ona stała się spoiwem i paszportem do uzyskania obywatelstwa. Jedynie deklaratywnie, bo nikt nie sprawdza później, czy mieszkańcy Erec Israel przestrzegają szabatu i nie kupują zakazanych hamburgerów w McDonaldzie. Wyznając inną niż judaizm religię, Żyd korzystający z „prawa powrotu” traci prawo do posiadania obywatelstwa izraelskiego.

„Prawo powrotu” zostało uchwalone przez Kneset 5 lipca 1950 r. Wedle ustawy dającej Żydom prawo do uzyskania obywatelstwa, „Żydem jest ten, kto urodził się z matki Żydówki lub dokonał konwersji i nie jest wyznawcą innej religii”. I tu zaczyna się problem. Judaizm nie uznaje żadnej formy konwersji. Osoba wyznająca wiarę w to, że Mesjaszem jest Jezus, automatycznie ląduje w szufladce „wyznawca innej religii”. Fakt ten rodzi od lat ogromne kontrowersje.

Z tą rzeczywistością zderzył się karmelita o. Daniel Rufeisen (1922–1998). Ten stuprocentowy Żyd w czasie wojny został tłumaczem komendanta żandarmerii w białoruskiej miejscowości Mir. Gdy podsłuchał rozmowę swego szefa z dowódcami SS, którzy ustalali termin likwidacji getta, zorganizował ucieczkę. Uciekli wszyscy! Około 300 osób. Gdy po latach ocaleni spotkali się w Izraelu, wszyscy płakali jak bobry… Gdy młody Rufeisen przeczytał Nowy Testament, zachwycił się Jezusem. Po latach, w 1959 r., już jako karmelita wyjechał do Izraela. – Oswald Rufeisen czując się Żydem, mając żydowską biografię, będąc bohaterem Holocaustu, mając żydowskich rodziców, według żydowskiej religii jest super-Żydem, ponieważ matka jest Żydówką. On wrócił – opowiada prof. Szewach Weiss, były ambasador Izraela. – W biurze spraw wewnętrznych pracowali wtedy Żydzi religijni. Siedzi taki religijny Żyd, urzędnik, ktoś puka. Wchodzi karmelita z krzyżem i mówi: „Ja jestem Żydem”. Ataku serca można dostać… On powiedział: „No, mój drogi, Ty nie możesz dostać obywatelstwa. Możesz być tutaj, masz wizę, jesteś księdzem, masz swój klasztor w Hajfie, ale nie możesz dostać obywatelstwa”.

Kiedy na podstawie ustawy o powrocie o. Daniel postanowił ubiegać się o izraelskie obywatelstwo, sprawa stała się głośna i znalazła finał w izraelskim Sądzie Najwyższym, który stosunkiem głosów 4 : 1 orzekł, że Rufeisen… nie jest Żydem.

Nie uznano go za Izraelczyka de iure, stał się nim de facto, przez naturalizację.

– Tak to rzeczywiście działa – wyjaśnia ks. Roman Kamiński, proboszcz parafii w Hajfie, który do Izraela wyjechał w 1999 roku. – Jeśli ktoś przyjedzie do Izraela, poda się za Żyda, ale zatai wiarę w Jezusa, to gdy państwo odkryje, że ta osoba należała przed aliją do Kościoła, odbiera jej obywatelstwo. Na co dzień w Izraelu nie czytamy, nie słyszymy w mediach o konwersjach. Budzą one ogromne emocje, to niezwykle delikatna sprawa, dzieląca rodziny. Praktyka pokazuje, że można być Żydem ateistą, ale nie można wierzyć w Chrystusa. Wspólnoty Żydów mesjańskich nie prowadzą w Izraelu jakichś wielkich akcji misyjnych, a jednak mocno się rozrastają. To pokazuje, że cały ten ruch jest inicjatywą Ducha Świętego.

Król żydowski

– Żydzi wierzący w Jezusa nie są uważani za część żydowskiej społeczności. To o tyle kłopotliwe, że Żydzi mesjańscy czują się spełnionymi Żydami, a często dopiero po przyjęciu Jezusa odkrywają na nowo swe korzenie! – dopowiada Kazimierz Barczuk.

Znakomicie oddaje to opowieść rabina Franka Lowingera, lidera kongregacji mesjańskiej w Buffalo w stanie Nowy Jork. – Żydowska tożsamość była dla mnie zawsze ważna. Mój ojciec był węgierskim Żydem ocalałym z Holocaustu. Jako świadek zagłady Żydów nie potrafił już wierzyć w Boga, ale mnie i moich braci zmusił do chodzenia do hebrajskiej szkoły – opowiadał ks. Tomaszowi Jaklewiczowi. – Pytałem ojca: „Dlaczego nas posyłasz do synagogi, a ty nigdy tam nie chodzisz?”. Odpowiadał: „Chcę, byście wiedzieli, kim jesteście, kim jest wasz naród”. Kiedy odkryłem Jezusa jako Mesjasza, bardzo trudno to przyjął. Ostrzegał mnie przed chrześcijanami. Mówił, że kiedyś szli na nas z kijem, a teraz idą z marchewką. Ja zobaczyłem Jezusa jako praktykującego Żyda, obchodzącego nasze święta, chodzącego do świątyni. Zacząłem poszukiwania, szukałem odpowiedzi. Zobaczyłem w Jezusie czysto żydowską osobowość. Wierzę, że podążając za Nim, za żydowskim Mesjaszem, pozostaję nadal Żydem, tak jak pierwsi uczniowie Jezusa pozostali Żydami.

Słuchaj, Izraelu!

Poznałem ich przez muzykę. Albumy z „korzennymi” pieśniami Izraela stały się światowymi bestsellerami i stanowią dziś żelazny repertuar wspólnot nad Wisłą. Kamieniem milowym i najbardziej rozpoznawalną płytą gatunku jest bez wątpienia krążek „Sh’ma Yisrael”. Autorzy projektu Barry i Batya Segal pochodzą z Izraela i tam prowadzą działalność misyjną. Większość płyt, które docierają nad Wisłę, to krążki z wytwórni Galilee of the Nations.

Założone w 1997 r. w Galilei wydawnictwo postawiło sobie za cel promocję muzyki pochodzącej bezpośrednio z Ziemi Świętej i osadzonej mocno w kulturze Izraela. „To słowo Pana płynące z góry Syjon w muzycznej oprawie” – opowiada Yochanan Ben Yehuda, założyciel firmy. Podobne świadectwo składa na swej autorskiej płycie „Jeshua” Karen Davis, Żydówka urodzona w Stanach Zjednoczonych.

– Większość Żydów mesjanistycznych uważa powstanie swojego ruchu za rzeczywistość profetyczną czasów ostatecznych – opowiada ks. Peter Hocken. – W pewnym momencie Duch Święty uświadomił mi, że całe działanie Ducha jest ukierunkowane na powtórne przyjście Jezusa. Mesjanistyczni Żydzi są ogromnym znakiem czasu. To odrodzenie tej gałęzi, która nie funkcjonowała w Kościele przez wiele lat.

Gdy Jan Kowalski słyszy o pęknięciu w łonie Kościoła, myśli przede wszystkim o podziale na wschodnie i zachodnie chrześcijaństwo oraz skutkach reformacji. – Tymczasem musimy zejść do samego korzenia podziału: do oddzielenia się Kościoła od narodu wybranego. To matka wszystkich podziałów i pęknięć – uważa Andrzej Sionek, który od lat do Lanckorony zaprasza Żydów mesjanistycznych.

– Pierwszy rozłam w Kościele zaczął się już w Dziejach Apostolskich. To pęknięcie w łonie Izraela, między tymi, którzy przyjęli Mesjasza, i tymi, którzy odrzucili swego Króla – dopowiada o. Mariusz Orczykowski, franciszkanin z Krakowa, wykładowca teologii dogmatycznej zaangażowany w inicjatywę „W kierunku Soboru Jerozolimskiego II” (TJCII). – Maryję pod krzyżem przenika miecz. To symbol podziału narodu, rozdarcia. Ona cierpi z Izraelem, który nie rozpoznaje czasu swego nawiedzenia.

Inicjatywa Toward Jerusalem Council II (TJCII) jest bezpośrednim skutkiem powstania mesjanistycznego ruchu żydowskiego, a jej celem jest pojednanie Żydów i nie-Żydów w jednym ciele Chrystusa-Mesjasza. W pracach komitetu wykonawczego uczestniczy 14 osób. Połowę stanowią Żydzi mesjanistyczni, połowę liderzy różnych wspólnot chrześcijańskich, w tym dwaj katolicy. – Ciekawe jest to, że w czasie obrad Soboru Watykańskiego II dokument o Żydach miał być związany z dekretem o ekumenizmie i nie powstawał jako dokument o dialogu z religiami niechrześcijańskimi – opowiada o. Orczykowski. – To niezwykle ważny trop. Sprawy Izraela do dziś w Watykanie traktowane są zawsze w kontekście jedności chrześcijan! Gdy prezentowano przed laty kard. Ratzingerowi owoce pracy TJCII (W kierunku Soboru Jerozolimskiego II), stwierdził: „Jeżeli jesteście Izraelem, który powraca, to znaczy, że dochodzimy do ostatniego etapu historii”. To mocna, czytelna teologiczna intuicja. Dochodzimy do ostatniego etapu historii. Powrót Izraela jest tajemnicą, która została zapisana w Liście do Rzymian i jest wstępem do paruzji. Dwa lata temu kard. Christoph Schönborn zaznaczył, że jeśli widzimy dziś „pełnię pogan”, która wchodzi do Kościoła, następnym krokiem będzie „pełnia Izraela”. Jego sugestia była wyraźna: być może czas pogan już się kończy, a nadchodzi era Izraela?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.