Nisko, 
jak najniżej

Andrzej Grajewski


|

GN 18/2015

publikacja 29.04.2015 00:15

– Chodzi o to, aby jak najszybciej dotrzeć do rannego, ale jednocześnie nie dać się trafić. Trzeba biec nisko, jak najniżej – tłumaczy instruktor. Grupa Ukraińców mozolnie wypełnia polecenia. 


Ćwiczenia personelu medycznego Ćwiczenia personelu medycznego
Roman Koszowski /foto gość

Słoneczne przedpołudnie w uzdrowisku Wapienne pod Gorlicami tego dnia wygląda inaczej niż zwykle. Pensjonariusze domów wczasowych z zaciekawieniem przyglądają się ćwiczącej na łące grupie w żołnierskich mundurach. – To Ukraińcy – tłumaczy pan partnerce na spacerze, dodając: – Dobrze, że im pomagamy, a nie tylko gadamy o pomocy. – Oby tylko z tego jakiejś wojny nie było – niepokoi się kobieta. – Wiesz, Haniu, jak oni Ruskich zatrzymają, dla nas będzie lepiej. Niech ćwiczą. 
Szkolenie 18 lekarzy i felczerów z ukraińskiej Gwardii Narodowej w Wapiennem zorganizowała grupa zapaleńców rozumiejących, że stabilna Ukraina to ważna gwarancja naszego bezpieczeństwa. Nie byłoby tego szkolenia bez zaangażowania Artura Niemczyka z „Braterstwa” Małopolskiej Fundacji Przyjaźni Polsko-Ukraińsko-Słowackiej. Był ratownikiem w krynickiej grupie GOPR, a teraz prowadzi pensjonat „Zosia” w Żegiestowie. Gościł w nim już ponad 300 osób z Ukrainy, m.in. rodziny rannych na Majdanie, a także dzieci „Cyborgów”, jednostki, która z determinacją broniła się w ruinach donieckiego lotniska. Pomaga mu, jak zwykle niezawodny, Przemek Miśkiewicz ze Stowarzyszenia Pokolenie. Pomysł szkolenia narodził się podczas mojej wizyty w Mariupolu. Od Wiktorii Priduszczenko, która zaprowadziła mnie do gwardzistów, usłyszałem, że straty mogłyby być mniejsze, gdyby mieli właściwe szkolenie medyczne. Apel podchwycili Artur i Przemek i w końcu kwietnia gwardziści przyjechali do Wapiennego. Służą w Gwardii Narodowej, utworzonej na bazie wojsk wewnętrznych MSW oraz Samoobrony Majdanu. 


Frontowcy


– Każdy z 18 uczestników kursu został oddelegowany z jednostek walczących na wschodniej Ukrainie – mówi Żanna Mawljanowa, doradca naczelnika Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wiktora Mużenki. Uważnie filmuje poszczególne elementy ćwiczeń, aby biorący udział w szkoleniu mogli być później instruktorami w innych jednostkach Gwardii. Pięciu z nich było ciężko rannych i przeżyło dzięki pomocy kolegów. Jeden przyjechał z Mariupola, gdzie kilka dni temu zginął jeden z jego przyjaciół, nazywany Gruzinem. Leżał ciężko ranny, ale nikt nie wiedział, jak do niego podjeść, gdyż teren był ostrzeliwany przez snajpera. W końcu wykrwawił się na śmierć. Takich przypadków było więcej. – Nasze straty dlatego są tak duże – podkreśla Mawljanowa – że często nie potrafimy pomóc naszym rannym. Dlatego chłopcy są wdzięczni, że mogą przejść takie ćwiczenia. 
Jej słowa potwierdzają uczestnicy kursu. Petro, urodzony w Mościskach, nieźle mówi po polsku. Jest lekarzem traumatologiem, pracował w szpitalu we Lwowie. Dobrze mu się powodziło. Kiedy wybuchła wojna na Wschodzie, zgłosił się do Gwardii. Był na froncie pod Ługańskiem, widział wiele śmierci. Mówi, że dzięki zajęciom w Polsce jego pomoc będzie bardziej efektywna, a przede wszystkim wie teraz, jak zorganizować ćwiczenia z zakresu medycyny taktycznej u siebie. Podobną opinię wyraża Wiktor z Kijowa, felczer, który wcześniej służył w wojskach wewnętrznych MSW. Gdy pytam, czy był na Majdanie, potwierdza, ale z uśmiechem dodaje, aby nie dociekać, po jakiej stronie barykady. W sierpniu ub. roku został ranny pod Donieckiem. Podkreśla, że najważniejsze są zajęcia praktyczne. – Przechodzimy na nowe standardy i tutaj się ich uczymy. Wiemy, jak to zrobić, ale i mamy pewność, że damy radę to zrobić, a to równie ważne.


Instruktor Darek


Instruktorzy prowadzący zajęcia zachowują się jak na amerykańskich filmach. Są twardzi, pewni siebie, nie szczędzą mocnych słów szkolonym. W miarę upływu czasu zlecają im coraz trudniejsze zadania. W pewnym momencie symulują nocne pole walki. Nie można używać światła, gdyż teren jest pod obstrzałem nieprzyjacielskiego snajpera, nakazują więc ewakuowanie rannego z zawiązanymi oczami. Czołgający muszą kierować się jedynie głosem wzywającego ich pomocy kolegi. Instruktorzy poganiają ćwiczących. – Szybciej, szybciej! – pokrzykują. – Jak będziesz się tak guzdrał, kolega się wykrwawi i przyjdziesz po trupa, a nie rannego – wyjaśniają znaczenie czasu w ćwiczeniu. Jeśli jakiś element nie został wykonany dobrze albo w odpowiednim czasie, aplikują porcję pompek.

– Wiedzę najlepiej ugruntować domięśniowo – przekonują nieszczęśników, którzy nie zmieścili się w limicie czasu. Komendy wydawane są w językach polskim bądź angielskim. Gwardziści mają ze sobą Andrzeja, Polaka ze Lwowa, który służy w jednostkach ukraińskich. Tłumaczy bardziej skomplikowane polecenia oraz ich sens. Gdy pytam jednego z instruktorów o imię, po chwili zastanowienia mówi: – Powiedzmy, że Darek. 
Przekonuje, że nie ma żadnego stopnia. Nie chwali się wcześniejszą służbą, ale nagle mimochodem rzuca, że przez jego ręce przeszło wielu z tych, którzy później służyli w Iraku i Afganistanie. O Ukraińcach ma dobre zdanie, są pełni zapału i w dobrej kondycji fizycznej. Brakuje im jednak podstawowej wiedzy z zakresu medycyny taktycznej. Podobnie jak pozostali instruktorzy, Darek pracuje dla poznańskiej firmy Defendu, specjalizującej się m.in. w szkoleniach w zakresie medycyny pola walki. W jego ocenie ukraińska grupa ma różny poziom przygotowania, od zera po specjalistów wysokiej klasy. – Staraliśmy się ich wymieszać między sobą, aby poziom wyrównać i każda grupa mogła ćwiczyć w tych samych warunkach – wyjaśnia. – Po tym szkoleniu – dodaje – nie tylko nabędą konkretnych umiejętności, ale wzrośnie także ich morale. Na miarę swych możliwości oraz sprzętu, który mają, będą mogli skutecznie udzielać pomocy. 


Wolontariusze


Podobnie o sensie szkolenia myśli płk Wiktoria Szaparenko, lekarz wojskowy, zastępca naczelnika Wydziału Medycznego Gwardii. – Celem jest nauka podstawowych zasad taktycznej medycyny według natowskiego systemu TCCC (Tactical Combat Casualty Care). Jest on wdrażany w ukraińskich siłach zbrojnych, a teraz staramy się go wprowadzić także w Gwardii. Nasi żołnierze mieli ogólne przygotowanie wojskowo-medyczne, ale był to system z czasów sowieckich, pomyślany na zupełnie inne warunki i nieodpowiadający współczesnym wymaganiom. Problemy stwarzały m.in. gumowe opaski uciskowe, podstawowy sprzęt przy udzielaniu pomocy przy ranach postrzałowych – w praktyce więcej robiły szkód, aniżeli było z nich pożytku – tłumaczy pani pułkownik. – Tutaj uczymy się wykorzystywać nowoczesne opaski typu CAT, tzw. stazy, które nie tylko skutecznie tamują krwawienie, ale są także proste w obsłudze. Nie ma ich w tej chwili na stanie armii ukraińskiej, ale będą kupowane ze środków pochodzących ze zbiórki publicznej – przekonuje Julia Tichowod, koordynująca obywatelską pomoc Gwardii. Jest prawnikiem z Kijowa, miała dobrze prosperującą prywatną firmę, na Majdanie zajmowała się organizacją pomocy medycznej. Wiosną, kiedy rozpoczęła się wojna na Wschodzie, zmieniła życie, angażując się na rzecz obrony kraju. Dzięki takim jak Julia armia ukraińska stopniowo nadrabia podstawowe braki w wyposażeniu obronnym. Talenty wolontariuszy doceniły szybko struktury wojskowe, zauważając, że sektor organizacji społecznych działa sprawniej, taniej i skuteczniej aniżeli administracja państwowa. Przede wszystkim zaś umie trafić do setek tysięcy ludzi, którzy im ufają. Jeśli Putin nie wygrał jeszcze tej wojny, to dlatego, że tacy jak Julia uznali, że to jest także ich wojna, i podjęli to wyzwanie jako zadanie swojego życia.

Pragnący pomagać w szkoleniach mogą dokonywać wpłat na konto:„Braterstwo” Małopolska Fundacja Przyjaźni Polsko-Ukraińsko-Słowackiej, ul. Świdzińskiego 28/1, 
33-380 Krynica-Zdrój PKO BP KONTO: 
78 1020 3453 0000 8102 0215 0779 z dopiskiem: Szkolenie medyczne

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.