American dream

Jacek Dziedzina

Jak się mówi: Polska czy Węgry? W Ameryce obie formy są poprawne.

American dream

Nie rozumiem powszechnego oburzenia „skandaliczną wypowiedzią” szefa FBI. Biedak wzrastał w takim, a nie innym kraju, którego obywatele mają takie, a nie inne pojęcie o świecie, z taką, a nie inną edukacją, z takimi, a nie innymi zabytkami (podobno najstarsze restauracje McDonald’s mają być otwarte w amerykańską noc muzeów), że doprawdy odrobina wyrozumiałości, współczucia nawet, by się przydała. Bo niby dlaczego szef FBI miałby znać historię Polski lepiej niż przeciętny mieszkaniec USA? Dla nich różnice między Polską, Słowacją, Bułgarią i Węgrami są podobne, jak dla nas między Kongo, Zimbabwe, Kenią czy Angolą.

Owszem, są wybitne wyjątki, które co nieco wiedzą, a nawet, jak się przyłożą, to i ciekawe książki napiszą o Polsce, Europie itd. Zdarza się. Generalnie jednak dialog z przeciętnym Amerykaninem wygląda tak, jak moich kilka prób „pogadania, skąd jestem” przed laty. „Poland? A który to stan?”, „Poland? Germany?, France?... nawet sąsiedzi i sąsiedzi sąsiadów nie pomagali. Gdy zrezygnowany dojechałem do Portugalii, zrezygnowana dziewczyna rzuciła: „Ja wiem tylko, że jest United States i dokoła wielka woda”. Cienia wstydu na twarzy nie zauważyłem, to raczej mnie się głupio zrobiło, że jej w myślach pominięcie Kanady wypominałem...

Wczoraj rozmawiałem z prof. Wojciechem Roszkowskim: było o naszych zaniedbaniach w polityce historycznej, ale była też próba zrozumienia przyczyn amerykańskiej, ale też zachodniej w ogóle ignorancji. – Trzeba zajrzeć do zachodnioeuropejskich i amerykańskich podręczników historii. Szef FBI nie wykazał się na tym tle jakąś szczególną ignorancją, nawet zważywszy na funkcję, jaką pełni. Kiedy pracowałem w USA, widziałem biblioteki, w których istniał klucz bibliograficzny sięgający XIX wieku. Literatura polska była w podobnym dziale, co literatura rosyjska. Dlatego, że w XIX wieku Polska była traktowana jako część Rosji – mówi prof. Roszkowski.

Ja sam pamiętam scenę, gdy pewien Anglik podszedł do mnie i z dumą wyrecytował jakieś zdania po rosyjsku, z zadowoleniem czekając na moja reakcję. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że nie w moim ojczystym języku przemawia.

W wypowiedzi szefa FBI przebija się pewna tendencja do wrzucania do jednego worka wszystkich krajów naszego regionu – niezależnie od tego, kto był w koalicji z Hitlerem lub przeciwko niemu. – Odium za współpracę z Niemcami Węgier i Bułgarii przez jakiś czas dotknęło również Polskę, która nigdy nie była sojusznikiem Hitlera! Ale to było traktowane jako całość, jako „wschodnia Europa”, czyli to, co Stalin sobie zajął i miał do tego prawo, bo wygrał wojnę, a czy ktoś z tego bloku był z Niemcami czy przeciwko nim, to już nikogo nie obchodziło. Należało zatrzeć złe wrażenie po oddaniu Polaków w ręce Stalina. Po II wojnie wręcz w interesie mocarstw zachodnich było to, żeby rolę Polski umniejszyć, żeby nie czuć żadnych wyrzutów sumienia związanych z tym, że wysiłek zbrojny Polski w obozie alianckim został całkowicie zlekceważony, a Polska znalazła się w orbicie sowieckiej. Zachód uspokoił sobie sumienie, kasując całą tę wiedzę – mówi Roszkowski w wywiadzie, który w przyszłym tygodniu ukaże się w GN.

A zatem, więcej litości dla szefa FBI. To przecież Amerykanin.

TAGI: