Abp Michalik dyskryminowany

jdud

publikacja 27.03.2015 14:34

Abp Józef Michalik nie jest traktowany jak każdy inny obywatel i jest w istocie dyskryminowany z uwagi na wyznanie i funkcję duszpasterską - piszą autorzy ekspertyzy prawnej, dotyczącej procesu, jaki metropolicie przemyskiemu wytoczyła feministka Małgorzata Marenin.

Abp Michalik dyskryminowany abp Józef Michalik Jakub Szymczuk /foto gość

Uznała ona, że jej dobra osobiste zostały naruszone przez następujący fragment kazania arcybiskupa:

„Wiele dziś się mówi i słusznie o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe.

Na naszych oczach następuje promocja nowej ideologii gender. Już kilkanaście najważniejszych uniwersytetów w Polsce wprowadziło wykłady z tej nowej i niezbyt jasnej ideologii, której programową radę stanowią najbardziej agresywne polskie feministki, które od lat szydzą z Kościoła i etyki tradycyjnej, promują aborcję i walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej.

Ideologia gender budzi słuszny niepokój, jako że odchodzi od praw natury, promuje tzw. związki małżeńskie między osobami jednej płci, walczy o prawo legalizacji adopcji dziecka przez takie pary, a ostatnio wkracza do przedszkoli i szkół z instrukcją o tym, że należy od najmłodszych lat wygasić w dziecku poczucie wstydu i pouczyć je o możliwościach czerpania cielesnych przyjemności wbrew etyce naturalnej, a nawet o możliwościach manipulowania płcią, aż do dowolnego wyboru obranej płci”.

Autorzy opinii prawnej, powstałej na zamówienie podkarpackiego senatora Kazimierza Jaworskiego, doktorzy prawa Michał Chajda i Michał Skwarzyński, podkreślają, że arcybiskup nie może odpowiadać za naruszenie niczyich dóbr osobistych, ponieważ żadna osoba nie została wymieniona w jego kazaniu. Ponadto, nie wypowiedział on zdań, które można byłoby ocenić w kategoriach prawdy i fałszu, lecz wyraził swoją opinię, do czego miał prawo. Jego działanie nie było więc bezprawne; było raczej realizacją wolności słowa i wyznania oraz działaniem w społecznie uzasadnionym interesie.

- Arcybiskup Józef Michalik nie jest traktowany jak każdy inny obywatel i jest w istocie dyskryminowany z uwagi na wyznanie i funkcję duszpasterską. Wobec przeciętnego „Kowalskiego” tego typu postępowanie byłoby umorzone bez wzywania stron z powodu braku przedmiotu dla takiego procesu - ocenili eksperci.

- Gdyby ktoś chciał uchwalić taką ustawę, że kazań o nauczaniu Kościoła głosić nie wolno, to na szczęście nigdy nie znajdzie w tej sprawie większości. Tym bardziej nie możemy dopuszczać do wprowadzania takiego prawa mocą orzeczenia jednego sędziego. (…) W tym kazaniu nie ma nic, co mogłoby pod jakimkolwiek pozorem zainteresować sąd powszechny bez naruszania gwarancji wolności Kościoła i wszystkich katolików – ocenił sen. Jaworski, dodając, że  jeszcze więcej wątpliwości pojawia się, gdy wsłuchać się w to, co zaraz po rozprawie powiedział stojący obok powódki Jan Hartman. Stwierdził, że ten proces już jest wygrany, bo tak naprawdę chodzi o to, by zmusić arcybiskupa do stanięcia przed sądem.