Mnożenie przez dzielenie

publikacja 11.04.2015 06:00

O tym, czy przy oddawaniu dziesięciny drży ręka, z Krzysztofem Demczukiem rozmawia Marcin Jakimowicz.

– W Biblii znajdziemy aż 2300 fragmentów na temat pieniędzy – opowiada Krzysztof Demczuk – W Biblii znajdziemy aż 2300 fragmentów na temat pieniędzy – opowiada Krzysztof Demczuk
HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Marcin Jakimowicz: Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś w sercu głos: oddaj to, co masz w portfelu?

Krzysztof Demczuk: Takich momentów było kilka. Byłem we wspólnocie, gdzie temat dziesięciny był bardzo wyraźnie zaznaczony. Nauczano, że jest ona błogosławieństwem. Słuchałem tego, ale miałem mnóstwo oporów, znajdywałem setki wymówek: „nie mam z czego”, „zacznę płacić, gdy będę miał więcej pieniędzy, gdy zacznę konkretnie zarabiać”. Klasyczne usprawiedliwienia. Zawzięcie kłóciłem się o to z Bogiem…

Niektórzy mówią: „Nigdy nie będę miał tyle kasy, by oddać dziesięcinę”…

Skąd ja to znam? (śmiech) To słabiutki argument. Zawsze będziesz miał pieniądze na dziesięcinę! Każdy może oddać jedną dziesiątą zarobków. To czysta matematyka. Gdy zarabiasz 10 tysięcy, oddajesz Bogu tysiąc, gdy tysiąc – 100 złotych, gdy masz 10 złotych – złotówkę. Dziesięcina to materia zaufania. Bóg naprawdę nie potrzebuje twojej forsy. On jest suwerennym Bogiem, wszystko należy do Niego. Ile musimy dać, by Go zadowolić? Przecież to absurdalne pytanie! W dziesięcinie chodzi o nasze serca, a moje serce było przez lata zamknięte. Potem długo nauczałem, że do dziesięciny się dojrzewa. Dziś myślę, że to absolutnie chrześcijańskie ABC.

Co Cię złamało?

Wiele wydarzeń. Pamiętam, jak kiedyś byłem na konferencji jednego z pastorów. Modliłem się i usłyszałem wyraźne przynaglenie: „Wywróć swój portfel”.

Nie poprosiłeś o drugi zestaw pytań?

Prosiłem, uciekałem od tej myśli, wypierałem ją. Traktowałem jako metaforę: z pewnością Bogu chodzi o to, bym wywrócił swe wnętrze, życie... Może mówi do mnie przez metaforę? Co gorsza, była to jedna z naprawdę niewielu chwil, gdy miałem pieniądze. Zazwyczaj portfel był pusty.

Wywróciłeś go?

Tak. Przynaglenie było niezwykle mocne. Podszedłem i oddałem pieniądze. Poczułem ogromny pokój. Przestałem chlipać w rękaw, że to niesprawiedliwe, że to cała moja kasa. Bóg uczył mnie przez podobne wydarzenia. Gdy powstała wspólnota Metanoia, nasz miesięczny dochód wynosił około tysiąca złotych, czasem było trochę więcej. Bóg rodził w nas pragnienia: marzenia o Kościele, który oddycha, tętni pełnią życia. Nasze ofiary były marniutkie. Czułem, że daję Bogu ochłapy. Pomyślałem wtedy: „No tak, Kościół jest miejscem, gdzie przynosi się starocie; stare kanapy, dywany, lampy, rzeczy zbyteczne”. Bardzo dotknęło mnie słowo z Księgi Malachiasza, gdzie Bóg wyrzuca swemu ludowi, że ofiaruje mu ślepego, kulawego, chorego baranka, a ludzie biegną szybko do świątyni, by tylko nie zdechł im po drodze. I tak ostatecznie go stracą, więc lepiej rzucić ochłap Bogu. Bóg mówi: to straszne! Nie chcę takich ofiar! Usiedliśmy wówczas z jedenastoma liderami wspólnoty i po całodniowych burzliwych obradach (śmiech) zadeklarowaliśmy, ile każdy z nas będzie ofiarowywał na cele Kościoła. Nie była to jeszcze dziesięcina, ale już jakiś konkret. Powiedzieliśmy: „Panie, chcemy być wierni”. Po roku widzieliśmy, że możemy inwestować w Boże królestwo, że mamy zasiew. I wówczas usłyszałem mocne przynaglenie: „Siej, gdziekolwiek cię poślę, a będziesz zbierał wszędzie”.

Dlaczego skojarzyłeś to z pieniędzmi?

Bo one są konkretną rzeczywistością! Jutro jedziemy do Zamościa, by usługiwać tamtejszej wspólnocie. 20 osób, sprzęt, paliwo dla kilku samochodów, musimy wynająć hotele. To spore pieniądze. Ludzie pytają: „Ile to kosztuje?”. Odpowiadam: „Nic. Jeśli chcecie złożyć ofiarę, to chwała Bogu, jeśli nie, nie będziemy rozpaczali”.

Wielkopostne rekolekcje dla 2,5 tys. koszalińskich gimnazjalistów. Koszt, 30 tys. zł, w ogromnej części pokryli sami organizatorzy. Pieniądze pochodziły z dziesięcin. To naprawdę robi wrażenie…

Pieniądze to zasiew, który ma również wymiar duchowy. Widzisz, my w Kościele katolickim traktujemy je jako coś nieduchowego, przestrzeń brudną, podejrzaną.

A dzieci w szkole na pytanie znajomego katechety: „Czy można modlić się o pieniądze?” zgodnie odpowiadają: Nieeee!

Jezus nigdy nie powiedział, że pieniądze są złe. Mówił, że zła jest chciwość, miłość pieniędzy. W 16 z 38 przypowieści Jezus naucza o pieniądzach i stosunku do nich! W Biblii znajdziemy około 500 fragmentów na temat wiary, tyle samo na temat modlitwy i aż 2300 na temat pieniędzy! Bóg coś próbuje nam pokazać. Zacząłem dawać dziesięcinę, bo wiązało się to z przemianą mojego serca. Bóg pokazywał mi: „Krzysiek, jesteś zależny ode mnie. Zaufaj mi”. Prawo, które dał Izraelowi, mówiło wyraźnie: pierwociny należą do Pana.

Ryzykujesz i dajesz Mu pierwszą owieczkę, nie wiedząc, czy będzie następna?

Tak. Wszystko, co pierwsze, należy do Pana. Jezus był tym pierwszym barankiem. Pierworodnym i jedynym. Umierając na krzyżu, wypowiedział słowo, które można przetłumaczyć z greckiego nie tylko jako „wykonało się”, ale i „zapłaciłem”. Spłaciłem dług. Gdy przynoszono kapłanowi baranka, ten oglądał go z każdej strony i mówił: „Doskonała ofiara, bez skazy”. Jezus był taką ofiarą, Barankiem bez skazy. Złożonym po to, by wyprowadzić nas z niewoli grzechu. Dziesięcina jest formą wdzięczności za tę ofiarę. Zdecydowałem się na nią mimo ogromnych długów, w jakich ugrzęzłem. Miałem przez 19 lat długi: koszta starego grzesznego życia, choroby ojca, który cierpiał na raka kości, lat, gdy pomagałem mamie. Wkopałem się w gigantyczne długi. Potworny wstyd dla faceta: męża i ojca. Mimo to z żoną podjęliśmy decyzję: „Nie chcemy oszukiwać Boga. Pragniemy być wierni”. To był proces. Bóg dawał nam czytelne znaki. Mieliśmy maleńki domek, dwa pokoiki, w tym jeden przejściowy. Starałem się o kredyt na rozbudowę domu, ale banki mi odmawiały. Harowałem od świtu do nocy, miałem etat i wiele umów-zleceń, których bank nie chciał uwzględnić. Nic nie dało się zrobić. Ruszyłem wtedy do Szwecji, do Kościoła Livets Ord, który założył Ulf Ekman. W czasie jednej z modlitw zacząłem wołać: „Panie, nie rozumiem, co się dzieje. Służę Ci tyle lat i wciąż nie mogę zapewnić domu swojej rodzinie”. I wówczas prowadzący spotkanie pastor z mocą zawołał: „Buduj Mój dom, a ja zbuduję twój dom!”.

To samo usłyszała Teresa Wielka: zajmij się Mną, a ja zajmę się tobą.

Skapitulowałem. Zacząłem płakać. Powiedziałem: „Panie, chcę budować Twój dom”. Pół godziny później dostałem e-maila, że bank przyznał nam kredyt.

Czujesz się właścicielem swoich pieniędzy?

Łatwo wypowiadamy słowa: „Oddaję Ci wszystko, wszystko, co mam, należy do Ciebie”. Ale tak naprawdę to najczęściej pieniądze pokazują twój stosunek do Boga.

Portfel nawraca się na końcu?

Tak. To sytuacja konkretna do bólu. Oddaję dziesięcinę, wierząc, że to Jego pieniądze, którymi mnie pobłogosławił. Nie jestem ich właścicielem, ale zarządcą. Bóg daje mi je i mówi: „Zarządzaj!”.

„Radosnego dawcę miłuje Bóg” – czytamy. Czy wciskając klawisz „Enter”, kończący przelew, nie czujesz się rozdarty? Nie robisz bilansu zysków i strat? „Kurczę, gdybym podarował sobie tę dziesięcinę, mógłbym teraz siedzieć w Toskanii”?

Ręka drży, szczególnie na początku. To całkowicie normalne.

Niektórzy podchodzą do dziesięciny z kalkulatorem: dam, bo Bóg obiecał, że odda mi z nawiązką.

Jasne, On związał z hojnym dawaniem sporo obietnic, ale ja bardzo boję się takiego podejścia. To nie jest handel zamienny.

A jednak masz doświadczenie, że Bóg Ci błogosławi, „oddaje”…

Tak. Nie mam już długów. Wiesz, brzmi to nieprawdopodobnie, ale nie mam już długów. Wzrost budżetowy naszej wspólnoty wyniósł kilkaset procent. Odnowiliśmy budynek, który był kiedyś stajnią dla koni, po to, by móc się w nim modlić. Możemy siać w coraz to nowych przestrzeniach. Koszt „Strefy Zero”, na którą w tym roku zapraszamy m.in. Ulfa Ekmana, wynosi 60 tys. zł. Wynajęcie hali, hoteli, przeloty, realizacje wideo. Nie mamy na razie tej kasy. Mamy ufność. Chcemy zrobić to spotkanie najlepiej, jak potrafimy. Chcemy, by nasz Kościół – jak powiedział Dawid do Salomona – był „okazały, sławny i wspaniały”. Wyliczono, że Dawid na budowę świątyni przeznaczył 21 mld dolarów! Zatrudnił 4 tys. pełnopłatnych muzyków, którzy oddawali Bogu nieustannie cześć. Kierowało nimi 288 liderów „na etacie”. Ktoś mógłby popatrzeć na to i oburzyć się: to rozrzutność! Nie lepiej oddać ubogim? Siejąc królestwo, spotkasz się z takimi zarzutami. Dawid rozumował w innych kategoriach: oddam więcej niż potrzeba. Gdy Salomon został namaszczony na króla, miał złożyć w ofierze jednego byka. Złożył tysiąc! Bóg przyszedł do niego we śnie i powiedział: „Proś, o cokolwiek chcesz”. On jest ponad miarę hojny i błogosławi tym, którzy chcą Go w tej hojności naśladować. Jest poruszony ich ofiarą. Gdy tuż po nawróceniu szedłem na studia, w domu, delikatnie mówiąc, nie przelewało się. Mój tata chorował na nowotwór kości, jechałem w ciemno do Warszawy, nie mając grosza przy duszy. Tata był na tyle silny, że odwiózł mnie z bagażami. Poszedłem na nabożeństwo, gdy nagle podeszła do mnie osoba, która powiedziała: „Pan Bóg prosił, bym dała ci pieniądze”. Zatkało mnie. Dała mi konkretną kwotę. Po chwili podeszła kolejna osoba, a po niej dwie inne. Starczyło na miesięczne utrzymanie mieszkania i wyżywienie. Przez całe studia ludzie przysyłali mi paczki z jedzeniem. Czułem się zabezpieczony. Bóg uczył mnie tego, że jest wierny i będzie się troszczył. Bóg mówi: „Co siejesz, to zbierać będziesz”. Nie możesz „zasiać” jabłek i oczekiwać, że wyrosną buraki. To naturalne prawidła. Bóg mówi, że daje rolnikowi nie tylko pokarm, ale i ziarno do zasiewu. Czyli daje tobie i twojej rodzince pokarm, ale też ziarno do tego, byś siał. Siewca nie wychodzi w pole z głęboką depresją, bo musi wrzucać „w ciemno” ziarno w ziemię. On wie, ufa, że ono się nie zmarnuje, ale przyniesie plon. Rozumie, że jeśli nie zasieje, nie zbierze. Tylko my, katolicy, mamy z tym wielki problem. (śmiech) Siejmy i spodziewajmy się rezultatów!

Wczorajsza Ewangelia: „przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” nie pozostawia wątpliwości. Ja przez długie lata rozpowiadałem na lewo i prawo: „Jedynie sieję. Nie zbieram owoców. Zbierze ktoś inny. Być może w 2097 roku”. „Nie widzę owoców, bo jako siewca nie muszę ich dostrzegać” – to bezpieczna wymówka znakomicie tuszująca niewiarę.

Rolnik oczekuje, że to, co zasieje, zbierze. Jezus przeklął drzewo, które nie wydawało owoców, mimo że „nie był to czas na figi”. Bóg mówi: trzeba wyciąć drzewo, które nie przynosi owoców. On oczekuje, że przyniesiemy owoc i że będzie on trwały. Zdecydowałem, że pierwszy rachunek, jaki płacimy z żoną na początku miesiąca, będzie dziesięciną. Bóg jest ważniejszy od banków. To nie banki nas utrzymują, nie one dają mi życie. Nie mam długów, czuję się pobłogosławiony. Nie jestem multimilionerem, ale widzę na co dzień, że On się o mnie troszczy.

Słyszałem zarzut, że dziesięcina to rzeczywistość Starego Testamentu…

Nieprawda. Jezus powiedział wyraźnie. „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać”.

Mówisz często: „Bóg rozmnoży jedynie te pieniądze, którymi się dzielisz”. Skąd masz tę pewność?

Apostołowie musieli oddać swoją kolację, by Jezus rozmnożył pożywienie dla 5 tysięcy mężczyzn (w tym miejscu mogło być ponad 20 tys. ludzi!) Sądzili, że Jezus rozmnoży jedzenie i powie: „Panowie, rozdajcie to tłumom”. A On, ku ich zaskoczeniu, powiedział: wy dajcie im jeść. Jaka musiała być ich reakcja? Poświęcili chleby i ryby, które być może chcieli zjeść w spokoju na zakończenie męczącego dnia. Marzyli o tym, by Jezus „oddalił tłumy”. A On powiedział: Podzielcie się! Podzielili się i zobaczyli cud. Zaczęli łamać, dzielić się, a Bóg zaczął to wszystko mnożyć.