Nie ma zbrodni, jest kara

Mariusz Majewski

|

GN 12/2015

publikacja 19.03.2015 00:15

Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał, że obrońcy życia swoimi protestami pomówili szpital Pro-Familia, narażając tę placówkę i pracujące w niej osoby na utratę zaufania potrzebnego dla prowadzonej działalności leczniczej. Nie wytłumaczył jednak, na czym konkretnie polega ich wina i gdzie złamali prawo.

Obrońcy życia modlili się przed salą rozpraw Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności i ani dziennikarze, ani publiczność nie zostali wpuszczeni do sali Obrońcy życia modlili się przed salą rozpraw Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności i ani dziennikarze, ani publiczność nie zostali wpuszczeni do sali
Mariusz Majewski /Foto Gość

Sędzia Janusz Sternalski umorzył warunkowo postępowanie wobec oskarżonych Przemysława Sycza i Jacka Kotuli na dwa lata – na okres próby. W praktyce oznacza to, że przez ten czas nie mogą oni organizować pikiet protestacyjnych. Inaczej postępowanie zostanie odwieszone. Działacze rzeszowskiego oddziału Fundacji Pro – Prawo do Życia mają również zapłacić po 8 tysięcy złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, a także 996 zł na rzecz oskarżyciela prywatnego (czyli szpitala Pro-Famila), jako zwrot poniesionych kosztów sądowych. Ponadto sędzia orzekł również przepadek na rzecz Skarbu Państwa trzech zatrzymanych w ubiegłym roku przez policję banerów antyaborcyjnych. Cała historia mogła zakończyć się dla obrońców życia gorzej, ponieważ pełnomocnik szpitala domagał się dla nich kary więzienia. Wyrok, z uwagi na zawarte w nim sprzeczności, budzi mnóstwo wątpliwości. A jeśli weźmiemy pod uwagę argumenty sędziego z jego uzasadnienia, to wątpliwości przechodzą w stanowczy sprzeciw.

Była aborcja, nie było zabijania!

– Nie zgadzamy się z tym wyrokiem, oczywiście będziemy się od niego odwoływać. Sąd nie może nam zabronić działalności, bo nie przekroczyliśmy prawa. Nie zrezygnujemy z pikiet i nazywania aborcji po imieniu, czyli zabijaniem dzieci – mówi GN J. Kotula tuż po zakończonej rozprawie. Razem z P. Syczem są zdziwieni decyzją i tłumaczeniem sądu. O szczegółach nie mogą jednak rozmawiać, ponieważ sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności, co jest naturalne w postępowaniu karnym o zniesławienie. Strony mogły zrezygnować z tej wyłączonej jawności i wpuścić na salę publiczność oraz media. W tym przypadku tak się nie stało, bo nie zgodził się na to oskarżyciel, czyli szpital. – Domagaliśmy się jawności, ponieważ to bardzo ważna sprawa, dotycząca wielkiej społecznej dyskusji na temat aborcji i ochrony życia – powiedział nam po jednej z rozpraw pełnomocnik oskarżonych obrońców życia, mecenas Jerzy Kwaśniewski z Instytutu Ordo Iuris.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.