Cele Marka

Agata Puścikowska

|

GN 12/2015

publikacja 19.03.2015 00:15

Na dziesiątki łotrów w więziennej celi nawraca się jeden. Ale to nie jego zasługa. Po prostu się poddał.

Cele Marka jakub szymczuk /foto gość

Początków swego życia Marek nie pamięta. Był w bidulu od samego początku, może zanieśli go tam od razu po urodzeniu. A może trafił do domu małego dziecka w wieku kilku miesięcy… Marek pamięta jedynie przenosiny: gdy skończył 4 latka, poszedł do zwykłego domu dziecka. Jak było? A jak może być wrażliwemu, pozbawionemu rodzicielskiej miłości dziecku w obcym i przepełnionym niby-domu? Jak może być w miejscu, w którym dominuje prawo dziecięcej pięści i kompletny brak czasu dla wychowanków? Poczucie bycia gorszym, brak bezpieczeństwa, ciągła konieczność walki o swoje. Trzy cechy życia małego chłopca z domu dziecka.
 

Przyjaciele...

– Byłem takim słodkim, biednym chłopcem z bidula, nad którego złym losem wszyscy płaczą i się wzruszają. I którego nikt nie potrzebuje. Odmieniło się po 3 latach. Do ośrodka przyszli pan Jan i pani Anna. Powiedzieli, że jeśli Marek zechce, zabiorą go do domu i zostaną jego rodzicami. Marek chciał. Które dziecko z bidula by nie chciało! – Miałem jak w niebie. Mama mnie rozpieszczała, traktowała jak księcia. Ojciec, chociaż niewylewny, też był dobry. Nie miałem rodzeństwa, byłem dla rodziców oczkiem w głowie – wspomina.

Potem poszedł do szkoły. Trauma bidula i poczucie odrzucenia wróciły ze zdwojoną, okrutną, dziecięcą siłą. Bo dzieci w szkole wiedziały o adopcji. I wykorzystywały tę wiedzę w konkretny sposób: dokuczaniem, wyzwiskami, ośmieszaniem. Marek miał dwa sposoby na obronę: albo zwijał się w sobie, zagryzał zęby. Albo – gdy był już starszy i silniejszy – starał się walić w te cudze zęby. Zyskując sobie opinię „chuligana z bidula”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.