Jestem jak lipa... i dąb

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 10/2015

publikacja 05.03.2015 00:15

Tak pił, że zapomniał, dokąd prowadzą go nogi. Aż zaczęły mu gnić stopy, jakby przerażone, że przez nie trafił na złą drogę. Miał 25 lat, kiedy mu je obcięli. – Zostały mi tylko pięty – mówi Grzegorz Hutyra. Po operacji półtora roku chodził na kolanach. Ale ta pokuta nie zmieniła jego życia. Dopiero teraz wie, dokąd iść, choć nie ma protez, tylko kikuty w butach na wysokim podbiciu.

Jestem jak lipa... i dąb roman koszowski /foto gość

Był luty 1997 roku. Sypiał na hałdzie przy kopalni „Krupiński” koło Żor. Sprzedawał zebrany węgiel, a pieniądze przepijał. – Pewnego dnia poczułem, że bolą mnie stopy – opowiada. – Nie myłem się, to ich nie oglądałem. Jak zajrzałem pod skarpetkę, zobaczyłem, że wypadły mi paznokcie. Jak szedłem z tym do kolegi, żeby się poradzić, co chwilę przystawałem, bo mi brakowało sił. Dał mi wino, ale już nie chciałem. Na pogotowiu lekarz mnie zapytał: „Człowieku, z jakiej ty planety do nas przyleciałeś?”. Potem mnie wzięli do szpitala. Powiedzieli, że bez zabiegu nie ma ratunku. Przedtem niby obok istniał rzeczywisty świat, ale ja, jak błędna owca, gdzieś się w nim zgubiłem. Trzeba było takiego znaku.

Taki damski bokser byłem

Od siedmiu miesięcy nie pije i nie gra, bo był też uzależniony od hazardu. Za to rzeźbi w drewnie. Wychowany w lesie, bo ojciec był drwalem w nadleśnictwie Żory, dobrze się na nim zna. – Teraz jestem jak lipa. Bardziej miękki, pokorny, podatny na zmiany. Ale też jak dąb, coraz mocniejszy, bo wreszcie czuję grunt pod nogami. Dąb jest dobry na meble. Ma ładny rysunek pod lakierem czy woskiem. Nie trzeba go barwić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.