Wiarygodność i „władzygodność”

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

12.02.2015 00:15 GN 07/2015

publikacja 12.02.2015 00:15

Gdy różnice między prawdą i fałszem są subiektywne, politykom pozostaje trafnie odczytać prawdę czasu, prawdę ekranu i dostosować poglądy do okoliczności.

Wiarygodność i „władzygodność”

Tym, którzy już zapomnieli, co oznacza słowo „wiarygodność”, przypominam, że nie jest to synonim słowa „władzygodność”, którą na własny użytek definiuję jako budowanie wizerunku polityka „lepszego” lub należącego do grona „tych lepszych”, co ma być jego najważniejszym (jedynym?) atutem. W praktyce osoby „władzygodne” bywają zarazem bardzo „władzy głodne”. Może dlatego dla zdobycia i utrzymania władzy bez większych skrupułów odrzucają wartość prawdy w życiu publicznym. Nie jest to ani nowe, ani niezwykłe zjawisko.

Wystarczy przypomnieć szczerość Piłata, który w trakcie procesu Chrystusa otwarcie podważył zasadność własnej decyzji pytaniem; „Cóż to jest prawda?” (J 18–38). Dzięki wydanemu wyrokowi utrzymał się przy władzy. Jego liczni współcześni naśladowcy doskonale wiedzą, że w czasach płynnej ponowoczesności można bezkarnie kłamać, jeśli kryterium prawdy przestaje obowiązywać. Gdy różnice między prawdą i fałszem są tylko „subiektywne”, politykom pozostaje łatwe zadanie – trafnie odczytać prawdę czasu, prawdę ekranu i dostosować własne poglądy do okoliczności. Wtedy zdobycie, sprawowanie i utrzymanie władzy (lub miejsca na liście! ) przestaje być problemem.

Budowanie elit politycznych wedle kryterium „władzygodności” jest wielkim, chociaż zapomnianym dorobkiem PRL. Wszak kierownicza rola partii umocowana była na fundamencie ideologicznej wyższości socjalizmu (komunizmu) nad wszystkimi innymi systemami oraz wyższości „przewodniej roli” partii komunistycznej (robotniczej) nad wszystkimi innymi formacjami politycznymi. Dzieje PRL współtworzyły zarówno „jedynie słuszne decyzje i rozwiązania”, jak i „błędy i wypaczenia minionego okresu”, a historię pisano w zgodzie z „wymaganiami etapu”. Także postaci na fotografiach pojawiały się i znikały w zależności od politycznej sytuacji.

Z zaskoczeniem odkryłam, jak profesjonalnie zdefiniowano w dokumentach Akademii Spraw Wewnętrznych PRL manipulację: jako „działanie, w którym chodzi o to, by manipulowany nie powziął podejrzeń, że działa pod wpływem informacji przekazywanych przez manipulującego (…) w celu doprowadzenia manipulowanego do powzięcia decyzji zgodnej z intencjami manipulującego” (za F. Musiał, Podręcznik Bezpieki, 2007). To najlepsza definicja manipulacji, jaką znam i zarazem świetna metoda budowania „władzygodności” w polityce. Polityk dbający o swoją wiarygodność jest w znacznie trudniejszej sytuacji – buduje zaufanie do siebie rzetelnością i elementarną zgodnością słów z czynami. Nie może bezkarnie kłamać i zacierać różnicy między prawdą i fałszem. Jego czyny muszą świadczyć, że wierność prawdzie i poglądom jest dlań ważniejsza niż władza.

Do rozważań o wiarygodności i „władzygodności” polityków sprowokowała mnie nie tyle sama ratyfikacja przez Sejm tzw. konwencji antyprzemocowej Rady Europy, lecz sposób, w jaki niektórzy tzw. konserwatywni posłowie PO tłumaczyli swoje dla niej poparcie już po głosowaniu. Miałam poczucie pełnego absurdu, gdy na argumenty i pytania przeciwników ratyfikacji odpowiadali zdziwieniem i zaprzeczaniem. Usłyszałam, że konwencja nie zawiera definicji „płci społeczno-kulturowej”, chociaż treść art. 3 „Definicje”, pkt. c dowodzi, że jest inaczej.

Zapewniano, że ratyfikacja nie doprowadzi do zmiany społecznych i kulturowych wzorców, ale art. 12 brzmi: „Strony podejmą działania niezbędne, by promować zmianę społecznych i kulturowych wzorów zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzeniania uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet (i słusznie!) lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn (mniej słusznie!)”. Kolejny art. 13 o zabawnym tytule „Podnoszenie świadomości” odświeża wspomnienia o PRL u: „Strony promują lub realizują regularnie i na wszystkich szczeblach programy na rzecz podnoszenia świadomości” ...

W PRL „podnoszono” nam świadomość nieustannie. Art. 14 konwencji zobowiązuje do wprowadzenia do programów nauczania „na wszystkich etapach edukacji treści dotyczących… niestereotypowych ról społeczno-kulturowych… i rozwiązywania konfliktów… bez uciekania się do przemocy”. Chodzi o zrozumienie przez Polaków, jak niesłuszne są „wszystkie formy przemocy”. Trzeba sporo arogancji, by uczyć „działania bez przemocy” społeczeństwo, w którym nie tak dawno władza wprowadziła stan wojenny, a ono odpowiedziało „tradycyjnym i religijnym” wezwaniem: „zło dobrem zwyciężaj”. Dodajmy, że w świetle badań przemoc wobec kobiet jest w Polsce rzadszym zjawiskiem niż w wielu krajach UE.

Moi rodacy świetnie wiedzą, że przemoc nie rozwiązuje żadnego problemu. Może więc politycy rządzący Polską i Europą namówią Rosjan i prezydenta Putina do przestrzegania antyprzemocowej konwencji we wszystkich jej wymiarach? Artykuł nr 76 informuje, że Komitet Ministrów Rady Europy może „zaprosić każde państwo… do przystąpienia do niej”. Na zakończenie tylko jedna dobra wiadomość. Artykuł 80 brzmi: „Każda Strona może w dowolnym czasie wypowiedzieć niniejszą konwencję w drodze notyfikacji”… Jeśli w wyborach 2015 roku znowu wybierzemy polityków „władzygodnych”, będzie „PO ptokach”. Gdy koalicja PO–PSL–SLD wygra batalię z tradycyjnymi stereotypami kobiecych i męskich ról społecznych, przemoc domowa pojawi się w Polsce częściej niż w tych europejskich państwach, które podobną batalię już wygrały. Może więc wybrać polityków, którzy ratyfikowaną konwencję po prostu wypowiedzą?!

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.