Pułapka sukcesu

Franciszek Kucharczak

|

GN 07/2015

publikacja 12.02.2015 00:15

Kto chce wiecznego sukcesu, musi być gotów na doczesną porażkę.

Pułapka sukcesu rys. Franciszek Kucharczak

Tego dnia, gdy Sejm przyjął genderową konwencję Rady Europy o rzekomym zapobieganiu przemocy wobec kobiet, w kościołach czytano fragment Ewangelii o okolicznościach uśmiercenia Jana Chrzciciela. Otóż Jan zginął, bo mówił Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. Promotorzy „tolerancji” powiedzieliby, że stosował przemoc emocjonalną. Miał nie zaglądać Herodowi pod kołdrę. Co to za wypominanie komuś sposobu życia? A co ci to przeszkadza, że ktoś ma cudzą żonę, skoro ona sama tego chciała? Albo co ci, człowieku, do tego, że jakiś mężczyzna każe się nazywać kobietą? Co cię to obchodzi, jeśli ktoś niebawem zażyczy sobie poślubić orangutana, skoro orangutan nie wyraża sprzeciwu? Oni nie naruszają twojej wolności, ty nie naruszaj ich wolności. Masz być empatyczny, dbać o miłą atmosferę, nikogo nie urażać – oto kodeks moralny nowej ery.

I widzisz, Janie Chrzcicielu, gdybyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, to by ci ten nos z całą głową jeszcze długo mógł służyć. Siedziałbyś sobie spokojnie nad Jordanem, łapał szarańczę, miód wsuwał i chrzciłbyś sobie do woli jeszcze długie lata.

A prawda – mógłby żyć. Tylko po co? Jan Chrzciciel był potężnym prorokiem nie dlatego, że długo żył, tylko dlatego, że realizował wolę Bożą. Gdyby „siedział i chrzcił”, nie miałby kogo chrzcić. Ludzie szli do niego i pokutowali, bo usłyszeli od niego słowa prawdy, i one poruszyły ich serca. Nawet Herod był poruszony – tyle że zamiast pójść za głosem sumienia, poszedł za głosem „rozsądku”.

Jeśli czcimy Jana, to dlatego że w kwestii woli Boga był bezkompromisowy. Taki powinien być każdy chrześcijanin, gdy oczekuje się od niego kompromisu, w którym jest zgoda na grzech. W takich razach milczenie jest zdradą i krzywdą. Na przykład wtedy, gdy w twoim domu córka zamieszka z „przyjacielem”, a ty się na to zgadzasz. Albo gdy pytasz człowieka po rozwodzie: ułożyłeś już sobie na nowo życie? Takie rzeczy to fałszywe miłosierdzie, imitacja dobra, piekielna cnota. To nie ma nic wspólnego z miłością.

Powie ktoś, że takie upominanie się o wolę Bożą nic nie da. A w przypadku Jana coś dało? Chrześcijanie często wpadają w pułapkę zauważalnej skuteczności. W efekcie podejmują tylko tę wolę Bożą, która, ich zdaniem, może przynieść sukces. A sukcesem nazywają tylko to, co daje oczekiwane efekty. Dlatego przemilczają zło powszechne, na przykład rozwody, bo upomnienie „nie możesz mieć żony brata swego” nic, według nich, nie da. Po czasie sami uznają, że to nic złego, aż wreszcie zaczynają się domagać, żeby Kościół zaczął traktować tych ludzi jak sakramentalne małżeństwo. Aż wreszcie wolą Bożą okrzykną każde zło, które według nich nikomu nie szkodzi.

Pewnie, że chrześcijanin nie może być wyniosły, i jeśli wyraża sprzeciw wobec zła, to tylko z pokorą i miłością, ale czasem taki sprzeciw wyrazić musi. Tak, jak robił to Jezus.

Ktoś zauważył, że gdyby Jezus mówił tak, jak niektórzy Jego wyznawcy, toby Go nie ukrzyżowali. No właśnie. A czy o tym, co Go spotkało, powiemy: i co to dało?

Masz coś chciał/a

Gdy tygodnik „W Sieci” ujawnił, że poseł Anna Grodzka (dawniej Krzysztof Bęgowski) na stałe mieszka z kobietą (nie lesbijką), „słuszne” media zaczęły prześcigać się w wyrazach oburzenia. Nie, nie na Grodzką – na tygodnik, który „zagląda ludziom do łóżek”. I jakoś umknęła refleksja, że skoro ktoś kandyduje na prezydenta (a Grodzka kandyduje), to społeczeństwo powinno wiedzieć o nim parę rzeczy, na przykład to, kto będzie ewentualną pierwszą damą. Jeśli natomiast nie można ustalić, czy w tym wypadku byłaby to dama czy może „dam”, albo jeszcze ktoś inny – to społeczeństwo ma prawo to wiedzieć. A media mają obowiązek w taki sposób „do łóżka” zaglądać, zwłaszcza jeśli ktoś na tym łóżku w ogóle wjechał do polityki.

Już nie jasne

Referendum, w którym Słowacy mieli wypowiedzieć się, czy chcą zakazu wprowadzenia „małżeństw” jednopłciowych i adopcji przez nie dzieci, nie zdobyło wymaganej większości 50 proc. uprawnionych do głosowania. Sporą zasługę dla takiego wyniku miała wściekła kampania „postępowych” mediów, które zniechęcały Słowaków do udziału w referendum. Robiono to z gorliwością podobną do tej, z jaką polskie władze odwodziły warszawiaków od udziału w referendum przeciw prezydenturze Hanny Gronkiewicz-Waltz. Przykładowo trzy słowackie stacje telewizyjne odmówiły emisji spotu, na którym dwaj panowie przychodzą, aby adoptować dziecko, a maluch pyta: „A gdzie jest mama?”, a w tle pojawia się komentarz: „Dla dzieci to jest jasne”. Jak widać dla dorosłych jasne rzeczy są już zakazane. A i polskie media na swój sposób włączyły się w słowacką kampanię. Jak podało np. Polskie Radio, postulatom referendalnym sprzeciwiają się na Słowacji „obrońcy praw człowieka”. Cóż – jakie prawa, tacy obrońcy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.