Polska u podnóża góry Meru

Krzysztof Błażyca

Spotkaliśmy się kilka dni temu w Aruszy. Dziś pan Edward wędlin już nie wyrabia, ale pamięć o polskich uchodźcach w Tanzanii wciąż jest w nim żywa.

Polska u podnóża góry Meru <b>Krzysztof Błażyca</b> gosc.pl

Kiedy po zeszłorocznej wizycie w Ugandzie, gdzie w czasach II wojny światowej funkcjonowały dwa z 22 polskich osiedli na terenie Afryki, spotkałem się z byłymi mieszkańcami osiedla położonej nad Jeziorem Wiktorii wioski Koja, pan Artur, pani Danuta i pani Halina, którzy tam spędzili dzieciństwo, zgodnie przyznawali, że historia prawie 18 tysięcy polskich uchodźców z Sybiru wciąż - ich zdaniem - pozostaje mało znanym epizodem polskiej tułaczki przez ziemię w czasach wojennej zawieruchy (zob. Polska pod równikiem).

Koja była trzecim co do wielkości polskim osiedlem w Afryce, zamieszkałym przez ok. 3 tysiące głównie kobiet, dzieci i mężczyzn niezdolnych już do służby wojskowej. Liczniejsze było Masindi, z ok. 4. tysiącami Polaków. Największym polskim osiedlem było natomiast Tengeru na terenie Tanzanii (ówczesna Tanganika), niedaleko Aruszy. Do 1951 roku w Tengeru mieszkało ok. 5 tysięcy polskich emigrantów.

Na terenie osiedla funkcjonowała ferma, były tu liczne przedszkola, szkoły: podstawowe, gimnazja, muzyczna, rolnicza, liceum. Kwitło życie kulturalne, powstawały zespoły sportowe i artystyczne, rozwijały się harcerstwo, świetlice Sodalicji Mariańskiej. Funkcjonowały szpital i przychodnie lekarskie. Były tu kościół katolicki, cerkiew i bożnica.    

W ostatnich dniach, będąc w Arusza, miałem okazję poznać historię prawie 90-letniego pana Edwarda, ostatniego z żyjących wciąż u podnóża majestatycznej góry Meru świadków tamtejszych wydarzeń.

Pan Edward, którym dziś opiekują się pracujący tam polscy franciszkanie, ostatni raz był w Polsce, gdy jego rodzinę zesłano na Sybir jako "wrogi element". I choć po wojnie nie wrócił  już do kraju ("ci, którzy wrócili, trafili z powrotem do łagrów" - opowiada), to jego dom wypełniają polskie akcenty, domowa biblioteka pełna ojczystej literatury, a w pokoju gościnnym na ścianie wisi polska flaga.

Gdy zaś zapytać o pana Edwarda pracujących w Tanzanii polskich misjonarzy, niemal wszyscy zgodnie wspominają o słynnych polskich wędlinach, jakie pan Edward wyrabiał przez całe życie, ciesząc nimi nawet podniebienia Masajów, którzy zaopatrywali się u niego "od święta".

Dziś pan Edward wędlin już nie wyrabia i wiek coraz bardziej daje znać o sobie. Ale pamięć o polskich uchodźcach w Tengeru wciąż pozostaje żywa, a on sam nie kryje troski, by ziemia, gdzie spoczęły szczątki 149 Polaków, nie poszła w zapomnienie. Tam przecież była ich Polska...