Komuchy przeprosiły

Franciszek Kucharczak

|

GN 06/2015

publikacja 05.02.2015 00:15

Wszyscy jesteśmy winni, więc wszyscy jesteśmy winni przebaczyć.

Komuchy przeprosiły rysunek franciszek kucharczak /gn

Sporo osób zaprotestowało po moim felietonie, w którym dałem wyraz radości z nawrócenia Józefa Oleksego i Wojciecha Jaruzelskiego. Jedna z czytelniczek uznała, że brakło spełnienia jednego z warunków dobrej spowiedzi, a mianowicie zadośćuczynienia. „Nie słyszałam, aby któryś z wymienionych w felietonie Panów przyznał się publicznie do swoich błędów i przeprosił Polaków za zdrady, szykanowanie czy inne rzeczy” – napisała. Następnie dała wyraz niezadowoleniu z powodu uroczystych pogrzebów obu dygnitarzy, po czym zauważyła: „Łotr na krzyżu publicznie wyznał: »My sprawiedliwie cierpimy za swoje grzechy, ale On nic złego nie uczynił«”.

To prawda, że zadośćuczynienie jest warunkiem szczerości nawrócenia – ale nie zawsze ono jest możliwe we wzorcowej formie, zwłaszcza gdy ktoś nawraca się krótko przed śmiercią. Tak właśnie jak łotr na krzyżu. Bo to, co on powiedział, nie było zadośćuczynieniem, lecz aktem skruchy. Nie mógł zwrócić tego, co zrabował, nie mógł choćby przeprosić bliskich tych, których zabił. Wyraził tylko żal i poprosił o przebaczenie… i stał się bohaterem najszybszej kanonizacji w dziejach świata.

Łotr adresował swoje słowa do Jezusa, ale czy inaczej zrobili spowiadający się dawni czerwoni notable? Jeśli ktoś całe dorosłe życie walczył z Kościołem i szerzył ateizm w ramach zbrodniczego systemu, to przystąpienie takiego człowieka do sakramentów jest publicznym wyznaniem: to, co robiłem, było złe. Przecież to jest kompletne i ostateczne odwrócenie wszystkiego, na czym ci ludzie budowali! Społeczną doniosłość tego aktu doskonale wyczuwają zagorzali ateiści, dla których generał był wzorem – dlatego nie chcą uznać jego nawrócenia. Uważają, że to kłamstwo, bo dla ich idei to katastrofa.

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby taki Marks czy Lenin przed śmiercią oficjalnie przyjęli sakramenty i w związku z tym publicznie zostali pochowani po chrześcijańsku. To byłby koniec marksizmu-leninizmu. Bo jeśli koniec nie wieńczy dzieła, lecz wręcz mu zaprzecza, dzieło jest skończone. Dzięki temu, co się stało, wszystkie ofiary Jaruzelskiego, wszyscy przez niego skrzywdzeni, a także ci, co doznali szkód wskutek działalności Józefa Oleksego, mają pełne prawo uznać, że ci ludzie powiedzieli im „przepraszam”. Dlaczego? Bo tamci powiedzieli to Jezusowi. A On „był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,5). Dlatego Jezus jest najwłaściwszym adresatem ludzkiej skruchy i dysponentem przebaczenia. Co nie znaczy, że nie należy dochodzić prawdy, lustrować i naprawiać szkód. Należy to robić, bo ludzkie przebaczenie bazuje na prawdzie. I to ludzkie przebaczenie też ma wielkie znaczenie, zwłaszcza dla lokatorów czyśćca. Ale jest nie mniej potrzebne skrzywdzonym.

Znam kobietę, która wieczorem przebaczyła komuś wieloletnie urazy, a rano okazało się, że znikła jej choroba skóry – również wieloletnia. „A myślałam, że to taki mój krzyż” – mówiła zdumiona.

Cóż, wygląda na to, że gdy dla sprawcy ciężarem jest wina, ofiarę przygniata brak przebaczenia.

Półprawdomówność

Izba Reprezentantów USA przyjęła projekt ustawy o zakazie finansowania aborcji ze środków federalnych i państwowego wsparcia przy wykupie ubezpieczenia od kosztów aborcji. Mimo tego ustawa nie wejdzie w życie, bo prezydent Obama natychmiast zapowiedział, że ją zawetuje. Podobnie jest z planowaną ustawą o zakazie aborcji po 20. tygodniu ciąży. Biały Dom już zapowiedział, że prezydent zawetuje także i tę ustawę. Warto tu przypomnieć, że w lipcu 2009 roku Barack Obama obiecał papieżowi Benedyktowi XVI, że osobiście zaangażuje się w… redukcję liczby aborcji w USA. Jak widać, prezydent częściowo zrealizował obietnicę: zaangażował się osobiście. Co prawda nie w ograniczenie liczby aborcji, lecz w jej utrzymanie, ale czy to nie piękne, że Obama jest przynajmniej w połowie uczciwy?

Seks maluchom

„Dziennik Zachodni” zamieścił wywiad z panią psycholog i seksuolog, która oznajmiła, że chce edukować seksualnie trzylatki. Deklarację tę gazeta zamieściła na pierwszej stronie, opatrując ją uwagą: „Co roku w Polsce około 20 tysięcy nastolatek rodzi dzieci i nie są to dzieci oczekiwane, kiedy w ciążę zachodzą uczennice szkoły podstawowej”. W rzeczywistości nie jest to 20 tys., lecz ok. 14 tys., a wiele tych nastolatek to kobiety pełnoletnie. Dziewczynki z podstawówki to sporadyczne przypadki. Gazecie nie przeszkadza to jednak oznajmić, że „zabrakło edukacji seksualnej dzieci”. Chodzi o edukację wedle standardów WHO, czyli mówienie maluchom o „różnych rodzajach związków”, o „prawie do badania tożsamości płciowych” i naukę masturbacji. A pewnie. Zróbcie seksedukację przedszkolakom jak w Wielkiej Brytanii, to będziecie mieli tyle dziewczynek w ciąży, że nie będziecie musieli manipulować statystykami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.