Dobre kończenie


Franciszek Kucharczak


|

GN 04/2015

publikacja 22.01.2015 00:15

Co tracą ci, którzy nawracają się w ostatnim momencie? Wszystkie wcześniejsze momenty.

Dobre kończenie
 rysunek franciszek kucharczak /gn

Gdy postkomunistyczny klasyk Leszek Miller ukuł powiedzenie, że mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz po tym, jak kończy, nie spodziewał się pewnie, jak będą kończyć jego koledzy – i to tak znaczni, jak Wojciech Jaruzelski czy Józef Oleksy. No bo to jednak trudne do pojęcia, że ktoś, kto – jak generał – całe dorosłe życie deklarował ateizm i nie wszedł do kościoła nawet na pogrzeb własnej matki, przed śmiercią przyjmuje sakramenty i umiera jako wyznawca Chrystusa.

Wiadomość o tym, podobnie jak o pojednaniu Józefa Oleksego z Bogiem, wywołała komentarze oburzonych z obu stron. Gniewają się ideolodzy ateizmu, którzy nawrócenie swoich autorytetów uznają za skutek manipulacji, gniewają się też katolicy z syndromem brata syna marnotrawnego. No bo jak to tak – mówią ci ostatni. – To człowiek całe życie się stara, biega do kościoła, a tu taki jeden żył, jak mu się podobało, Polskę zdradzał, Kościół szykanował, a w ostatnim momencie się nawraca i idzie do nieba? I to jest sprawiedliwe?


Tak, to jest sprawiedliwe. Bynajmniej nie dlatego, że „komuchy”, którzy dobrze kończą, zasłużyli na zbawienie. Nie zasłużyli jednak też na nie „dobrzy katolicy”, bo mało kiedy mamy czyste motywacje i gdyby Bóg miał nas potraktować tak, jak na to zasługujemy, nie zostałyby po nas wszystkich nawet plastikowe butelki.


Więc dlaczego ocalenie „last minute” jest sprawiedliwe? Bo dług już spłacił za nas Jezus Chrystus. Jego Krew wystarcza, żeby zmyć grzech wszystkich ludzi. Człowiek musi tylko tę Krew przyjąć – choćby w ostatnim momencie. Podobnie jak to zrobił łotr na krzyżu i jak zrobili to nasi zmarli niedawno bracia postkomuniści.

I oby takich przypadków było jak najwięcej. Tu idzie, najdosłowniej, o wszystko. A że już zaczynają brać z półki „Oleksych”, to tym bardziej trzeba naszych czerwonych braci polecać miłosierdziu Bożemu. 
Tu się objawia to, o czym pisze św. Faustyna, że mianowicie w chwilach dla człowieka ostatecznych „zaczynają niejako się wysilać wnętrzności miłosierdzia Bożego”. To jest przyczyna zdumiewających, po ludzku wręcz gorszących, powrotów do Chrystusa.


Nie brak po „chrześcijańskiej” stronie zazdrośników, którzy mówią: „Fajnie tak całe życie robić co się chce, a potem się nawrócić”.

Ejże! Naprawdę fajnie? Po pierwsze nie wiadomo, czy zatwardziałe serce przyjmie ostatni wysiłek Bożego miłosierdzia, a po drugie to nic fajnego przejść przez życie w pustce i pogoni za własnym cieniem. To tylko w diabelskich reklamówkach „robienie co się chce” wygląda jak wczasy na Kanarach. Jeśli się przyjrzeć bliżej życiu beneficjentów tych wszystkich rzeczy, okaże się, że to tylko atrapa, spod której wyzierają potłuczone relacje, rozbite rodziny i pogłębiająca się frustracja.


Z punktu widzenia czystej logiki to zupełnie oczywiste, że się tacy ludzie nawracają, nieracjonalne jest raczej to, że tak późno. Ale gdzie wchodzi grzech, tam logika idzie na urlop. I tylko miłosierdzie Boga może ją z urlopu odwołać. Skoro coś tu zależy od naszych modlitw, to nie ma na co czekać.


Uczciwość mniejszościowa


Dopuszczenie do sprzedaży bez recepty wczesnoporonnego specyfiku EllaOne zostało poprzedzone ofensywą femino-lewicy. Między innnymi panie z Federy wzięły się za zbieranie podpisów w internetowej petycji do ministra zdrowia z apelem o swobodny dostęp do środków wczesnoporonnych. Osobliwością ich petycji był jednak brak mechanizmu potwierdzającego autentyczność e-maili. W ten sposób można naprodukować sobie dowolną liczbę „głosów poparcia”, bo system akceptował każdy podpis. I tak feministki zebrały w kilka dni 10 tys. takich 
e-maili. Fundacja Pro, która zwróciła na to uwagę, przypomniała, że środowiska proaborcyjne manipulowały już podpisami – i to nawet gdy system potwierdzał adresy mailowe. Przykładowy apel na forum aborcyjnym: „dziewczyny, system petycji nie rozpoznaje IP, możecie dodawać swoje głosy na inne adresy email fikcyjne; do dzieła”. Ale co z tego – na papierze zostanie wynik, a nie sposób jego osiągnięcia. 


Słuszność aborcyjna


Maria Czubaszek w niedawnym wywiadzie dla Onetu kolejny raz powiedziała, że dokonała aborcji. „Miałam być bohaterką-męczennicą? Po co? Nigdy nie żałowałam, że usunęłam ciążę. Na pewno nie byłabym dobrą matką. Lepiej, żeby niektóre panie usunęły ciążę, niż potem katowały dzieci czy zostawiały je w lesie. Po to urodzić, żeby podrzucić?” – uzasadniała. Jeśli ktoś uważa, że nie warto przytaczać takich tekstów, jest w błędzie. Warto – choćby dla pokazania, jakich „argumentów” używa się dla uzasadnienia zabicia człowieka. A jeśli ktoś sądzi, że lobby aborcyjne ma coś mocniejszego niż to, co mówi pani satyryk, niech wie, że jest w błędzie: argumenty za aborcją muszą być głupie, bo innych nie ma.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.