publikacja 22.01.2015 00:15
O wyzwaniach stojących przed polską polityką z ministrem spraw zagranicznych Grzegorzem Schetyną rozmawia Andrzej Grajewski
Grzegorz Schetyna
historyk, w latach 80. działacz opozycji, poseł regionu dolnośląskiego, współzałożyciel i wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji w latach 2007–2009. W latach 2010–2011 marszałek Sejmu RP. W listopadzie 2011 r. został przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Od września 2014 roku sprawuje funkcję ministra spraw zagranicznych RP.
Tomasz Gołąb /Foto Gość
Andrzej Grajewski: Podczas Pana rozmowy z sekretarzem stanu USA Johnem Kerrym była mowa o polskim zaangażowaniu w walkę z Państwem Islamskim. Wyruszamy na kolejną ekspedycję?
Grzegorz Schetyna: Ta rozmowa odbywała się zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się o ataku terrorystycznym na tygodnik „Charlie Hebdo” w Paryżu. Dotyczyła całokształtu współpracy polsko-amerykańskiej oraz realizacji postanowień szczytu NATO w Newport, który wyznaczył nowe zadania naszemu Sojuszowi. Koalicja 20 państw świata (formalnie jest ich więcej, gdyż w różnych formach wspiera ten proces blisko 60 krajów) już prowadzi intensywną walkę z bojownikami z Państwa Islamskiego. W kontekście nowych wyzwań, m.in. obecności w ich szeregach ochotników z Europy, widać, że mamy do czynienia z wyzwaniem globalnym, a nie tylko regionalnym. Nasza reakcja także musi być ponadregionalna, a Stany Zjednoczone są zainteresowane, abyśmy wsparli tę koalicję.
Jakie mają być formy tego wsparcia?
Nasze zaangażowanie militarne nie wchodzi w grę. Nie będzie nowej ekspedycji wojskowej. Skutecznie wycofaliśmy się z Iraku. Zakończyliśmy także misję w Afganistanie i nie ma żadnego powodu, aby podejmować kolejną misję. Natomiast będziemy rozważali inny rodzaj wsparcia, np. misje szkoleniowe czy bliską współpracę służb specjalnych. Decyzje będą podejmowane w lutym na spotkaniu ministrów obrony narodowej NATO.
Po ataku na WTC wspieraliśmy Amerykanów tak gorliwie, że nawet udostępniliśmy im tajną bazę w Starych Kiejkutach, i kiepsko to się skończyło. Niektórzy politycy już mają zarzuty prokuratorskie.
Zawsze byłem przekonany, że nawet do najważniejszego sojusznika trzeba mieć ograniczone zaufanie. Tamten epizod z pewnością nie będzie zapomniany i każdy polski polityk podejmujący w przyszłości decyzję o współpracy z Amerykanami powinien pamiętać, czym może się skończyć nadmierne zaufanie partnerowi i nieprzestrzeganie podstawowych standardów przy formowaniu jej warunków.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.