Trzy wigilie biskupa

Bogumił Łoziński

|

GN 51/2014

publikacja 18.12.2014 00:15

O obchodzeniu świąt, znaczeniu domu rodzinnego dla powołania oraz problemach współczesnej rodziny z bp. Arturem Mizińskim

Bp Artur Miziński jest biskupem pomocniczym archidiecezji lubelskiej  i sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, doktorem habilitowanym nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1989 r. Ma 49 lat. Bp Artur Miziński jest biskupem pomocniczym archidiecezji lubelskiej i sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, doktorem habilitowanym nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1989 r. Ma 49 lat.
henryk przondziono /foto gość

Bogumił Łoziński: Jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w rodzinnym domu Księdza Biskupa?

Bp Artur Miziński: Pochodzę z wioski pod Opolem Lubelskim. Rodzice byli rolnikami i sadownikami. Na wieczerzę wigilijną wyczekiwaliśmy już od samego rana. Ubieraliśmy choinkę, mama krzątała się przy kuchni, przygotowując potrawy. Nie potrafię teraz powiedzieć, czy było ich 11, czy 13. Gdy ukazała się pierwsza gwiazda, rozpoczynaliśmy wigilię. Spędzaliśmy ją w szerokim gronie rodzinnym – jednego roku u nas, drugiego u kuzynów. Rozpoczynaliśmy kolędą „Wśród nocnej ciszy”, czytaliśmy fragment Ewangelii, odmawialiśmy „Ojcze nasz”, dzieliliśmy się opłatkiem i siadaliśmy do wieczerzy. Do późna śpiewaliśmy kolędy, a przed północą pieszo szliśmy na Pasterkę. Nie było to takie proste, gdyż drogi często były zasypane śniegiem, a nasz kościół parafialny był oddalony o prawie 8 km.

A prezentów nie było?

Były. Zdarzało się, że odkryłem je wcześniej i nie były już dla mnie niespodzianką. Prezenty były symboliczne. Dostawaliśmy pomarańcze lub czekoladę. Wówczas w moim rodzinnym domu były to rarytasy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.