Z życia lemingów

Piotr Legutko

|

GN 51/2014

publikacja 18.12.2014 00:15

Wpływowe media wdzięczą się do nich, a społeczność internetowa kpi na potęgę z sił modernizacji i postępu.

Z życia lemingów Barbara Kuropiejska-Przybyszewska z książki „Lemingi” wydanej przez Frondę

Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków. To określenie, kiedyś używane jako kategoria socjologiczna, szybko nabrało wymiaru politycznego. Grupa społeczna, stanowiąca dotąd jedynie wymarzony „target” reklamodawców, stała się celem zabiegów marketingowych w przestrzeni idei. Do niej zaczęli przemawiać redaktorzy „Gazety Wyborczej” i TVN, do niej też otwarcie zaczęli odwoływać się politycy PO. W 2007 r. partia ta wygrała wybory w dużej mierze dzięki mobilizacji „młodych, wykształconych”, których udało się przekonać, że właśnie PO jest ugrupowaniem postępu i modernizacji.

W obiegu pojawiła się wówczas kategoria „leminga”, czyli młodego mieszkańca dużej aglomeracji, zwykle z awansu społecznego, chłonącego światowe mody i trendy, używającego specyficznego slangu (ze spolszczonymi wersjami słów angielskich) i odnoszącego się z wyższością do polskiego zaścianka. Dlaczego akurat „leming”? To słowo, będące nazwą gatunku gryzonia, miało nawiązywać do zachowań stadnych. Społeczność internetowa używała go od początku w celu wykpienia bezrefleksyjnego ulegania propagandzie. A media głównego nurtu, przekornie, zaczęły dowartościowywać leminga. W jednym z wywiadów prasowych dyrektor programowy TVN Edward Miszczak wprost przyznał, że robi telewizję właśnie dla lemingów.
 

Podmiot zbiorowy

Nie trzeba było długo czekać, by leming znalazł w nowych mediach swój satyryczny organ. Mógł się on pojawić tylko w internecie, gdzie z kolektywnego myślenia od początku kpiono niemiłosiernie. Strona na Facebooku (zwana fanpejdżem) zatytułowana była jasno, otwarcie i bez niedomówień: „Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków” (w skrócie MWizWO). Pojawiła się jesienią 2010 r., gdy lemingi wyszły na Krakowskie Przedmieście i pokazały swoje nieciekawe oblicze, szydząc z patriotyzmu, wiary i polskości. Media liberalne entuzjastycznie odtrąbiły wtedy narodziny nowej generacji, zwanej wówczas także „młodzi, wykształceni, spod krzyża”.

Fanpejdż był odpowiedzią na ten postępowy entuzjazm. Na pomysł, by go założyć, wpadł pewien politolog, na co dzień specjalista od piaru w jednej z krakowskich firm. Na początku prowadził stronę z grupą przyjaciół, potem już indywidualnie. Choć fanpejdż błyskawicznie zdobył popularność i zamienił się w kilkudziesięciotysięczną społeczność, autor do dziś pozostał wierny wymyślonej konwencji anonimowego „podmiotu zbiorowego”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.