Bóg (według) Teresy

ks. Tomasz Jaklewicz 


|

GN 51/2014

publikacja 18.12.2014 00:15

Przyjaciel. Takiego Boga odkryła 
św. Teresa. „Nie jesteśmy aniołami, mamy ciało” – pisała. Dlatego „widzimy Jezusa jako człowieka wśród słabości i cierpień, i On dotrzymuje nam towarzystwa”. „Kto ma przy boku takiego dobrego przyjaciela, ten wszystko zdoła wytrzymać”. 


„Przez całe swoje życie wielkie miałam do Chrystusa Pana nabożeństwo” – wyznała św. Teresa w „Księdze życia” „Przez całe swoje życie wielkie miałam do Chrystusa Pana nabożeństwo” – wyznała św. Teresa w „Księdze życia”
józef wolny /foto gość

Czy mistyczne poznanie Boga może rzucać nowe światło na Jego tajemnicę? Albo mówiąc bardziej prosto, czy możemy dowiedzieć się czegoś nowego o Bogu na podstawie przeżyć duchowych pojedynczych osób? To pytanie stawiali sobie nieraz teologowie. Oczywiście wszystko, co Bóg chciał nam powiedzieć ważnego o sobie, znajdziemy w Biblii, ale przecież Pismo Święte „nie spadło z nieba”. Powstało z doświadczenia, wyrosło z historii narodu wybranego, wspólnoty Kościoła i historii pojedynczych osób. Bóg mówi Mojżeszowi: „Jestem Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Historia zbawienia trwa. Bóg żyje, więc może mówić do kogo chce i jak chce. Jest więc także Bogiem św. Teresy. Płonący krzew pojawił się w jej życiu, a ona zapłonęła i w swoich pismach opowiedziała o tym ogniu. Jakiego Boga poznała święta karmelitanka? Co było najważniejsze w jej mistycznym spotkaniu z Tym, który naprawdę JEST? 


Demon czy Jezus?


W centrum życia Teresy, „przyjaciółki Boga”, jest od początku Jezus Chrystus. To przed wizerunkiem ubiczowanego Pana doświadczyła wstrząsu, który doprowadził do jej głębokiego nawrócenia. Pobożna legenda dopowiada, że Teresa zawsze podróżowała z figurką Dzieciątka Jezus. „Przez całe swoje życie wielkie miałam do Chrystusa Pana nabożeństwo” – wyznaje w „Księdze życia”. „Chciałabym zawsze mieć przed oczyma Jego wizerunek i wyobrażenie, bo w duszy nie umiałam zachować go tak głęboko wyrytego, jak bym tego pragnęła”. Podkreśla, że zwłaszcza Komunia eucharystyczna daje jej silne doświadczenie bliskości Jezusa. „Niekiedy przychodzi z taką wielmożnością, iż nie sposób wątpić, że to On, Pan sam we własnej Osobie. Zdarza się to szczególnie po Komunii, kiedy już wiara sama zapewnia nas o Jego w nas obecności. Wówczas tak się okazuje Panem tej swojej gospody, że dusza jakby przed Nim niszczeje i cała się czuje pochłonięta w Chrystusie”. 


Na wszystkich stronach jej dzieł rozlega się wołanie o Chrystusa, zauważa s. Immakulata, niedawno zmarła polska karmelitanka, autorka książek o duchowości karmelitańskiej. „On jest jej Zbawicielem, Bratem, Mistrzem modlitwy i Oblubieńcem. On jest Drogą”. Najbardziej interesujące u Teresy jest to, że największą bitwę musiała stoczyć o człowieczeństwo Jezusa. Przez wiele lat nie miała szczęścia do spowiedników. Kiedy mówiła im o swoich mistycznych wizjach, uznawali to za dzieło Złego. Jeden ze spowiedników, przekonany o demonicznym charakterze tych przeżyć, nakazał jej pokazywać figę Jezusowi. Święta karmelitanka relacjonuje: „Największy ciężar sprawiło mi to pokazywanie figi za każdym zjawieniem się Pana. Gdy Go widziałam obecnego, raczej dałabym się porąbać na sztuki, niżbym potrafiła uwierzyć, że to zły duch. Był to więc dla mnie bardzo bolesny i wstrętny rodzaj pokuty. Dla oszczędzenia sobie ciągłego żegnania się, brałam krzyż i trzymałam go w ręku prawie ustawicznie. Mniej konsekwentną byłam w pokazywaniu figi, bo było mi to nazbyt przeciwne. Błagałam Go o odpuszczenie mi zniewagi, jaką ja Mu wyrządzam, gdyż czynię to przez posłuszeństwo i na rozkaz Jego namiestnika, aby zatem mnie nie winił o to, że spełniam polecenie tych, których On sam postanowił szafarzami w swoim Kościele. A On mi odpowiadał, bym się o to nie troszczyła, że dobrze robię, iż słucham, a On to sprawi, że prawda wyjdzie na jaw”. 
Spowiedników Teresy niepokoiła fizyczna, zmysłowa strona objawień. Zdaniem niektórych przewodników duchowych w rozmyślaniach należało się koncentrować wyłącznie na Bóstwie, porzucić wszelkie zmysłowe wyobrażenia człowieczeństwa Chrystusa. To, co cielesne, wydawało się podejrzane. Typowo manichejska
obawa, która odżywa tu i tam. Inkwizycja, która badała jej pisma, zgłaszała zastrzeżenia właśnie w tej kwestii. Teresa poddawała się pokornie pod osąd Kościoła. Z drugiej strony sama była pewna, że jej duchowe doświadczenie jest autentyczne. Wierzyła, że prawda się obroni. Nie „jej” prawda, ale prawda Chrystusowa. I tak się ostatecznie stało, choć nie obyło się bez napięć, cierpień, zmagań.

Teresa broniła w gruncie rzeczy najbardziej ortodoksyjnego spojrzenia na Chrystusa, akcentując, że Jego człowieczeństwo jest „drogą” prowadzącą nas, ludzi, do spotkania z Bóstwem. „Wiedzmy, że nie jesteśmy aniołami, mamy ciało. Chcieć zrobić z siebie anioła, póki się jest na tej ziemi – zwłaszcza kto tak głęboko ugrzązł jak ja – jest to szaleństwo”. Cudny tekst! I właśnie jako ludzie zanurzeni po uszy w ziemskiej rzeczywistości nie potrafimy wzlatywać swobodnie w duchowe rejony. Potrzebujemy czegoś widzialnego, zmysłowego, dotykalnego, materialnego. Dlatego Bóg stał się człowiekiem, wcielił się! Teresa pisze: „Gdy przyjdą troski o sprawy ziemskie, prześladowania i utrapienia, gdy dusza już nie może mieć takiego pokoju, jaki przedtem miała, gdy nastanie czas oschłości – wtedy czuję, jak dobrym przyjacielem jest Chrystus. Widzimy Go jako człowieka wśród słabości i cierpień, i On dotrzymuje nam towarzystwa. Kto raz do tego przywyknie, łatwo Go znajdzie przy sobie…”. Przepiękny tekst. A parę linijek dalej uwaga, która może być wręcz przepisem na całe duchowe życie: „Dobrze jest nie okazywać się pochopnym do szukania pociech duchowych. Niech będzie, co ma być, a trzymać się mocno krzyża jest to rzecz wielka. Boski ten nasz Pan w cierpieniach pozostawał pozbawiony wszelkiej pociechy. Najbliżsi opuścili Go i samego pozostawili. My Go nie opuszczajmy. Do wzniesienia się wyżej ręka Jego lepiej nam pomoże niż wszelka nasza natarczywość”.


W Nim wszystko 
dobro ujrzałam


Nie sposób słów Teresy, które przytaczam, czytać bez wzruszenia. To jest sedno chrześcijaństwa wyrażone przez kobietę czułą i zmysłową, a jednocześnie mądrą, trzeźwą, panującą nad emocjami. Przez kobietę, która nie wyczytała tego wszystkiego z książek, ale całą sobą przeżyła. „Ujrzawszy Ciebie przy sobie, wraz z Tobą wszystko dobro ujrzałam. Odtąd już jakiekolwiek przyszło na mnie utrapienie, wystarczyło mi spojrzeć na Ciebie, jak stałeś przed niesprawiedliwymi sędziami, aby je ochotnie wycierpieć. Kto ma przy boku swoim takiego dobrego przyjaciela, takiego dobrego wodza, który pierwszy wystawił siebie na męki, ten wszystko zdoła wytrzymać. Ten prawdziwy przyjaciel wspiera, ducha dodaje i nigdy nie zawiedzie! Jasno to widzę i później jeszcze tego doświadczyłam, że nie inaczej służba nasza może podobać się Bogu i nie inaczej Bóg postanowił użyczać nam wielkich łask, jak tylko przez ręce tego najświętszego Człowieczeństwa, w którym, jak sam to oznajmia w Boskiej łaskawości swojej, dobrze sobie upodobał. Po niezliczone razy przekonałam się o tym z własnego doświadczenia i słyszałam to z ust Pańskich.

Poznałam jasno, że przez tę bramę potrzeba nam wchodzić, jeśli chcemy, aby Boski Majestat Jego objawił nam swoje wielkie tajemnice”.
I nieco dalej: „Pan nasz sam jest tym, przez którego wszystkie dobra nam przychodzą. On sam cię nauczy. Patrz na Jego życie, bo to jest wzór najlepszy. (…) Szczęśliwy, kto prawdziwie Go miłuje i zawsze Go ma przy sobie! Wspomnijmy na chwalebnego świętego Pawła, z którego ust nigdy nie schodziło Imię Jezus, tak je miał głęboko zapisane w sercu. Od czasu jak zrozumiałam tę prawdę, pilnie rozważałam życie wielu Świętych, a żaden z nich nie szedł inną drogą. Tak św. Franciszek, noszący na sobie znaki pięciu ran Chrystusowych. Tak św. Antoni, rozmiłowany w Dzieciątku Jezus. Tak św. Bernard, lubujący się w rozważaniu świętego Człowieczeństwa. Tak św. Katarzyna ze Sieny... i wielu innych…”.
Można cytować sporo takich tekstów. Co warto podkreślić, niemal wszystkie łaski mistyczne otrzymała podczas Mszy świętej. Przyjęcie Komunii św. było dla niej często początkiem ekstazy. Trwała w dziękczynieniu, stojąc ze wzniesionymi rękami, w klasycznej postawie orantki. 10 lat przed śmiercią przeżyła „duchowe zaślubiny”. Odtąd często doświadczała „odwiedzin” Jezusa. „W chwili gdy dusza się nie spodziewa, nagle czuję przy sobie naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Wspomina: „Miewałam chwilami obawy, czy nie podlegam złudzeniu. Jednak obawy te prędko przemijały, bo zawsze Pan sam mnie uspokajał. Pewnego dnia, gdy byłam na modlitwie, spodobało się Panu ukazać mi widomie same tylko swoje ręce, a był to widok tak zachwycający, że nie mam słów na jego opisanie. (….) W kilka dni później ujrzałam Boskie Jego oblicze, które mnie pięknością swoją jakby całą pochłonęło. Nie mogłam z początku zrozumieć, dlaczego Pan mi się ukazywał tak częściami, kiedy potem miał mi uczynić łaskę ujrzenia całej Jego postaci”. 


Omdlewania,
 konania z miłości…


Chrystus jako bliski przyjaciel to podstawowy „obraz” Boga, którego doświadczyła Teresa. Drugi obraz to Trójca Święta. Po jednej z Komunii św., przyjętych dość oschle, Teresa doświadcza wizji Trzech Osób: „Wydawało mi się, że wszystkie Trzy Osoby,
wyraźnie przedstawiające mi
się we wnętrzu duszy, mówią do mnie, oznajmiając mi, że każda z nich użycza mi osobnej łaski”.
Mistyczne łaski zmieniają Teresę. Napełniają ją gorącą tęsknotą za oglądaniem Boga twarzą w twarz. Żar tego pragnienia jest tak gwałtowny, tak namiętny, że aż trudny do wyobrażenia. „Przychodzą na mnie wielkie zapały, z takim omdlewaniem za Bogiem, że prawie odchodzę od siebie. Zdaje mi się, że życie we mnie ustaje i mimo woli muszę krzyczeć i wołać do Boga, taka jest niepowstrzymana gwałtowność tego zapału. Czasem nie mogę usiedzieć na miejscu, jak gdyby mnie mdłości zbierały i cierpienie to przychodzi mi bez żadnego działania z mojej strony. A taki to rodzaj cierpienia, że dusza nigdy już nie chciałaby wyjść z niego, póki żyje. Pochodzi ono z nieugaszonego pragnienia, jakie w sobie czuję, bym mogła już nie żyć, i z tej świadomości, że żyję i nie mam na to lekarstwa. Jedynym bowiem na to lekarstwem byłoby widzenie Boga, a jedynym sposobem, aby widzieć Boga, jest śmierć, a śmierci sobie sama zadać nie mogę”. Stąd ów słynny wiersz Teresy, w którym jak refren powracają słowa: „Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę”. Więc można aż tak kochać Boga? Nie dajmy się zwieść nudnym kaznodziejom (piszę to z całą pokorą, bo też mogę przynudzać). Bóg nie jest nudziarzem, jest ogniem, życiem, Kimś fascynującym do bólu, do ekstazy mocniejszej niż wszelkie sztucznie napędzane podniety. 
Z tekstów, a właściwie ze świadectwa Teresy przebija obraz Oblubieńca, żarliwego Kochanka. Święta zakonnica pisze w wierszu: „Gdy Boski Łucznik strzałą swą zranił/ Przeszył do głębi serce me/ Ogień miłości całą mnie strawił/ Że w Nim znalazłam szczęście swe./ Odczułam wówczas życia wiecznego/ Upajający zdrój… (…) I odtąd jestem wszystka dla Niego /
A On jest wszystek mój”.

Ostatnia linijka to parafraza z biblijnej Pieśni nad Pieśniami, poematu sławiącego gorącą miłość mężczyzny i kobiety, w której można widzieć obraz miłości Boga i człowieka. 
Teresa odważyła się napisać swój komentarz do tej księgi. Przywołuje w niej bardzo znamienną sytuację: „Razu jednego byłam na kazaniu pewnego zakonnika, którego przedmiotem było objaśnienie tych rozkoszy, jakimi oblubienica cieszy się z Bogiem swoim. Kazanie było dziwnie piękne, a jednak, ku zdumieniu mojemu, słuchacze tak je opacznie zrozumieli, iż powstał między nimi śmiech ogólny, że zakonnik mówi o miłości”. Nic się nie zmieni-
ło. Obawiam się, że wciąż mamy podobne obawy związane z doświadczaniem miłości Boga, z jej przeżywaniem. Jak to diagnozuje Teresa? „Przykład ten stwierdza naocznie, że tak mało jesteśmy świadomi miłości Bożej i tak mało sposobni do miłowania Boga, iż zdaje się nam rzeczą niepodobną, by dusza mogła tak poufale obcować z Bogiem i takich z Nim używać rozkoszy”. Bingo. To jest o nas! Nie wierzymy, że można tak mocno kochać Boga. „Znam jedną osobę, która przez długie lata w wielkiej była trwodze i nigdzie sobie uspokojenia znaleźć nie mogła. Dopiero gdy usłyszała niektóre fragmenty z Pieśni nad Pieśniami, przekonała się z nich, że dusza jej idzie dobrą drogą” – nie wiemy, czy pisze o sobie, czy może o Janie od Krzyża. „Zrozumiała z nich rzeczywistą możliwość tego, co w sobie czuła, że istotnie dusza rozmiłowana w Oblubieńcu swoim może doznawać z Nim wszystkich tych pociech: i omdlewania, i konania z miłości, i słodkich strapień miłości, i rozkoszy, i słodyczy, skoro jeno dla Jego miłości porzuci wszelkie pociechy tego świata, i cała siebie odda w Jego ręce i to nie usty tylko – jak to czynią niektórzy – ale w zupełnej szczerości, uczynkami stwierdzonej”. 
Uczynkami stwierdzonej. Raz jeszcze warto podkreślić, że Teresa nigdy nie goniła za ekstazą. Jej żarliwa miłość do Oblubieńca przekładała się na służbę, na dzielne, cnotliwe życie, mocowanie się z przeciwnościami, których jej nigdy nie brakowało. Wyznaje: „Czasem powstają we mnie nieopisane pragnienia służenia Bogu… W takich chwilach zdaje mi się, że nie ma takiego trudu czy utrapienia ani takiej przeszkody czy przeciwności, choćby to była śmierć, choćby to było męczeństwo, których bym nie zniosła z łatwością”. 


Jak to przełożyć 
na nasze życie?


Krótko, konkretnie: 1) Bóg nie jest tylko przedmiotem teoretycznych dywagacji, można Go w życiu spotkać, doświadczyć, poczuć. Tylko trzeba się modlić i być cierpliwym. 2) Chrystocentryzm – czyli przez człowieczeństwo Jezusa idziemy do Bóstwa. 3) Jezus to Przyjaciel, który zawsze jest z nami, bo jako człowiek zna dobrze naszą nędzę. 4) Boga można kochać namiętnie, szalenie, Jego łaska może nawiedzać człowieka w nadzwyczajny sposób. 5) Życie modlitwy i w ogóle życie nie jest kolekcjonowaniem „odlotów”. 6) Weryfikacją prawdziwości doświadczeń duchowych jest zaangażowanie w służbę. 7) Subiektywne przeżycia religijne muszą być poddawane pod ocenę Kościoła. Pokora i cierpliwość są niezbędne. 8) Komunia eucharystyczna jest najpewniejszym miejscem spotkania z naszym największym Przyjacielem. 9) Bóg jest miłością, jest Oblubieńcem, można dosłownie oszaleć na Jego punkcie i wtedy dopiero jest
jazda…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.