Szczepionki? Nie dowierzam

Przemysław Kucharczak

Pewien lekarz jako „niezależny ekspert” zachwalał dzieciom w szkołach szczepionki na brodawczaka ludzkiego HPV, wirusa przenoszonego tylko drogą płciową. Jan Pospieszalski przed kamerami zdemaskował go jako lobbystę, opłacanego przez koncern farmaceutyczny. Ciekawe, co okaże się w przyszłości w sprawie posłów – lekarzy z Platformy Obywatelskiej?

Szczepionki? Nie dowierzam

„Rzeczpospolita” napisała o projekcie, jaki przygotowali posłowie – lekarze z PO. Cytuję za PAP: „Jak powiedziała gazecie posłanka Lidia Gądek, jedna z autorek projektu, chodzi o refundację szczepionek przeciw pneumokokom, meningokokom, rotawirusom i brodawczakowi ludzkiemu HPV. Szczepienia znalazłyby się w obowiązkowym kalendarzu szczepień i podawano by je wszystkim polskim dzieciom”.

Nie dowierzam w troskę autorów ustawy o zdrowie polskich dzieci. Nie wtedy, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze na refundację. I to w sytuacji, gdy w Polsce coraz więcej rodziców odmawia szczepienia dzieci w ogóle, nawet na choroby o wiele częstsze i groźniejsze.

Nie do mnie należy rozstrzyganie sporu naukowców i lekarzy, czy podanie niektórych szczepionek sprzyja wystąpieniu u dziecka autyzmu, czy nie. Każdy Polak pewnie i tak ma już tutaj wyrobione zdanie... Bezspornym faktem jest jednak, że szczepionki obciążają system immunologiczny – więc sceptycyzm wielu rodziców wobec ładowania w ich pociechy kolejnych ich dawek, choćby tylko z tego powodu jest uzasadniony.

Wiadomo też, że koncerny farmaceutyczne i Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) często grają nieczysto, żeby wcisnąć szczepionki na rynek. Zwykli ludzie nie mają do nich zaufania, ale decydenci – jak najbardziej. Zastanawiające dlaczego, prawda? Najlepszy przykład to masowe kupowanie przez rządy kolejnych państw szczepionek przeciw świńskiej grypie, kiedy w 2009 roku WHO ogłosiła, że panuje jej pandemia. Szczepić się tym nie chcieli nie tylko zwykli pacjenci, ale nawet lekarze. Szczepionki trafiły do utylizacji, ale jednak coś się zmieniło: podatnicy stracili pieniądze, a koncerny farmaceutyczne je zyskały. Ewa Kopacz jako minister zdrowia wtedy stanęła na wysokości zadania i Polska, w przeciwieństwie do innych państw, tamtych szczepionek nie kupiła.

Jeszcze bardziej szokująca jest sprawa ponad 2 mln szczepionek przeciw tężcowi, które WHO i UNICEF za darmo przekazały Kenii z przeznaczeniem – uwaga – wyłącznie dla kobiet w wieku od 14 do 49 lat. Ten program ruszył w kwietniu bieżącego roku. Chrześcijańskich lekarzy w Kenii zastanawiało jednak, dlaczego szczepionki mają być podawane tylko kobietom, i to w tej grupie wiekowej. Wraz z Kościołem katolickim doprowadzili więc do przeprowadzenia dodatkowych badań. Okazało się, że szczepionki te powodują nieodwracalną sterylizację po zażyciu piątej dawki. Cały program wstrzymano, a kenijski episkopat serię proponowanych szczepień nazwał wprost „zamaskowanym programem kontroli urodzeń”. O tym skandalu informowało na cały świat Radio Watykańskie, ale mainstreamowe media nie były nim zainteresowane.

Nie chcę straszyć, że u nas może dojść do skandalu na podobną skalę, chcę tylko zwrócić uwagę, że w tych sprawach nie wszystko jest tak jasne, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Nie każdy, kto dużo mówi o dobru dziecka, rzeczywiście stawia je na pierwszym miejscu. Zbyt duże interesy wchodzą tu w grę. Warto, żeby posłowie pamiętali o tym także wtedy, gdy będą nad propozycją nowych obowiązkowych szczepień głosować – na razie na styczniowym posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia.