Adaś i cuda

Joanna Bątkiewicz-Brożek

Policjant, który uratował Adasia, modlił się do św. Judy Tadeusza. To wprawiło machinę w ruch. Ale żadne mainstreamowe media o tym nie mówią.

Adaś i cuda

Historii Adasia nie trzeba przypominać. To najukochańsze i najbardziej – uwaga: obmodlone (!) dziecko w Polsce, wciąż jest na pierwszych stronach gazet. O sukcesie naszych wybitnych kardiochirurgów z krakowskiej kliniki też jest nadal głośno i to na całym świecie. Bo dzięki ich pracy medycyna przekroczyła pewien próg, skoczyła w górę. Dotąd nie udało się uratować przecież żadnego człowieka wyziębionego do 12 stopni. Nie bez kozery prof. Janusz Skalski powtarzał przez ostatni tydzień w mediach: to cud! A potem jeszcze: „mówię to świadomie, to cud”. Telewizja nie miała wyjścia – musieli puszczać, bo wszystko szło na żywo…

Złośliwa jestem? Nie do końca. Byłam osobiście na komisariacie w Krzeszowicach. Komendant Michał Godyń, który znalazł dziecko, zaprosił nas do swojego gabinetu. Uśmiechnięty, otwarty, serdeczny. W gabinecie komendanta puchary, dyplomy i państwowe godło. Oraz… krzyż. Z Chrystusem, obok godła.

Kiedy już prześledziliśmy cierpliwie etapy poszukiwań Adasia, pytam: – Czy się pan modlił za to dziecko?

– Jesteście pierwszą gazetą, która o to pyta. Tak, modliłem się cały czas! – mówi komendant Godyń.

– A do kogo? – pytam.

– Do św. Judy Tadeusza. Muszę znaleźć teraz parafię ze św. Judą Tadeuszem i mu podziękować. Od kiedy byłem ministrantem, zawsze do niego się zwracałem. Podobał mi się jakoś, skuteczny był. Mój katecheta też Tadeusz miał na imię.

Ale jak się to ma do telewizyjnych relacji? Ano ma się. Bo policjant dodał: „Jak tu przyjechała pierwsza ekipa i zobaczyli krzyż, zaproponowali, żebyśmy zmienili pokój. A druga ekipa robiła tylko z pucharami”.

No tak, pomyślałam. Krzyż psuje koncepcję. Już zresztą prof. Skalski wszystko „zepsuł” tym cudem… No bo czy w mediach pierwszej linii story o wierzącym policjancie, modlącym się w czasie akcji, o wierzącym specjaliście wysokiej klasy, może iść na pierwszy ogień?

Na portalu „Polityki” Paweł Walewski pisze: „Lekarze wyprowadzający dwuletniego Adasia z głębokiej hipotermii mówią o cudzie, dzięki któremu udało się przywrócić go do życia. To przejaw skromności, bo chłopiec zawdzięcza ratunek właśnie im”.

Komentator w całym tekście zmaga się z tym kłopotliwym i dla niego „cudem”. Żaden cud – twierdzi – po prostu machina dobrze zadziałała, znalazł się jedyny policjant w kraju, który nie bał się reanimować, karetka na czas była, reanimacja i wreszcie świetny zespół Skalskiego.

Wszystko się zgadza. To zadziałało. Ale co kolega z „Polityki” na to, co w rozmowie ze mną mówi prof. Skalski: „Jeśli ktoś jest pozbawiony mistycznego spojrzenia, to może byłby w stanie to wytłumaczyć. Jestem przekonany, że tu był czynnik transcendentny, czyli szczypta mistycyzmu, która w naszym zawodzie jest przydatna. Czasem potrzeba bodźca, który uruchamia machinę”.

To już nie przejaw skromności, ale dowód wiary i jeśli przejaw, to pokory wobec Czynnika Wyższego. Wobec Boga.

A bodźcem, o którym mówi lekarz, była modlitwa policjanta. I machina działała dalej jak w zegarku dzięki sprawności ludzi. Ale Ktoś nad nimi czuwał. Czy się to podoba telewizji i dziennikarzom „Polityki”, czy nie.

Więcej o historii Adasia w najbliższym numerze „Gościa Niedzielnego”.

Sprostowanie:

Tekst został zmodyfikowany: wcześniej podano, że ekipa unikająca filmowania krzyża, była z TVN. Z relacji komendanta nie wynika jednak, że chodzi o tę stację. W związku z tym autorka przeprasza TVN za wskazanie tej stacji.