Człowiek (według) Teresy

ks. Tomasz Jaklewicz 


|

GN 50/2014

publikacja 11.12.2014 00:15

„Twierdza wewnętrzna” to symbol człowieka. Święta Teresa przekonuje w swojej księdze o „pięknie i godności naszych dusz”. Karmelitanka z Ávila wie o człowieku więcej niż współczesna psychologia. O wiele więcej. 


Z okna klasztoru Wcielenia Teresa patrzyła na potężne mury miasta Ávila. Ten obraz musiał ją inspirować przy pisaniu
„Twierdzy wewnętrznej” Z okna klasztoru Wcielenia Teresa patrzyła na potężne mury miasta Ávila. Ten obraz musiał ją inspirować przy pisaniu
„Twierdzy wewnętrznej”
józef wolny /foto gość

Święty Mikołaj przynosi słodkości grzecznym dzieciom. Ja, choć niegrzeczny, dostałem cukierka od św. Teresy. Proszę się nie śmiać. Właśnie zabierałem się do pisania kolejnego odcinka adwentowych rozważań. Rozpakowałem włoskie czekoladki o wdzięcznej nazwie „całuski”. W każdej z nich jest karteczka ze złotą myślą. Poczęstowałem innych, ostatni został dla mnie. Otwieram i co czytam?

Słowa św. Teresy z Ávila: „Kiedy trafił mnie słodki myśliwy, moja dusza wpadła w ramiona miłości”. „Całusek” od świętej mistyczki. Pan Bóg ma poczucie humoru.
Ostatnim, najbardziej dojrzałym, dziełem Teresy jest „Twierdza wewnętrzna” (Castillo interior). Pisała tę księgę pięć lat przed śmiercią, miała prawie 63 lata, był rok 1577. Wokół niej panował zamęt. Uwięziony został św. Jan od Krzyża, jej ojciec duchowny, przyjaciel, najbliższy współpracownik. Inkwizycja patrzyła z coraz większą podejrzliwością na jej działalność. Nie była pewna, czy „Księga życia”, jej duchowa autobiografia, ocaleje. Teresa cały czas śle listy dotyczące bieżących przyziemnych spraw, a jednocześnie na kolanach pisze „Twierdzę”. Nic z tych zewnętrznych zawirowań nie znajduje odbicia w jej dziele. Rękopis zachował się do dziś tak, jak wyszedł spod jej pióra. Święta dzieli się swoim duchowym doświadczeniem. Opisuje swój „osobisty” zamek. Warstwa autobiograficzna jest tu bardziej dyskretna w porównaniu z wcześniejszą „Księgą życia”. Pisząc o sobie, Teresa pisze o człowieku jako takim. Chce pokazać jego wielkość, przypomnieć mu, że jest obrazem Najwyższego i że jego powołaniem jest komunia z Bogiem. 
Jednym z jej obrazów jest metafora jedwabnika – gąsienicy, która przeobraża się w motyla. Człowiek urodził się po to, aby „dostać skrzydeł”, aby wzlecieć do nieba. Ojciec Tomas Alvarez OCD, komentator dzieła Teresy, kontrastuje ten obraz z opowiadaniem Franza Kafki „Przemiana”. U Kafki samotny, uwięziony we własnych lękach człowiek przemienia się w ogromnego chrząszcza, żuka gnojaka, skazanego przez własną rodzinę na śmierć i wyrzuconego na śmietnik. Dwie wizje ludzkiego losu: pierwsza pełna nadziei, druga czarna jak rozpacz. 


Wejdź do twierdzy


Spróbujmy pokrótce zwiedzić „twierdzę” Teresy, czyli przypatrzeć się poszczególnym komnatom, które opisuje. W tym odcinku skoncentruję się na antropologii, czyli na wizji człowieka, za tydzień popatrzymy na obraz Boga. Mistyka św. Teresy pokazuje, że odkrywanie Boga i człowieka (siebie samego i w ogóle ludzkiej natury) dokonuje się na tej samej drodze.
Zamek oznacza pałac królewski. Człowiek jest kimś wielkim, uczynionym na obraz i podobieństwo Boże, jest on capax Dei, czyli ma zdolność do bycia mieszkaniem dla Boga. To jest fundamentalne przekonanie Teresy. Dusza jest „jak zamek, cały z jednego diamentu lub bardzo przezroczystego kryształu”. Jak wielki klejnot, „jak niebo, gdzie jest mieszkań wiele”. Zamek to jednocześnie twierdza obronna, dusza osadzona na skale własnego ciała. Te dwa wymiary – piękno (wielkość, godność) człowieka oraz walka duchowa (zmaganie, trud) przeplatają się.
Siedem komnat to metafory stopni doskonałości prowadzących do centrum osoby, do odnalezienia tam Boga i siebie samego. „Cebula ma warstwy, ogry mają warstwy”, mówi Shrek. Człowiek też ma warstwy, czyli pewne psychiczno-duchowe poziomy. Nie należy tych komnat traktować zbyt schematycznie: teraz jestem w tej, potem w innej. Życie duchowe nie rozwija się po linii prostej, nie jest prostym przechodzeniem z jednego poziomu na drugi. Wszystkie „warstwy” człowieka są w jakimś sensie w nas obecne. „Sprawy duszy zawsze należy traktować z całą pełnią i rozmachem, i wielkością, gdyż dusza zdolna jest do znacznie więcej niż to, co możemy o niej sądzić” – radzi święta. 
Wejdźmy zatem do zamku. Pierwsze zdziwienie – co to właściwie znaczy? Jak można wejść do twierdzy, skoro sam nią jestem? Teresa odpowiada: „Może tu wyda się komu, że mówię od rzeczy, bo jeśli tą twierdzą jest sama dusza, tedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób dostania się do niej, skoro już w niej jest, i jest nią sama; byłaby to taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogo zapraszali do pokoju, w którym on już się znajduje. – Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i ani im w myśli wnijść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w księgach duchowych tę radę, że potrzeba duszy wejść w siebie; otóż tu właśnie o to chodzi”.
Teresa używa mocnych słów wobec tych, którzy mając możność przebywania z samym Bogiem, wolą pozostawać na zewnątrz. „Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same [dusze] stały się niemal nimi”. Alternatywą dla komunii z Bogiem jest „zezwierzęcenie”. Jeśli wyda nam się to za mocne, służę cytatem z Brechta, który nawołuje do pozostania przed bramą twierdzy: „Nie dajcie się zwieść, umrzecie razem ze wszystkimi zwierzętami i nic nie przyjdzie potem”. Świat współczesny tak mocno podkreśla nasze „pokrewieństwo” ze zwierzętami, bo zatracił prawdę o ludzkim podobieństwie do Boga. Stąd już tylko krok do traktowania człowieka jak zwierzę. 
Jak dostać się do zamku? „Bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą, musi towarzyszyć uwaga”. A więc nie psychologia, nie filozofia, socjologia ani żadna inna ludzka wiedza (nie umniejszając ich wartości), ale modlitwa, osobista relacja z Bogiem prowadzi do odkrycia siebie. 


Komnaty pełne walki 


Pierwsze trzy komnaty związane są z ascetycznym oczyszczeniem się człowieka, a więc z walką z grzechem. Strategicznym założeniem w tych zmaganiach jest „utkwienie oczu w Chrystusie, naszym dobru”, uciekanie się do wstawiennictwa Maryi, świadomość własnej słabości i tego, że zło i Zły nie śpią. „Do tych pierwszych komnat i mieszkań zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka król. Nie żeby one były całkiem ciemne i czarne jak wtedy, gdy dusza jest w stanie grzechu, ale że panuje w nich pewien zmrok, który – sama nie wiem, jak to wyrazić – pochodzi nie z samego mieszkania, tylko z winy duszy w nim zostającej, czyli raczej z winy tego mnóstwa płazów, padalców i gadzin jadowitych, które za nią tam weszły i przeszkadzają jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do pokoju wystawionego na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem, iż ledwo by je mógł otworzyć. Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza jasnością jego cieszyć się nie może z powodu tego robactwa i zwierzyny, które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz nich, nie widziała”. Obrazy grzechu są bardzo dosadne. W dobie powszechnej negacji grzechu jest nam to jak najbardziej potrzebne. Mistycy mają ogromną jasność misterium zła, widzą jego dalekosiężne skutki. Wiedzą doskonale, jak cudowny jest Bóg i że śmiertelnym „owocem” grzechu jest Jego utrata. Nic gorszego człowiekowi zdarzyć się nie może, jak utracić Boga. I dlatego właśnie „nikt nie okrada człowieka bardziej niż on sam siebie”, zauważa Teresa. 
Zdobywanie twierdzy nie dokona się bez walki. Święta rozróżnia trzy linie frontu: wewnętrzna (własny nieład, brak harmonii w sobie), zewnętrzna (uzależnienie od rzeczy, osób, w których człowiek ulokował swoje centrum, zniewolenie tym wszystkim), transcendentna, czyli demony („straszliwa jest wojna, jaką demony wypowiadają duszy na tysiące sposobów”). Teresa podpowiada, aby nie tyle koncentrować się na przeciwniku, ile złożyć swoje pragnienia w Bogu, pamiętać, że z Nim wszystko jest możliwe, nie dać się zastraszyć myślami osłabiającymi ducha. „Pragnienia zawsze miałam wielkie” – mówi Teresa. Pokora, czyli prawda o sobie, pozostaje fundamentem. Ważne jest też unikanie fałszywej pobożności: „Niech Bóg nas uwolni od bezmyślnych form pobożności”. Jednym słowem, w twierdzy trwa walka. Pokusa duchowości bez walki („żeby było tak miło”) prowadzi na manowce. „Siostry, obejmijcie ramionami krzyż, który Wasz Oblubieniec dźwigał, i zrozumiejcie, że to ma być wasze główne zajęcie” – rada bezcenna nie tylko dla karmelitanek. 
Trzecie mieszkanie symbolizuje ten moment w życiu, gdy już jesteśmy po pierwszych duchowych potyczkach. Mamy pewne zwycięstwa na koncie, ale konieczne jest wyzwolenie od narcystycznej koncentracji na sobie, od pewnej młodzieńczej brawury czy pewności siebie podszytej pychą. Postacią biblijną, która oddaje ten stan, jest bogaty młodzieniec z Ewangelii. Był gotów na wszystko dla Jezusa… z wyjątkiem tego, czego On od niego oczekiwał. Odszedł zasmucony. Teresa rozpoznaje w tej postaci samą siebie z czasów przed ostatecznym nawróceniem. „Jesteśmy szybcy w deklarowaniu szczodrości, a potem okazujemy się tak skąpi, że po części lepiej by było, abyśmy raczej powstrzymali się przed takim dawaniem”. Ależ to jest prawdziwe! Do bólu. Jakże trudno zaakceptować to, że w pewnym momencie Bóg chce przejąć inicjatywę. Żarty się kończą, zaczyna się ostra jazda. Kto nie jest na nią gotowy, może odejść zasmucony jak ów ewangeliczny młodzieniec.
„Ty poddaj nas próbie, o Panie, który znasz prawdę o każdej z nas, abyśmy i my poznały same siebie” – modli się w tym miejscu Teresa. Na przejściu między trzema pierwszymi komnatami („ascetycznymi”) a kolejnymi („mistycznymi”) pojawia się refleksja o tym, że życie na Bożą miarę nie polega na „nienaganności”. Bóg chce od nas czegoś, co przekracza nasze myślenie o sobie, nasze plany, wyobrażenia (nawet te szlachetne). Jego miłość, Jego plan ma w sobie coś nieprzewidywalnego. Próby, które zsyła Bóg, wywracają pionki na szachownicy naszych zamierzeń. Teresa odwołuje się w tym miejscu do Hioba i jego próby. Wszystko jest ostatecznie po to, żebyśmy stali się na tyle wolni, aby „oddać nas w całości Temu, który jest Całością”. Nasze ludzkie wysiłki są konieczne, ale niewystarczające. Chodzi o to, by pozwolić działać Bogu w nas. 


Komnaty kontemplacyjne


Komnata czwarta i następne to już etapy głębokiego życia kontemplacyjnego. Dla większości z nas, nie pomijając piszącego, to wyprawa w kosmos. A przecież ten „kosmos” jest tak blisko nas, jest w nas. 
Czwarta komnata to rodzaj poczekalni do mistyki. Jej biblijny obraz to robotnicy z przypowieści, którzy pracowali tylko godzinę, a otrzymali wypłatę za dniówkę. Tu już zdecydowanie dominuje Boża łaska. Wciąż szaleje tam jeszcze „domowa wariatka”, czyli nasza niespokojna wyobraźnia. To określenie przypisywane Teresie nie znajduje się w jej pismach, ale inne są równie dosadne. Co radzi, kiedy atakują nas głupie myśli? „Nie zwracać na nią – na wyobraźnię – większej uwagi niż na szaleńca i pozostawić ją z jej natręctwem”. W tej komnacie następuje przejście od medytacji do kontemplacji. Człowiek staje się coraz bardziej bierny. Dusza dochodzi do „skupienia i uciszenia”. To już jest dzieło Boga w człowieku – Jego dar, a nie efekt naszych wysiłków czy technik medytacyjnych. To „zamknięcie się w tym malutkim niebie naszej duszy i nawyknięcie do niewpatrywania się i niepozostawania w tym, czym się zajmują zmysły zewnętrzne” – pisze Teresa. Rodzi się kontemplatyk. To człowiek, który zakochuje się w Bogu. Następuje jakby poszerzenie serca, człowiek przestaje się bać, rozumie, że „smak” Boga przewyższa wszelkie ziemskie smaki. To jest doświadczenie nowej wolności – „dusza jest znacznie bardziej panią samej siebie”. Człowiek zakorzenia się w wierze, nadziei i miłości. Nie jest to wcale ktoś, kto „buja w obłokach”. Wręcz przeciwnie, pojawia się jakaś spójność modlitwy i czynów – „Maria i Marta żyją razem” – pisze Teresa. Najważniejsze dla nas, biednych, szarych grzeszników, jest to, że ta przemiana jest w gruncie rzeczy czymś, co ma się dokonać w życiu każdego chrześcijanina, kogoś, kto narodził się na nowo w Chrystusie. 
W piątej komnacie pojawia się symbol jedwabnika. Dusza kończy żywot larwy i przemienia się w motyla. Teresa porównuje tę sytuację to doświadczenia Mojżesza rozpoznającego Boga w krzewie gorejącym. Kluczem jest słowo „zjednoczenie”. W tym „miejscu” człowiek umiera dla świata, aby żyć całkowicie dla Boga w zjednoczeniu z Chrystusem. Towarzyszy temu radość, doświadczamy Boga jako przyjaciela, którego sama obecność niewymownie cieszy. Mistyczne zjednoczenie z Bogiem może wydawać się nam czymś niedostępnym dla zwykłych śmiertelników. Wcale tak nie jest. Każdy z nas może z larwy „wielkiej i brzydkiej” stać się motylem, wolnym, zachwycającym. Sednem, co wciąż podkreśla Teresa, jest zjednoczenie swojej woli z wolą Boga. „Bądź wola Twoja” – wzięte na serio. Siłą jednoczącą jest miłość. Przy czym miłość bliźniego jest zawsze weryfikacją autentyczności miłości do Boga.

Ale z kolei miłość bliźniego musi być zasilana miłością do Boga. „Uważam bowiem, że wskutek tego, iż skażona jest nasza natura, nie zdołamy doskonale miłować bliźniego, jeśli ta miłość nie rodzi się z korzenia miłości Boga”. Teresa zawsze była wyczulona na autentyzm życia religijnego. Przestrzegała przed iluzjami. To jest bardzo praktyczna strona jej mistyki. „Miłowanie nie polega na większym smakowaniu Boga, ale na większym zdeterminowaniu się w pragnieniu zadowolenia we wszystkim Boga”. 
Opis dwóch ostatnich komnat zajmuje Teresie ponad połowę księgi. Pojawia się tutaj motyw zaślubin z Jezusem, które są poprzedzone „chodzeniem ze sobą” i zaręczynami. Są to już wyżyny mistyki. Święta karmelitanka dzieli się z siostrami i z nami swoim doświadczeniem Boga wykraczającym znacznie ponad zwykłą drogę pobożności i wiary. Na początku szóstej komnaty pojawia się motyw zranienia serca, ognia miłości, która oczyszcza. Ból połączony tu jest z rozkoszą. „To nie my podkładamy drwa, ale zdaje się, że gdy ogień jest już rozpalony, nagle wrzucają nas do niego, abyśmy już w nim spłonęli”. Po co? „Albowiem w tej udręce dusza się oczyszcza i obrabia, czyli oczyszcza się jak złoto w tyglu, aby On mógł lepiej nałożyć emalię swoich darów, i wyczyszcza się tam to, co musiałoby się dokonać w czyśćcu”. Teresa doświadczała sama stanu ekstazy mistycznej. Dzisiejszemu czytelnikowi może wydać się to czymś nierealnym. Czy jednak możemy pominąć to, co stało się na górze Tabor, czy możemy wykreślić z listów św. Pawła jego słowa o porwaniu do trzeciego nieba? Tak silne doświadczenie Boga wywołuje przemianę człowieka, który odtąd ma nową świadomość majestatu Bożego, nowe poznanie siebie oraz nową postawę wobec wszystkich ziemskich rzeczywistości. 
Ostatnia, siódma, komnata to centrum zamku, „środek” człowieka. Tam następuje pełne zjednoczenie ludzkiej duszy z Bogiem. Chodzi ostatecznie o świętość, o przedsmak nieba. Teresa doświadcza silnie Boga w dwóch aspektach – jako Chrystusa (prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek) oraz w wymiarze trynitarnym (Bóg jest Trójcą Osób). Mnóstwo tu symboli, które wyrażają pełnię miłosnego zjednoczenia. Ale Teresa, jak zawsze, szuka konkretnych wniosków. Powtarza siostrom i nam: „Utkwijcie oczy w Ukrzyżowanym, a wszystko wyda wam się znikomym”. Święta karmelitanka podkreśla, że dary Boga nie są dla sprawienia nam przyjemności, ale dla umocnienia, abyśmy potrafili „naśladować Jezusa w Jego całkowitym poddaniu się woli Ojca w bolesnych doświadczeniach”. „To jest celem modlitwy, córki moje, temu służy małżeństwo duchowe, aby nieustannie rodziły się z nich dzieła, dzieła!”. Modlitwa prowadzi do tego, że człowiek zyskuje „Boże siły”, dzięki którym jego życie jest płodne, owocne, pełne. Celem mistyki chrześcijańskiej nie jest nigdy wolność rozumiana jako ucieczka od życia, od walki, czynów, cierpień, przyziemnych zmagań. Przeciwnie, celem mistyki jest wolność, która polega na niesieniu swojego krzyża z Jezusem, zjednoczenie z Ukrzyżowanym. 


Jak to przełożyć
na nasze życie?


Krótko, konkretnie: 1) Nie myśl nigdy o sobie (o innych) jak o żuczku gnojnym, ale myśl o sobie jako o gąsienicy, która ma się przemienić w motyla. 2) Jesteś królewskim pałacem – zdolnym być mieszkaniem Króla. 3) Jesteś twierdzą obronną, musisz walczyć ze „zdeterminowaną determinacją”. 4) Uważna modlitwa jest bramą do poznania siebie. 5) Nie lekceważ grzechu, przez który sam siebie okradasz z wielkości, wydaj mu walkę na śmierć i życie. 6) Nie licz jednak na swoje siły, ale na łaskę Boga. 7) Miej wielkie duchowe pragnienia. 8) Poddaj się Bogu, pozwól Mu robić swoje w tobie. 9) Nie myśl, że mistyka to coś niedosiężnego, każdy ochrzczony jest potencjalnym mistykiem

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.