Wszystko idzie jak najlepiej

Marcin Jakimowicz

|

GN 48/2014

publikacja 27.11.2014 00:15

Czy Teresa Wielka nie jest dla Kowalskiego zbyt wielka? „Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą” – usłyszała kiedyś od samego Jezusa. Karmelitanki w Gnieźnie nieraz przerobiły na własnej skórze, że ta obietnica sprawdza się w praniu. I w haftowaniu. W zbieraniu jabłek i… nagrywaniu płyt.

Wszystko idzie jak najlepiej Henryk Przondziono /FOTO GOŚĆ

Znowu to samo. Wydaje mi się, że mam déjà vu. Przekraczam próg klasztoru kontemplacyjnego, pozostawiając za sobą wszelkie odmiany jesiennej szaroburości, wiecznego narzekania i słusznie poirytowane głosy społeczeństwa rozszyfrowywującego skrót PKW jako „panom komputery wysiadły”. Co napotykam? Uśmiech zza krat. Więcej: wybuchy czystego śmiechu, błysk w oku. Nie jestem naiwny. Wiem, że życie zakonne obfituje w lokalne trzęsienia ziemi, zawirowania, napięcia i ciche dni niekoniecznie związane z „silentium sacrum”, ale za każdym razem na „dzień dobry” dostaję w łeb uśmiechem. Moja wina, że tak mam? Pamiętam recenzję filmu „Zakonnica w przebraniu”, w której dziennikarz pisał o „strupiałym klasztorze”. Widać nigdy nie był w gnieźnieńskim Karmelu. W życiu nie ośmieliłbym się tak napisać. To określenie nijak nie pasuje do tego tętniącego życiem miejsca. Pierwsze skojarzenie? Ogród pełen dźwięków. I ciszy.

Wielka, ale nie za wielka

Zostawiam za drzwiami rzeczywistość, którą meteorolodzy okrzyknęli pierwszym atakiem zimy. Wchodzę w klasztor. W źródło ciepła i światła. Dosłownie i w przenośni. Na każdym kroku widzę twarz Teresy. Spogląda na mnie z plakatów, okładek książek, płyt. Kowalski zerka na teksty na obwolutach i czytając, że to „poezja najczystszej próby oraz absolutna ekstraklasa literatury mistycznej”, zaczyna wpadać w popłoch. Przyzwyczajony do języka marketingowej jatki i handlowej potyczki żabek z biedronkami zaczyna wycofywać się na z góry upatrzone pozycje: „To nie dla mnie. Nie dorosłem”. Nie powinien się obawiać. „Bóg uczynił wielkie rzeczy w mej duszy, dał mi poznać moją małość i bezsilność” – śpiewają za Teresą Wielką mniszki w wielkopolskim klasztorze. Któż z nas nie może podpisać się pod tym wyznaniem? Czy sama Teresa Wielka nie jest dla Kowalskiego zbyt wielka? Czy jej pisma nie są wyższą szkołą jazdy, a słowo „twierdza wewnętrzna” budowlą, którą na wszelki wypadek omija szerokim łukiem?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.