Samorządowa demokracja

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 46/2014

Istotą demokracji jest rywalizacja i możliwość zmiany rządzących, czyli jedyny i najbardziej skuteczny mechanizm kontrolowania władzy.

Samorządowa demokracja

Przed nami ważny sprawdzian wyborczy, w którym mieszkańcy gmin, miast i miasteczek wybierać będą nie tyle „najlepszych” radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów, ile rodzaj ryzyka, które uznają za mniejsze. Czy pozostawić przy władzy tych, których znają i którzy tak czy inaczej jakoś się sprawdzili, czy podjąć ryzyko zmiany i wybrać nową niesprawdzoną ekipę. Samorząd, szczególnie w mniejszych miejscowościach, pracuje na oczach swoich wyborców; jego działania są obserwowane „na bieżąco” i wydaje się, że decyzje, na kogo głosować, są łatwiejsze niż w wyborach parlamentarnych i prezydenckich.

Ale to tylko złudzenie – wybory samorządowe wcale nie są ani proste, ani łatwe. I to nie tylko dlatego, że obejmują zarówno wybór „głównego gospodarza”, co jest stosunkowo proste, lecz także wybór radnych gminy, powiatu i sejmiku wojewódzkiego (w miastach na prawach powiatu tylko miasta i sejmiku, a w Warszawie – radnych dzielnicy, miasta i sejmiku).

Po zmianie ordynacji wyborczej [Ustawa z 5.01.2011] w większości (2414 na 2479) jednostek samorządowych wybory do rad gmin odbędą się w jednomandatowych, znacznie mniejszych niż dawniej okręgach wyborczych. Oznacza to, że będziemy mieli większą szansę wyboru „własnego” radnego, ale mniejszy wpływ na kształt całej rady. Demokracja to najgorszy z możliwych systemów, ale ludzie nie wymyślili nic lepszego – twierdził Winston Churchill, więc trzeba traktować ją poważnie, także wtedy, gdy wymaga wiedzy, wysiłku i rozwagi.

Trudności w wyborach samorządowych zaczynają się w momencie, gdy pytamy o to, kim są kandydaci, co o nich wiemy, jakie mają plany, programy i osiągnięcia, i czy nasze informacje są wiarygodne. Pozornie – kandydaci są „blisko” nas, ale w praktyce mamy do dyspozycji nie zawsze niezależną, lokalną prasę, niesprawdzone plotki i ulotki pełne obietnic i ładnych zdjęć. Ci, którzy już rządzą, zawsze mają przewagę nad tymi, którzy chcą ich zmienić. W wyborach samorządowych ta przewaga jest zwykle większa, bo wpływ władz na prasę, możliwości promocji, sieć powiązań i interesów są większe.

Odpowiedź na pytanie: czy ten, którego znamy jako wójta, burmistrza, prezydenta czy radnego, jest na pewno lepszy, bo zna się na robocie, wiemy, czego się po nim spodziewać, sporo rzeczy zrobił, więc po co coś zmieniać, wcale nie jest prosta. Istotą demokracji jest rywalizacja i możliwość zmiany rządzących, czyli jedyny i najbardziej skuteczny mechanizm kontrolowania władzy. Dlatego czasami warto zaryzykować, bo bez zmian demokracja obumiera. Kolejny problem samorządowych wyborów to nagminna praktyka ukrywania politycznych poglądów i afiliacji oraz środowiskowych interesów pod szyldami bliżej nie zdefiniowanych wspólnot i stowarzyszeń powoływanych na czas wyborów. Partie polityczne nie są zakorzenione w terenie, a dominujący w opinii publicznej stereotyp narzuca wizję „lepszych”, bo nie „politycznych” kandydatów, i „lepszej”, bo nie „politycznej” ich listy.

Tyle że partyjna rekomendacja dla konkretnego kandydata to wiarygodna informacja o tym, czy nowy-stary prezydent np. Warszawy będzie zabiegał o budowę Muzeum Historii Polski, czy raczej bronił pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, a także czy zwolni z pracy w samorządowej placówce ochrony zdrowia lekarza odwołującego się do klauzuli sumienia. Wobec samorządowych włodarzy rekomendowanych przez partie polityczne wyborca ma swoisty instrument „karania”. Jeśli radni, wójtowie czy prezydenci miast źle rządzą, ulegają korupcyjnym pokusom i lekceważą opinie mieszkańców – można partiom, które ich rekomendowały, odebrać poparcie w najbliższych, np. w parlamentarnych wyborach.

Reprezentowanie konkretnej partii politycznej to rodzaj zobowiązania, że będzie realizowany program zbieżny z jej wartościami. Ucieczka pod „wspólnotowy” czy „samorządowy” sztandar może więc, chociaż nie musi(!), być ucieczką przed odpowiedzialnością. W wyborach samorządowych startują także autentyczne organizacje pozarządowe, z dorobkiem i wieloletnim doświadczeniem działania na rzecz dobra wspólnego oraz stowarzyszenia mieszkańców oburzonych złymi decyzjami swoich wójtów i burmistrzów.

Odróżnić wiarygodne listy kandydatów od tych mniej wiarygodnych bywa trudnym zadaniem. Że nie jest to proste, pokazuje opublikowany w lipcu tego roku Raport NIK, który bardzo negatywnie ocenił proces budowania w Polsce elektrowni wiatrowych. Okazało się, że instalowaniu wiatraków towarzyszyły konflikty interesów, brak przejrzystości i konsultacji społecznych oraz najzwyczajniejsza pod słońcem korupcja. W żadnej z kontrolowanych przez NIK gmin nie zarządzono referendum także wtedy, gdy powstaniu farm wiatrowych towarzyszyły liczne i zdecydowane protesty. Cóż z tego, że mieszkańcy mieli możliwość wyrażenia swoich opinii, jeśli nie były one brane pod uwagę. W co trzeciej gminie lokalizowano elektrownie wiatrowe na gruntach osób zatrudnionych lub pełniących funkcje w samorządzie gminy.

Demokracja samorządowa, jak każda inna, jest trudnym obywatelskim zadaniem. Najnowszy sondaż CBOS (z października 2014 roku) pokazuje, że zamierzamy mu sprostać. Samorządowe wybory są „bardzo ważne” dla 64 proc. Polaków (prezydenckie dla 57 proc., a parlamentarne – 54 proc. badanych). Zamierza wziąć w nich udział 70 proc. respondentów, a wybór innego kandydata niż ten, który obecnie sprawuje urząd, deklaruje 45 proc. badanych wyborców.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.