Alarm w piekle

Marcin Jakimowicz

|

GN 45/2014

publikacja 06.11.2014 00:15

W domu gada za nich żona, w pracy – szef, a w kościele – ksiądz. Dlatego nie mogą sobie znaleźć miejsca, a słysząc słowo „nabożeństwo”, zaczynają ziewać. Czy bycie katolikiem pozbawia testosteronu? Czyni z twardzieli mięczaków? Czy facet w kościele musi się nudzić?

Alarm w piekle   – Nie jestem męskim szowinistą, ale przy Jezusie byli faceci, tłum uczniów, a kobiet nawet nie liczyli. Dziś są prawie same kobiety, a facetów policzysz na palcach – opowiada Andrzej Strączek zdjęcia roman koszowski /foto gość Niebo. Dwie bramy. Na pierwszej napis: „Pantoflarze”. Stoi przy niej długa kolejka mężczyzn. Przy drugiej bramie: „Dla niezależnych mężczyzn” kręci się jeden facet. „Co pan tu robi?” – pyta św. Piotr. „Sam nie wiem. Żona kazała mi tu stanąć” – bąka spłoszony delikwent. Takie kawały opowiada się o facetach. W Kościele okrzykniętym „żeńsko-katolickim”. Czy naturalnym środowiskiem mężczyzn muszą być jedynie pub i stadion (z całym szacunkiem dla tych instytucji!)? Dlaczego słowo „modlitwa” kojarzy się z sopranem śpiewającym „Ave Maria”, a nie z pełnym mocy szturmem do nieba? Mój syn na słowo „Msza” reagował alergicznie. Do czasu, gdy postanowił zostać ministrantem. Zaczął z własnej nieprzymuszonej woli biegać do kościoła. Wreszcie ma co robić! Dzwoni, zasuwa z pateną, odmawia do mikrofonu zdrowaśki. Czy facet w kościele musi być jakoś zaangażowany, by przestał ziewać? Postanowiłem zapytać o to mężczyzn działających we wspólnotach Kościoła.

Okrzyk wojenny!

– Wróciliśmy właśnie z rekolekcji dla mężczyzn – opowiada Andrzej Strączek z Czyżowic (branża budowlana, od 30 lat zajmuje się ewangelizacją, ze stowarzyszeniem Kahal organizuje kursy Alpha). – Było nas 80 chłopa. Facetów zapraszamy nie na rekolekcje, ale na „weekend dla mężczyzn”. Hasło „rekolekcje” raczej odstrasza, niż zachęca. Przyjechali razem z dorastającymi synami. Zamknęliśmy listę z powodu braku miejsc do spania, ale jeśli facet ci mówi, że zapętlił się w życiu i musi pojechać, by pogadać o tym z drugim facetem, to proponujemy spanie na podłodze. (śmiech) Oni są zdeterminowani, nie chcą grać siebie. Chcą prawdziwego życia i są gotowi za ten wybór zapłacić każdą cenę. Czym ich zajmujemy? Program jest bogaty: spływ kajakowy, kort tenisowy, hala do siatkówki, sauna, jacuzzi, wyjście w góry, ognisko.

Nie chcemy ich nawracać, uwalniamy przestrzeń do spotkania i rozmowy. Oni potrzebują tej przestrzeni, by zaistnieć. Ostatnio rozmawialiśmy o seksie, o tym, że trzy czwarte ludzi na sali ma problem z pornografią. Statystyki i spowiednicy to potwierdzają. Pod krawatem, w koloratce czy w roboczym ubraniu – nikt z nas nie jest przed tym impregnowany. A głęboko czujemy, że rozprawienie się z tym problemem jest kluczem do prawdziwego życia. Później były rozmowy przy kawie, adoracja i spowiedź: dla wielu przełomowa. Po niej modlitwa wstawiennicza, podczas której mężczyźni modlą się za siebie nawzajem o uwolnienie z nałogów, zniewoleń. Na koniec uwielbienie, a raczej okrzyk radości oddany Bogu. Jak słyszałem tych facetów śpiewających pełnym głosem: „Jezus jest Panem”, to miałem wrażenie, że kaplica drży, a w piekle jest alarm... Wstają Boży mężowie, Kościół wstaje z kolan. Jeśli w domu za faceta gada żona, w pracy szef, a w kościele ksiądz, to dla niego nie ma miejsca i ucieka: w pracę, w alkohol, hazard, pornografię czy inne zniewolenia. – Faceci nudzą się w kościele, bo nie ma dla nich miejsca. Wielu z nich tłoczy się pod chórem, wydeptuje kościelny plac, a reszta woli spędzić ten czas w galerii handlowej czy przed telewizorem. Nie jestem męskim szowinistą, ale przy Jezusie byli faceci, tłum uczniów, a kobiet nawet nie liczyli. (śmiech) Dziś są prawie same kobiety, a facetów policzysz na palcach – mówi A. Strączek.

Jak to się robi w Ameryce?

Gdy ks. Michael White i jego świecki przyjaciel Tom Corcoran trafili do parafii w Baltimore, zastali wiecznie niezadowolonych konsumentów, którzy na ewangelizacyjne pomysły reagowali histerią. Nic nie zapowiadało tego, że uda im się przemienić pogrążoną w letargu parafię w tętniącą życiem wspólnotę. Gdy po latach dotkliwych porażek obrali nowy kierunek: skupili się na modlitwie, wspólnocie, dziesięcinie, posłudze i ewangelizacji, osiągnęli imponujący efekt. Liczba praktykujących wiernych w tygodniu wzrosła niemal trzykrotnie z 1400 do ponad 4000.

To 4 tysiące parafian zaangażowanych w konkretne posługi, a nie biernych konsumentów! – W Niedzielę Wielkanocną Zmartwychwstania Pańskiego posługiwało u nas 600 członków wspólnoty w T-shirtach, pomagając podczas nabożeństw, w których łącznie wzięło udział około 6000 parafian – opowiadają. Skąd ta imponująca statystyka? Ksiądz White szybko się zorientował, że faceci straszliwie się nudzą, jeśli nie mają jakiegoś konkretnego zajęcia. „Co pan potrafi?” – zaczepił pewnego dnia jednego z parafian. „Niewiele” – usłyszał w odpowiedzi. „A może pomógłby pan parkować parafianom na naszym parkingu? To posługa polegająca na stworzeniu serdecznej atmosfery, która dla wiernych będzie komunikatem: Czekamy na ciebie, cieszymy się, że tu jesteś”. „Z chęcią!”. – Mężczyźni w parafii nie mogą pozostać konsumentami – opowiada ks. White. – Muszą stać się zaangażowanymi naśladowcami Jezusa. Proboszczowie mają przysposabiać wiernych, a nie rozpieszczać! Sam Jezus domagał się pomocy swoich uczniów. Począwszy od cudu rozmnożenia chleba i ryb po wskrzeszenie Łazarza, z naciskiem przynaglał otaczających Go ludzi, aby pomagali Mu w posłudze. Oczekiwał od nich pomocy!

Potrzeba wojowników!

Alarm w piekle   „Tak odpędzam Złego moc!” – wyobrażasz sobie tę piosenkę skandowaną przez 300 chłopów? Mury się kruszą! – uśmiecha się Iwo Scelina roman koszowski /foto gość – Od kilku lat zastanawialiśmy się nad formą aktywizacji mężczyzn podczas spotkań naszej wspólnoty, na którą w dużej części przychodziły kobiety – opowiada Iwo Scelina, nauczyciel, polonista z Chorzowa, jeden z odpowiedzialnych za wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym. – Mało facetów podczas spotkań przekładało się również na małe zaangażowanie ich w modlitwę w ogóle. Z czasem, gdy wprowadziliśmy raz w miesiącu spotkanie z rozdzieleniem grup na męskie i żeńskie, z nauczaniem często skierowanym oddzielnie do jednej i drugiej grupy, liczba mężczyzn zaczęła się zwiększać. I to bez naszego udziału! Bóg ich przyprowadzał i nadal przyprowadza. Zostają, angażują się, chcą pogłębiać swoją relację z Panem. To niesamowite. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że musimy dać szansę na prowadzenie modlitwy mężczyznom, przynajmniej ten jeden raz w miesiącu. I tak się to zaczęło kręcić. Intensywnie nasłuchiwaliśmy, co dzieje się z ludźmi podczas takiej modlitwy. Budujące dla nas było to, że wielu z uczestników podkreślało inny odbiór tego męskiego czasu.

Mówili o szczególnym dotyku mocy Pana, o zupełnie nieznanych do tej pory emocjach modlitewnych. Oczywiście nie o emocje tu chodzi, mamy głębokie przekonanie, że najistotniejszy jest w tym Bóg, Jego obecność. I widzimy, że Pan przychodzi. Wiesz, jak to jest, gdy idzie na wyprawę grupa: ktoś musi prowadzić. Gdy przewodnikiem jest mężczyzna, konkretny, może mało liryczny i rozanielony, w każdym odzywają się pokłady sił często do tej pory nieznanych. I tego potrzeba, nie tylko naszej wspólnocie: każdej, całemu Kościołowi. – Nie chcę zaniżać wartości modlitwy kobiecych serc – kontynuuje Scelina – ale widzimy, czujemy, rozeznajemy, że potrzeba w obecnych czasach modlitwy wojowników. Wyobraź sobie, że wezwanie do walki wyjdzie z ust kobiety, że np. Walles jest kobietą – skądinąd chodził w sukience (śmiech) i ma prowadzić do boju, że Maximus to klasyczna Rzymianka robiąca jatkę na arenie i mówiąca wylęknionym facetom „Trzymajcie się blisko mnie”. I tak jest na płaszczyźnie wiary. Siła i moc jest w słowie Pana, siła i moc jest w słowie mężczyzny.

To za ojcem ruszą w ogień dzieci, bo on daje im pewność decyzji i wskazuje na odpowiedzialność za czyny. Więc to za facetem podążać będą inni: jeśli ich pociągnie swoją postawą, zachętą do współdziałania. Widzimy ogromny duchowy potencjał w „naszych” mężczyznach. Gdy pozwoliliśmy im dojść do głosu podczas modlitwy, stali się pewniejsi, mocniejsi, konkretni. Ufamy, że to początek. – Jeśli na modlitwie potrafią stanąć przed Panem z prawdziwym zaufaniem, jeśli pozbędą się lęków i sztucznych zahamowań, jeśli odkryją moc swojego serca – zaczną tak funkcjonować również poza przestrzenią spotkania modlitewnego – zapewnia Iwo Scelina. – Wiem, że tak naprawdę jestem gotów stawać do modlitwy, gdy mam świadomość, a nawet fizyczną pewność (bo widzę, bo mogę dotknąć), obecności moich braci ze wspólnoty obok mnie. I wiem, że z ich serc i ust zacznie wydobywać się modlitwa uwielbienia Boga, prawdziwego Zwycięzcy. Ostatnio na modlitwie takie właśnie doświadczenie zaczęło się we mnie budzić.

Usłyszałem później zdanie jednej z „naszych” pań: „To już chyba jestem tu bezrobotna”. I pomyślałem sobie... tak trzymać! Jeśli uwolnimy mężczyzn z niemocy, ile mocy wypłynie z Kościoła? Lubię uczestniczyć w modlitwach, które prowadzą kobiety, np. moja żona (śmiech), jednak miałem okazję być świadkiem modlitw w gronie facetów: 5, 10, ale również 300, 400. I czułem różnicę. To poczucie jakiejś wewnętrznej więzi. Mówię o spotkaniach czy też rekolekcjach, podczas których mężczyźni modlili się charyzmatycznie, podnosili ręce, śpiewali w językach, wykrzykiwali na cześć Pana. Miałem wrażenie, że stoimy przed wielkim wydarzeniem, którego reżyserem jest Bóg, a to, co się wydarzy, to będzie wielka bitwa, feta, pogrom. „Tak odpędzam Złego moc!” – wyobrażasz sobie tę piosenkę skandowaną przez 300 chłopów? Mury się kruszą!

Alarm w piekle   – Trzeba być silnym, żeby być chrześcijaninem. Nasza relacja z Bogiem musi być pełna mocy – nie ma wątpliwości Donald Turbitt, który przez lata był strażakiem w Nowym Jorku roman koszowski /foto gość Nie dla mięczaków

– Dlaczego ludzie opuszczają Kościół? Bo źle się w nim czują, nudzą się w nim. Nie chcemy ich zapraszać do takiego samego Kościoła, który opuścili, ale do takiego, który będzie żywy i w którym będą doświadczali mocy Bożej – opowiada Donald Turbitt. Przez lata był nowojorskim strażakiem, dziś jako niestrudzony ewangelizator i szef wspólnoty Mężczyźni św. Józefa jeździ po całym świecie. – Prawdziwy mężczyzna to ktoś silny. Trzeba być silnym, żeby być chrześcijaninem. Nasza relacja z Bogiem musi być pełna mocy. Modlitwa ma ogromną moc. To ważne, by faceci zaczęli się głośno modlić, bo Kościół jest bardzo sfeminizowany… A większość facetów, których znam, nie chce chodzić do takiego kościoła. Potwornie się w nim nudzą i boją się, że stanowi on zagrożenie dla ich męskości. Tymczasem powinni głośno wykrzyczeć: „Mamy zwycięstwo w kieszeni!”. W działaniach wojennych zawsze wiesz, czy wygrywasz, czy leżysz na łopatkach. Ludzie, którzy przeżyli modlitwę o uwolnienie, nie mają wątpliwości, że mecz jest wygrany. Wszyscy mamy moc „stąpania po wężach”. Przypominam mężczyznom: nie bójcie się Kościoła. Jezus obiecał: „będziecie dokonywali takich dzieł jak Ja, a nawet większych”. To nie metafora. Wierzę, że Bóg jest w stanie wyrwać człowieka nawet ze śmierci. Trochę już po tym świecie chodzę i naprawdę niejedno widziałem.

Męska siła!

– Kojarzymy Jezusa jako Kogoś spokojnego, delikatnego, łagodnego. Nie widzimy w Nim zwycięzcy, silnego mężczyzny z mocą – opowiada Andrzej Lewek, informatyk, odpowiedzialny za Mężczyzn św. Józefa nad Wisłą. – Autorytet Jezusa jest zaczepiony w Ojcu, a autorytet mężczyzny zakotwiczony w Jezusie, który mówił wyraźnie: „dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi”! Niezwykle ważne jest doświadczenie mocy, doświadczenie Boga, który działa, może naprawdę nas poruszyć i pociągnąć. Nawet najwspanialsze głoszenie, jeśli jest pozbawione mocy, nie ma wpływu na nasze życie i nie potrafi przemienić serc. Mężczyźni i kobiety mają inną wrażliwość. Początek zimy w naszym domu. Robi się chłodno, więc podchodzę do termostatu. I od razu powstaje dylemat: jaką temperaturę ustawić? Mnie wystarcza 19 stopni, żona woli, gdy jest minimum 23. (śmiech) Ten niepozorny przykład pokazuje różnice we wrażliwości między mężczyzną a kobietą. Sposób wystroju, zaaranżowania przestrzeni, dekoracji w kościele wydaje się dostosowany raczej do wrażliwości kobiecej niż męskiej. Faceci mogą czuć się trochę nieswojo. Ksiądz podchodzący do ambony, by powiedzieć homilię, patrzy na kościół i widzi w pierwszych ławkach kobiety. Naturalne jest więc to, że będzie mówić w taki sposób, by dotrzeć do tych, których widzi. A zatem i sposób wyrazu, i treść głoszenia są znów dostosowane do wrażliwości kobiecej. Mamy doświadczenie, że mężczyzna „nie pójdzie” za kobietą. To rolą mężczyzny jest prowadzić, ochraniać, żywić. Gdy role się odwracają, a kobieta zaczyna prowadzić mężczyznę, ten w naturalny sposób będzie się przed tym bronił.

Alarm w piekle   – Faceci wejdą w tę samą działalność, zaangażowanie, co kobiety, pod warunkiem, że będzie to… inaczej nazwane – śmieje się o. Kramer. Na zdjęciu ze scyzorykiem, który dostał od Męskich Plutonów Różańca roman koszowski /foto gość Scyzoryk

– Spędziłem noc z setką młodych mężczyzn w naszym jezuickim kościele w Toruniu. Osią spotkania Męskich Plutonów Różańca była modlitwa podobno dla „starych babć”. Nic bardziej mylnego! Świadectwa, modlitwa, konferencje, bycie razem, krótkie nocne wyjście na miasto – opowiada jezuita Grzegorz Kramer z Krakowa. Czym są Męskie Plutony Różańca? Każdy z żołnierzy plutonu zobowiązuje się do zmówienia przeznaczonej dla niego na dany miesiąc tajemnicy Różańca, modlitwy do św. Michała Archanioła i św. Józefa oraz postu raz w miesiącu. Modlą się, by Bóg budził serca mężczyzn do życia pełnią. Skład plutonu stanowi 21 osób. Kwatera Główna znajduje się w Toruniu. – Faceci mogą wejść w tę samą działalność, zaangażowanie, co kobiety, pod warunkiem, że będzie to… inaczej nazwane – śmieje się o. Kramer. – Taka jest geneza powstania plutonów. Facetów mierziło hasło: „róże różańcowe”, więc powstała męska odmiana tej formy.

Nie ma pani zelatorki, jest pan dowódca. Na koniec czuwania dostałem od nich… scyzoryk. Jeszcze nigdy nie dostałem scyzoryka. (śmiech) To o czymś świadczy. Świadectwa, które słyszałem na spotkaniu plutonów, to opowieści ludzi, którzy pogubili się w pieniądzach, seksie. Zwykli grzesznicy, a nie jakieś terminatory… Gdy posłuchasz ich w konfesjonale, okazuje się, że to zwykli, słabi ludzie, poranieni, zagmatwani w grzech. Faceci rzadziej zaglądają do kościołów niż kobiety, bo uważają, że Kościół jest nudny. Gdybym był „z drugiej strony”, to długo musiałbym szukać czegoś, co by mnie inspirowało. Jest za to mnóstwo motywów, które usypiają. Z facetami jest tak: trzeba ich wyszczególnić, zauważyć, wyłowić, dowartościować, zrobić dla nich coś ekstra i wtedy dobrze się czują. Pytanie tylko, czy o to chodzi w męskości. W krakowskim kościele św. Barbary nie odprawiamy już Mszy „dla mężczyzn”, ale „za mężczyzn”. A to różnica! – podsumowuje o. Kramer. – Nie chcemy być żadną enklawą, wyspą na morzu żeńsko-katolickim. „Chrześcijaństwo mówi o zwyciężaniu” – przypomina Szymon Hołownia. – To nie zaczajony w szuwarach batalion obrony wybrzeża”. Kończę artykuł. Zaglądam do czytań z dnia. „W końcu, bracia, bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi” – czytam. Przepraszam bardzo, bracia, czy to nie brzmi wyjątkowo męsko?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.