Zadymy w Budapeszcie

Andrzej Grajewski

W stolicy Węgier odbyły się demonstracje, które zgromadziły największą liczbę przeciwników premiera Viktora Orbána od czasu objęcia przez niego władzy w 2010 r.

Zadymy w Budapeszcie

Formalnie protestowano przeciwko rządowym planom wprowadzenia opłat od przesyłu danych w sieci. Indywidualny odbiorca ma zapłacić 700 forintów miesięcznie, czyli zaledwie 10 zł. Czy to istotny powód, aby wychodzić na ulicę, czy może dogodny pretekst, aby pod hasłem obrony internetu zorganizować młodych do antyrządowych demonstracji? Tym bardziej, że niedawno Fidesz, po parlamentarnych i wyborach do parlamentu europejskiego  wygrał wybory samorządowe, eliminując praktycznie postkomunistyczną lewicę z życia publicznego. Inicjatorem protestów był Balázs Gulyas, do niedawna młodzieżowy działacz postkomunistycznej lewicy.

Protesty jednak z pewnością miały szerszy zasięg, aniżeli tylko środowisko jednej partii. Niewątpliwie w Budapeszcie sympatie sporej części młodzieży nie lokują się po stronie Fideszu. Dla nich każdy pretekst jest dobry, aby zademonstrować przeciwko znienawidzonemu Orbánowi. W tle jest jednak także podatek obrotowy, jaki właśnie został nałożony na międzynarodowe koncerny, posiadające sklepy wielkopowierzchniowe, banki oraz koncerny energetyczne. To są już duże pieniądze. W Polsce wszyscy oni są traktowani jak święte krowy, choć postulat ich opodatkowania był zgłaszany od dawna. Do tego doszła jeszcze sprawa firmy „Bunge” z międzynarodowym kapitałem, głównie amerykańskim, której węgierski Urząd Skarbowy zarzucił przekręty podatkowe. Wkrótce po tym zastępca ambasadora USA w Budapeszcie, André Goodfriend oświadczył, że 9 osób z administracji węgierskiej otrzymało zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych w związku z oskarżeniami o korupcję.  Nie podał jednak ich nazwisk, a z mętnego tłumaczenia nie wynikało, czy chodzi o polityków, czy członków rządu.

Z pewnością to oświadczenie stworzyło jednak dogodną atmosferę do oskarżenia przez opozycję i media władz węgierskich o korupcję. Nie przez przypadek zapewne pan Goodfriend pojawił się także na demonstracji w sprawie podatku od internetu. Poparcie dla protestujących wyraziła na Twitterze unijna komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes. Po raz kolejny okazało się, że kiedy Orbán narusza interesy ideologiczne albo ekonomiczne wpływowych międzynarodowych lobby, musi się liczyć z protestami nie tylko w kraju, ale także z obstrukcją zorganizowaną przez ośrodki zagraniczne.

P.S.: Z informacji PAP wynika, że protesty przyniosły skutek i Viktor Orbán wycofał się z planów opodatkowania przesyłu danych w internecie. Zobacz tekst Protesty na Węgrzech przyniosły efekt.