Wybory w cieniu wojny

Andrzej Grajewski

|

GN 44/2014

publikacja 30.10.2014 00:15

Dla tysięcy rodzin na Ukrainie problemem najbliższych dni będzie nie tyle skład nowego rządu, ale to, kto zajmie się odnalezieniem ich bliskich, zaginionych bez wieści na wojnie.

Blok prezydenta Petra Poroszenki wygrał wybory do Rady Najwyższej. Dmytro Jarosz, lider „Prawego Sektora” Blok prezydenta Petra Poroszenki wygrał wybory do Rady Najwyższej. Dmytro Jarosz, lider „Prawego Sektora”
SERGEY DOLZHENKO /epa/pap

Wojna we wschodniej Ukrainie pochłonęła już tysiące ofiar. Nieznany jest los wielu jeńców wojennych. Po podpisaniu porozumienia w Mińsku w sprawie przerwania wojny w Donbasie, zaczęły się rozmowy w sprawie ich wymiany, ale szczegółów brak. Wiele rodzin nadal nie wie, jaki jest los ich bliskich, którzy poszli na wojnę. Jedną z takich historii poznałem w przeddzień wyborów we Lwowie.

Opuszczone

Natalia (imię zmienione) niedawno dowiedziała się, że jej mąż zaginął. Dzięki zbiegowi okoliczności po jakimś czasie otrzymała wiadomość, że ocalał, choć jest ranny. Postanowiła go ratować. Pojechała do garnizonu, skąd wyruszał na wojnę. Tam usłyszała, że armia jeńcami się nie zajmuje. Przeprowadzili tylko rekrutację i wysłali żołnierza na front. Nie był to wielki wysiłek. Przygotowanie bojowe trwało 3 tygodnie. Poborowy musiał opanować obsługę ciężkiego sprzętu i mógł raz wystrzelić z czołgowego działa. Na więcej nie pozwala skromny budżet. Biorąc pod uwagę, że naprzeciwko nich stoją uzbrojeni po zęby separatyści, wspomagani przez zaprawionych w walkach ochotników z Rosji, szanse, że zdoła cało wrócić do domu, od początku nie były wielkie. Gdy otrzymał kartę mobilizacyjną, Natalia i jej rodzina starali się odwieść męża od pójścia do wojska. Wielu przecież uniknęło poboru, płacąc łapówki w komisjach rekrutacyjnych albo wyjeżdżając z kraju. On się na to nie zgodził, mówiąc, że jeśli wszyscy będą w ten sposób postępować, to kto będzie bronił kraju? Po kilku tygodniach pobytu na froncie przyjechał na krótki urlop. Nie miał złudzeń, że tę wojnę można szybko wygrać. Siły były nierówne, a sympatia miejscowych nie zawsze po stronie ukraińskiej. – Po co tutaj przyszliście? – pytali nieraz mieszkańcy rejonów, które zdobywali po ciężkich walkach, często za cenę bolesnych strat. Odwrotu jednak nie było. Tym bardziej że po pobycie na froncie do poczucia obowiązku wobec kraju doszło jeszcze poczucie lojalności wobec kolegów z jednostki. W początku września wpadli w zasadzkę. Część zginęła, reszta dostała się do niewoli. – I tak mają szczęście, że są poborowymi, separatyści traktują ich lepiej – mówi mi jeden z kijowskich znajomych, zajmujący się organizacją pomocy dla jeńców. Żołnierze batalionów ochotniczych bywają rozstrzeliwani na miejscu i gorzej traktuje się ich w niewoli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.