Oczyszczenie dla świadomych

Franciszek Kucharczak

|

GN 44/2014

publikacja 30.10.2014 00:15

Czyściec (a potem niebo) jest dla tych, którzy uznają, że na niebo nie zasłużyli.

Oczyszczenie dla świadomych rysunek franciszek kucharczak /gn

Kiedy ujrzysz księdza zapowiadającego z ambony: „Jutro dzień zaduszny”, to nie myśl, że się czarni już nawet do prognozowania pogody dobrali. Nie chodzi o dzień, w którym panuje zbytnia duchota, lecz o czas, w którym szczególnie modlimy się „za-dusze”. Doświadczenia mistyków wskazują na to, że tego dnia wielka liczba naszych poprzedników w doczesności, zostaje uwolnionych z czyśćca.

Są jednak liczni katolicy, którzy lekceważą modlitwę w tej intencji, rozumując jak baba z dowcipu, która nie dała na Mszę za zmarłego męża: „Jak on jest w niebie, to mu te Msze niepotrzebne, jak w piekle – to mu to na nic. A jak w czyśćcu, to – jak go znam – on wytrzyma”. No fakt, jakoś wytrzyma, od czyśćca jeszcze nikt nie umarł. Ale gdy człowiek na ziemi cierpi, to się za niego ludzie modlą. Tymczasem w czyśćcu cierpi się prawdopodobnie dużo bardziej.

„O gdybyś znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi Mojej sprawiedliwości” – powiedział Jezus św. Faustynie, wzywając ją jednocześnie: „Bierz ze skarbca mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie”. Prosty z tego wniosek, że tylko nasza niewiedza o jakości cierpień w czyśćcu sprawia, iż słabo spłacamy długi jego lokatorów.

Ale z pomocą dla nich może być jeszcze gorzej, bo wedle pojawiających się tu i ówdzie nowoczesnych „trendów teologicznych”, jeśli ktoś miałby do czyśćca w ogóle trafić, to chyba tylko ci, którzy na ziemi byli homofobami i doktrynerami, upierającymi się przy dosłownym rozumieniu Ewangelii. Bo wszyscy inni z pewnością od razu idą do nieba. Za cóżby ludzie tolerancyjni i empatyczni mieli siedzieć w czyśćcu (bo o piekle to już i mówić nie wypada)? Że czasem tam który żonę zdradził? Że sobie nową wziął? Że rodzinę porzucił? Testosteron, libido – słyszeliście o tym? To są przyczyny ludzkich decyzji, a nie tam jakieś grzechy. Co człowiek winien, że chce żyć zgodnie z naturą? Nie można od ludzi wymagać heroizmu. Bo Bóg tego na pewno nie wymaga. Przecież jest miłosierny. Powiedział przecież Pan Jezus, że nie potrzebują lekarza zdrowi, no nie?

No tak, powiedział. Tylko że podstawowym problemem jest dziś uznanie choroby. Jak Bóg ma leczyć tych, którzy wymachują certyfikatami zdrowia? Jak ma pomóc tym, co żyją w grzechu, skoro oni nie wyciągnięcia z cuchnącego bagna oczekują, tylko uznania tegoż bagna za rajską sadzawkę? Jak ma przyprowadzić do nawrócenia tych, co nie dadzą sobie powiedzieć, że idą złą drogą?

Cała machina propagandowa tego świata została tak ustawiona, aby człowiek nabrał przekonania, że jest bezgrzeszny i że odpowiedzialność duchowa nie istnieje. Wedle tej koncepcji jeśli ktoś gdzieś po śmierci idzie, to wyłącznie do nieba, które się każdemu tak należy jak lewakom unijne dotacje.

Tylko że to nieprawda. Nie należy się nam nic. Każdy ciężko zawinił, a niebo otrzymują ci, którzy odwołują się do miłosierdzia Bożego – nieraz po niezbędnym oczyszczeniu. A kto nie zamierza Boga o nic prosić, może uniknąć czyśćca. I nieba.

Zawsze źle

Po eksplozji gazu i zawaleniu się budynku w Katowicach, proboszcz pobliskiej parafii dominikanów otworzył kościół i salki, żeby mieli się gdzie schronić poszkodowani i ratownicy. Pod informacją gosc.pl o tym zdarzeniu jeden z czytelników zamieścił znamienny komentarz: „To niewielkie bohaterstwo ze strony proboszcza, otwarcie drzwi kościoła. Jest zimno i zgodnie z naukami kościoła rzym-kat. proboszcz powinien zaprosić ewakuowanych do swych apartamentów”. Jak widać, jeśli ktoś założył, że Kościół jest zły, żadne fakty nie zmienią tej oceny. Według osób „lewicowo wrażliwych” kościoły należy przerobić na przytułki, ale gdy wskutek doraźnej potrzeby tak się właśnie stanie, okaże się, że na przytułek należy przerobić mieszkanie proboszcza (które jest, rzecz jasna, „apartamentem”). Gdyby i tak się stało, a proboszcz zostałby przeniesiony do schroniska, dowiedzielibyśmy się, że proboszcz ma zbyt komfortową budę.

Szamaństwo unijne

Nowym unijnym komisarzem ds. transportu została 50-letnia Słowenka Violeta Bulc. Z oficjalnej informacji o jej wykształceniu dowiadujemy się, że jest osobą światłą (czyż inna mogłaby zostać komisarzem unijnym?). Studiowała w USA, pracowała w Dolinie Krzemowej. Po powrocie do Słowenii pracowała w telekomunikacji, ma firmę consultingową. Jest także – uwaga! – wyszkolonym szamanem. Jak się dowiadujemy, „uprawia firewalking”, co znaczy, że chodzi po rozżarzonym węglu. Cóż, przed laty komisarzem nie został Rocco Buttiglione, bo okazał się konsekwentnym katolikiem. Gdyby był szamanem, to co innego. Wtedy prosimy bardzo. Przypuszczalnie jednak pani Bulc będzie musiała ograniczyć ten swój „firewalking”, bo płonący węgiel emituje za dużo dwutlenku węgla.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.