Śląski publicysta i działacz

Tomasz Kurpierz
 IPN Katowice

|

Rok Henryka Sławika

publikacja 31.08.2014 00:00

Henryk Sławik przez ponad pół wieku skazany był na zapomnienie – na tyle skutecznie, że jego nazwisko jeszcze kilka lat temu niewiele mówiło nawet na Górnym Śląsku, w regionie, w którym żył i pracował przez cały okres międzywojenny. 


Teresa Wrischke, wnuczka siostry Henryka Sławika. Za nią dom w Jastrzębiu-‑Szerokiej, stojący na miejscu starszego,  w którym w 1894 roku urodził się Henryk Sławik Teresa Wrischke, wnuczka siostry Henryka Sławika. Za nią dom w Jastrzębiu-‑Szerokiej, stojący na miejscu starszego, w którym w 1894 roku urodził się Henryk Sławik
przemysław Kucharczak /foto gość

Przybywając na Węgry w 1939 r., był już doświadczonym działaczem społecznym i politycznym związanym z Polską Partią Socjalistyczną, znanym w województwie śląskim dziennikarzem i obrońcą robotników, tak więc jego bohaterska postawa w czasie drugiej wojny światowej zakorzeniona była we wcześniejszej, bogatej działalności publicznej.


Redaktor i powstaniec


Wieloletni redaktor „Gazety Robotniczej” – najważniejszego organu prasowego PPS na Górnym Śląsku – był samoukiem. Pochodził ze wsi Szeroka (obecnie dzielnica Jastrzębia-Zdroju). Urodził się w 1894 r. w biednej wielodzietnej rodzinie, ukończył jedynie pruską szkołę ludową. Z ruchem socjalistycznym na dobre związał się po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Walczył w powstaniach śląskich, brał aktywny udział w kampanii przed plebiscytem. Od 1920 r. zaczął współpracować z „Gazetą Robotniczą”, drukując wówczas swoje pierwsze artykuły o tematyce społeczno-gospodarczej, kulturalnej i sportowej. Szybko dostrzeżono jego talent i już dwa lata później został mianowany redaktorem odpowiedzialnym, czyli w praktyce odpowiadał przed sądami za to, co pojawiało się na łamach pisma, i w razie przegranych procesów płacił w imieniu redakcji grzywny lub szedł do aresztu. Miał dużo pracy, ponieważ dziennikarze socjalistyczni w bezkompromisowy sposób bronili robotników oraz ostro atakowali różne instytucje i osoby, co skutkowało między innymi tym, że Sławik jako redaktor odpowiedzialny już w 1926 r. doczekał się pięćdziesiątego procesu sądowego, a w następnych latach liczba rozpraw i konfiskat gazety jeszcze bardziej wzrosła. Jeżeli nie zapłacono grzywny, Henryk trafiał do aresztu najczęściej na kilkanaście dni, czas ten wykorzystując zwykle na dalszą naukę. 
Młody dziennikarz sam potrafił nadrobić braki w wykształceniu, zdawał sobie jednak sprawę, że dla tysięcy górnośląskich robotników edukacja poza poziomem najbardziej podstawowym pozostawała niemal całkowicie niedostępna. Stąd też, pracując w gazecie, od początku skupiał się na działalności oświatowej i kulturalnej wśród młodych górników, hutników i innych pracowników fizycznych. Pod koniec 1922 r. został prezesem górnośląskiego Zarządu Związku Młodzieży Robotniczej „Siła” (na tym terenie „siłacze” występowali potem pod różnymi nazwami, m.in. jako stowarzyszenie, i wzorowali się na podobnej organizacji, która istniała na Śląsku Cieszyńskim już od 1908 r.). Działalność prowadzona była początkowo w ramach kilku sekcji – teatralnej, muzycznej, turystycznej i sportowej. Jakkolwiek górnośląscy socjaliści przed zamachem majowym w walce o wpływy wśród robotników przegrywali z chadecją Wojciecha Korfantego i Narodową Partią Robotniczą, „Siła” w pierwszym okresie swej działalności rozwijała się dość dynamicznie. W roku 1923 dały się jednak odczuć pierwsze symptomy utrzymującego się przez trzy lata załamania gospodarczego i w efekcie organizacja siłacka musiała skupić się głównie na działalności sportowej. Bezrobotni lub słabo zarabiający robotnicy nie mieli pieniędzy nawet na skromne składki członkowskie i dlatego rzadziej organizowano teatry ludowe czy też wycieczki. Mimo przeszkód Sławik w tym czasie zaczął działać również ponadregionalnie – w 1923 r. został wiceprzewodniczącym Zarządu Głównego „Siły”, natomiast w 1926 r. członkiem kierownictwa powołanego wówczas w Warszawie Związku Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych. W lipcu następnego roku był nawet kierownikiem drużyn „Siły” na II Olimpiadzie Robotniczej w Pradze. 


Socjalista


Przełomowy w życiu Henryka okazał się rok 1928. Po przewrocie majowym w górnośląskiej PPS zarysował się podział na grupę propiłsudczykowską oraz na najpierw dość neutralną, a z biegiem czasu coraz bardziej antysanacyjną frakcję, której jednym z liderów był właśnie redaktor odpowiedzialny „Gazety Robotniczej”. Po kilkunastu miesiącach narastania partyjnych antagonizmów w pierwszej połowie 1928 r. doszło do rozłamu. Józef Biniszkiewicz, dotychczasowy lider regionalnej PPS i wydawca gazety, skupił wokół siebie ludzi popierających Piłsudskiego i powołał odrębną Śląską Partię Socjalistyczną. Sławik pozostał w grupie opozycyjnej wobec rządów pomajowych, co zgadzało się z linią polityczną całej PPS i w tej sytuacji mianowany został przez krajowe kierownictwo partii redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej”. Funkcję tę pełnił aż do wybuchu wojny. Wszedł również w skład ścisłego kierownictwa górnośląskich struktur PPS, rezygnując jednocześnie z funkcji prezesa „Siły” (pozostał nadal w jej zarządzie). Oprócz tego w 1928 r. został członkiem Rady Miejskiej Katowic (początkowo wszedł do rady komisarycznej, dwa lata później zdobył mandat w wyborach, ale potem szybko z niego zrezygnował). W 1929 r. zasiadł też w Śląskiej Radzie Wojewódzkiej. Sprawom oświatowym i sportowym nadal poświęcał jednak sporo czasu, regularnie pisząc o nich na łamach kierowanego przez siebie pisma. Rok 1928 przyniósł również zmiany w życiu osobistym Henryka – poślubił wówczas warszawiankę Jadwigę Purzycką, po dwóch latach urodziła im się córka Krysia.


Przeciwnik sanacji


W latach trzydziestych „Gazeta Robotnicza”, będąc głosem opozycji wobec coraz bardziej autorytarnych rządów Piłsudskiego i jego następców, wielokrotnie przechodziła trudne momenty. Na porządku dziennym były zarządzane przez policję konfiskaty wydrukowanych, a nierozkolportowanych jeszcze numerów. Sławika i podległych mu dziennikarzy stanowczo broniących praw robotników regularnie oskarżano o „zniewagę” policji i innych urzędów państwowych, a nawet zdradę stanu. Redaktorzy mieli kłopoty finansowe i techniczne, wiele razy pracowali za darmo, nie obyło się również bez włamań do redakcji i drukarni. Sam Henryk padł ofiarą wielu, niejednokrotnie bezpardonowych i personalnie skierowanych przeciwko niemu ataków prasowych. Mimo tego jego pozycja w partii i regionie wzrastała. Od 1934 r. był członkiem Rady Naczelnej PPS, a więc wszedł do ogólnopolskich władz stronnictwa. W latach trzydziestych pełnił także kilkakrotnie funkcję prezesa i wiceprezesa Syndykatu Dziennikarzy Polskich Śląska i Zagłębia, który zrzeszał kilkudziesięciu członków i wspierał znajdujących się w trudnej sytuacji redaktorów – wypłacał zapomogi, pomagał w poszukiwaniu pracy, organizował imprezy charytatywne. 
W drugiej połowie dekady, wobec narastającego zagrożenia wojennego, Sławik nawoływał do współpracy wszystkie mocno skonfliktowane polskie stronnictwa polityczne. Warto w tym miejscu wszakże podkreślić, a jest to istotna sprawa także w kontekście jego działalności w czasie drugiej wojny światowej, że mimo udziału z bronią w ręku w powstaniach śląskich redaktora „Gazety Robotniczej” cechował znaczny dystans do antagonizmów o charakterze narodowościowym. Wielokrotnie popierał i postulował np. współpracę z socjalistami niemieckimi. Postawa taka w mocno podzielonym regionie z pewnością nie była łatwa, wymagała niemałej odwagi i narażała go na szereg ataków z wielu stron. 


Na listach gestapo


W ostatnich dniach przed wybuchem wojny Sławik wziął udział w przygotowaniach do obrony, jednak wobec błyskawicznych postępów wojsk niemieckich w pierwszych dniach września 1939 r. musiał opuścić Górny Śląsk. Decyzja o wyjeździe była przemyślana, ponieważ za zaangażowanie w pracę społeczną i polityczną nie mógł liczyć, z czego sobie zdawał sprawę, na litość hitlerowskiego aparatu represji. I rzeczywiście – znalazł się w przygotowanej przez Urząd Kryminalny Policji Rzeszy Sonderfahndungsbuch Polen, czyli w Specjalnej Księdze Gończej dla Polski, zawierającej listę osób, które ze względu na swą działalność lub postawę miały być zatrzymane natychmiast po wkroczeniu hitlerowców. Każde nazwisko w księdze opatrzone było odpowiednimi symbolami, oznaczającymi sposób potraktowania jego właściciela w przypadku ujęcia przez niemieckie formacje policyjne czy wojskowe. Przy Sławiku znalazł się zapis „Gestapa Berlin” (tak w oryg.), co oznaczało, że od razu miał trafić w ręce śledczych w stolicy Rzeszy. 21 września 1939 r. redaktor przekroczył, jak się okazało, już na zawsze, polsko-węgierską granicę. Przybywał nad Dunaj jako doświadczony działacz i dziennikarz, który ponad dwie dekady z dużym zaangażowaniem i pożytkiem pracował dla górnośląskiej społeczności.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.