Kiedyś wreszcie będziesz miłował…


ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 43/2014

Często pytamy: co jest w końcu najważniejsze? 


Kiedyś wreszcie będziesz miłował…


1 W wierze, a ostatecznie w życiu. W gruncie rzeczy dobrze wiemy, co się naprawdę liczy. Ale pytamy. Może dlatego, że jakoś nam z tą miłością nie wychodzi. Jezus odpowiedział faryzeuszom i nam. Jego odpowiedź to nie tylko wyrecytowanie formuły przykazania, pouczenie. On odpowiedział całym swoim życiem, aż po krzyż, po otwarte serce, po ostatnią kroplę krwi. On, który cały jest miłością, pokazał, czym jest miłość do Boga i do człowieka. Objawił miłość. I dlatego On ma najpełniejsze prawo powiedzieć: „będziesz miłował”. To brzmi nie tylko jak przykazanie, ale jak obietnica, zaproszenie, pokazanie drogi. „Jeszcze teraz nie potrafisz kochać, ale Ja Cię nauczę, poprowadzę, dam siłę, że kiedyś wreszcie… będziesz miłował. Bo cię kocham” – mówi Pan. Opowiadał o. Wojciech Ziółek SJ, że przez długi czas, kiedy słuchał przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, myślał sobie: „kogo jeszcze, do cholery, mam kochać?”. Licząc tylko na siebie, przegramy. Traktując miłość tylko jako coś nakazanego, przegramy. Wyzwala odkrycie, że Jezus jest Samarytaninem, który mnie kocha, pochyla się nad moją nędzą, zalewa rany oliwą, zawozi do gospody i opłaca leczenie mojego chorego serca. Tylko spotkanie z Miłością czyni realnym wypełnienie słów: „Będziesz miłował”. 



2 „Całym sercem, całą duszą, całym umysłem”. Miłość ogarnia człowieka w całości. Można by dodać jeszcze „całym ciałem”, choć w odniesieniu do Boga może wydać się to nieco przesadzone. Ale przecież modlitwa, Msza, spowiedź, w ogóle sakramenty, cierpienie ofiarowane Bogu… W to wszystko włączone jest także nasze ciało. Psalmista modli się: „ciało moje tęskni za Tobą” (Ps 63). Kochać Boga oznacza być całym dla Niego. Tylko Jezus, jako prawdziwy człowiek, pokazał taką pełną miłość do Boga. Pokazał, że to jest możliwe. Dać wszystko. Coś z tego doświadczenia przeżywali święci. Św. Teresa z Avila pisała: „umieram, bo umrzeć nie mogę”. Szok. Więc można aż tak ekstatycznie tęsknić za Bogiem. Ale zanim to napisała, przez 20 lat życia zakonnego żyła jakby w małżeństwie z rozsądku, dawała Bogu tylko część siebie. Boimy się radykalnego skoku w miłość. A Jezus obiecuje: „będziesz miłował”. Kiedyś przyjdzie ten moment, że uwierzę w słowa św. Teresy: „Bóg sam wystarczy”. 



3 „Bliźniego swego”. Samo słowo „bliźni” wskazuje na kogoś bliskiego. Najtrudniej kochać bliskich, ludzi konkretnych do bólu. Ojca, matkę, żonę, męża, dziecko, szefa, swojego proboszcza, biskupa, sąsiada, parafianina… „Jak siebie samego”, czyli trzeba postawić się na miejscu drugiego. Pomyśleć o jego życiu, trudnościach, charakterze. Spróbować zobaczyć świat z jego perspektywy. Chcieć dla niego dobra, którego chcę dla siebie. „Jak siebie samego” zakłada zdrową miłość do siebie. A ta jest możliwa, jeśli wiemy, że ktoś nas kocha. Koło się zamyka. Wracamy do punktu pierwszego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.