Powstańcy czasu pokoju

Piotr Legutko

|

GN 43/2014

publikacja 23.10.2014 00:15

Czasem łatwiej walczyć, niż normalnie pracować i żyć – mówił kolegom Jan Rodowicz, legendarny „Anoda”.

Ubiegłoroczni laureaci Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”: Adam Gryciuk (w środku), Marcin Sienkiewicz i Piotr Dudek Ubiegłoroczni laureaci Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”: Adam Gryciuk (w środku), Marcin Sienkiewicz i Piotr Dudek
Zbigniew Furman

To nieprawda, że na bohaterów popyt minął. Zawsze potrzebni, dziś też są wokół nas, tylko nie pchają się na afisz. Dlatego trzeba ich wyciągać z cienia, ustawiać w blasku fleszy, nawet jeśli nie bardzo za tym przepadają. Muzeum Powstania Warszawskiego co roku honoruje współczesnych superbohaterów specjalną Nagrodą im. Jana Rodowicza „Anody”. Pomagają w tym muzealnikom m.in. aktorzy serialu „Czas honoru”, dziennikarze i społecznicy. W ciągu trzech lat udało się już w ten sposób docenić zarówno tych, którzy zdobyli się na wyjątkowy akt osobistej odwagi, jak i ludzi na co dzień przełamujących bariery, co dziś wymaga nie mniejszego (innego) bohaterstwa niż 70 lat temu.
 

Niczego nie żałuje

Było czerwcowe popołudnie 2005 r., centrum Warszawy. Student Michał Kaczmarek mijając trzech osiłków nieopatrznie spojrzał im w oczy. To wystarczyło, by stał się przypadkową ofiarą. Katowali chłopaka wśród tłumu przechodniów. Zareagował tylko jeden człowiek – Radosław Rogowski. Ta chwila zmieniła jego życie już na zawsze. Policjant (wówczas po służbie) zapłacił wysoką cenę za to, że stanął w obronie Michała. Uszkodzone kręgi szyjne, bark i kolano, wstrząśnięcie mózgu sprawiły, że nie mógł już aspirować do służb specjalnych, o czym od dawna marzył. – Co nie znaczy, że jakbym wtedy opuścił głowę, odwrócił wzrok, to byłbym zdrowszy. Może na ciele tak, ale ucierpiałoby coś innego… – tłumaczy pan Radosław. – Nie żałuję i jestem zadowolony, wręcz dumny z tego, że na swój sposób też się sprawdziłem – mówi.

Do pierwszej edycji nagrody im. Jana Rodowicza „Anody” zgłosił go uratowany Michał Kaczmarek. – Wiem, że pan Radek szedł wtedy na basen, przygotowywał się do ważnego egzaminu sprawnościowego. Nie przystąpił do niego. Zgłosiłem jego kandydaturę, bo chciałem, żeby to, co zrobił, nie pozostało niezauważone – wyjaśnia uratowany.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.