Justyna Kowalczyk w Warszawie

PAP

publikacja 20.10.2014 13:47

Justyna Kowalczyk na jeden dzień przerwała treningi w Ramsau i przyjechała do Warszawy by wspomóc chorych na mukowiscydozę. Przekazała na licytację sztabkę złota otrzymaną w nagrodę za zdobycie złotego medalu igrzysk w Soczi.

Justyna Kowalczyk w Warszawie Justyna Kowalczyk w trakcie licytacji PAP/Bartłomiej Zborowski

Kowalczyk chorych na mukowiscydozę wspiera od trzech lat. W ubiegłym roku przekazała do licytacji samochód wygrany w Pucharze Świata. Tym razem ofiarowała coś bardziej wyjątkowego. Sponsor PKOl Jan Kulczyk triumfatorom igrzysk w Soczi wręczył sztabki złota, ważące po 525 gramów. Masa nie jest przypadkową. Złoty medal olimpijski waży 531 gramów, ale cennego kruszcu jest w nim tylko sześć gramów.

"Już w trakcie igrzysk myślałam sobie, że +mukoludki+ muszą coś z nich mieć. Wtedy żaden pomysł nie przyszedł mi do głowy. Kiedy dowiedziałam się, że otrzymam sztabkę. od razu zdecydowałam oddać ją na licytację" - powiedziała Kowalczyk.

"Widziałam ją tylko dwa razy. Może trafi w ręce, które bardziej o nią zadbają. Jest wielkości połowy dłoni i zmieści się w każdej damskiej torebce" - zachęcała biegaczka narciarska.

Licytacja potrwa do 31 października, a przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą liczą, że otrzymają za sztabkę 100 tys. złotych.

Mukowiscydoza to nieuleczalna choroba genetyczna, przez którą w organizmie produkowany jest niezwykle gęsty, lepki śluz blokujący drogi oddechowe i utrudniający trawienie. W Europie Zachodniej i USA chorzy umierają w wieku ok. 40 lat. Jednak w Polsce z powodu braku spójnego, dobrze zorganizowanego i odpowiednio finansowanego systemu leczenia dożywają średnio 22 lat.

W Polsce cierpi na nią ok. 1600 osób, a co roku diagnozowanych jest ok. 100 nowych przypadków. PTWM zbiera środki na budowę specjalistycznego ośrodka. Koszt przedsięwzięcia to minimum dwa miliony złotych.

Kowalczyk już w poniedziałek wróci do Ramsau, gdzie przygotowuje się do sezonu. Na lodowcu spędzi jeszcze tydzień. Następnie, po krótkim pobycie w kraju, pojedzie do fińskiego Muonio. Pierwszy start w PŚ czeka ją 29 listopada w Kuusamo. Najważniejszą imprezą będą natomiast mistrzostwa świata w szwedzkim Falun (18 lutego - 1 marca).

"Ciężko pracowałam i wydaje mi się, że jest dobrze. Zobaczymy jednak jak zareaguję na rywalizację sportową i przede wszystkim, w jakiej formie są rywalki. Wszystko zweryfikują zmagania w Kuusamo. Planuję wystartować we wszystkich pucharowych zawodach, a w Falun najważniejsze dla mnie będą dwa biegi rozgrywane techniką klasyczną - sprint i na 30 km" - podkreśliła podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego.

Dwukrotna mistrzyni olimpijska przygotowania rozpoczęła w czerwcu, po wyleczeniu złamanej stopy.

"Zdarzało mi się już tak późno wznawiać treningi, ale przyznaję, że teraz przystąpiłam do nich z dużo niższego pułapu. Tradycyjnie pod koniec października, po dużych obciążeniach treningowych nie czuję się wyśmienicie. Mam kłopot z odcinkiem lędźwiowym kręgosłupa. Na razie jednak pozwala biegać. Jest dobrze, póki nie muszę się schylać" - dodała.

W porównaniu do poprzedniego roku największą zmianą była obecność w jej sztabie Sylwii Jaśkowiec, która teraz również trenuje pod okiem Wierietielnego.

"Atmosfera w naszej drużynie jest doskonała. Jest czas i na ciężką pracę i na odreagowanie, co mnie bardzo cieszy. Sylwia pracuje bardzo sumiennie, ale trzeba pamiętać, że kilka miesięcy dużego wysiłku nie gwarantuje skoku na wyższy poziom. Na początku może nawet pojawić się regres" - zaznaczyła Kowalczyka, która we wrześniu obroniła pracę doktorską "Struktura i wielkość obciążeń treningowych biegaczek narciarskich na tle ewolucji techniki biegu oraz zróżnicowanych poziomów sportowych" na krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

W Soczi Kowalczyk i Jaśkowiec zajęły piąte miejsce w sprincie drużynowym. W Falun prawdopodobnie również razem wystartują.

"Nie lubię rozdawać medali przed zawodami, ale mogę zapewnić, że będziemy walczyły z całych sił" - podkreśliła czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli.