Chrześcijanie w czasach zarazy

Jerzy Szygiel

|

GN 42/2014

publikacja 16.10.2014 00:15

Pierwszy przypadek zarażenia ebolą w Europie zaniepokoił rządy i wielu zwykłych ludzi. Tymczasem w Afryce sytuacja się nie polepsza.

Chrześcijanie w czasach zarazy Zaułek w stolicy Liberii, Monrovii. Fatalny stan sanitarny sprzyja rozwojowi epidemii AHMED JALLANZO /EPA/pap

„Wstyczniu będzie już 1,5 mln zarażeń ebolą w zachodniej Afryce. To jest statystyka, ale ja boję się szczególnie o coś, co się z tym wiąże. Jestem pielęgniarzem. W lipcu i sierpniu pracowałem w państwowym szpitalu w Kanemie, w zachodniej części Sierra Leone. Mój szczególny strach jest związany z dwojgiem dzieci z Kanemy, bratem i siostrą. Chłopczyk miał koło czterech lat, dziewczynka siedem, może osiem. Chłopiec miał biegunkę, był bardzo słaby, zbyt słaby, by się podnieść, więc załatwił się pod siebie. Zdjąłem z niego brudne ubranie, umyłem go najlepiej, jak mogłem, brakowało wszystkiego. Następnego dnia rano znalazłem go w tej samej pozycji, jak go zostawiłem, nie oddychał. Potrząsnąłem jego rękę, by potwierdzić to, czego się domyślałem. Jego ciało było sztywne i zimne. Jego siostra patrzyła, kiedy wkładałem ciało do worka. Nie wiedziała, co się dzieje. Wyniosłem jego ciało na zewnątrz, tam, gdzie leżały inne ciała. Stan dziewczynki bardzo się pogorszył, następnego ranka cała była we krwi, jej twarz była obrazem bólu, nie oddychała. Włożyłem ją do worka i położyłem obok brata. Nie wiem, co się stanie, jeśli to się powtórzy milion razy. Więc, bez względu na cenę, trzeba to powstrzymać, proszę”. William Pooley, katolik, brytyjski wolontariusz, który 3 października mówił to drżącym głosem na konferencji prasowej, powołał się tu na najbardziej pesymistyczny scenariusz, przewidziany przez symulację statystyczną przeprowadzoną przez amerykański rządowy Ośrodek Kontroli i Prewencji Chorób.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.