Od gangstera do kleryka

publikacja 08.10.2014 16:30

Ostrzelaliśmy agencję towarzyską należącą do tak zwanej grupy wołomińskiej. Po tym zajściu Wołomin zaproponował nam współpracę. W ten sposób wstąpiłem do polskiej mafii.

Od gangstera do kleryka

Opowiem o tym, jak spotkałem Boga w moim życiu, a raczej o tym jak Bóg zmienił moje życie. Pochodzę z rodziny katolickiej, rodzice byli katolikami niedzielnymi. Zostałem wychowany w wierze katolickiej. Mam dwóch braci i siostrę. Rodzice troszczyli się o nasze wychowanie oraz o wszystkie nasze potrzeby. Miałem szczęśliwe dzieciństwo. Byłem przeciętnym uczniem. W wieku 14 lat zacząłem trenować zapasy, styl wolny. W wieku 17 lat trenowałem w Koszalinie, wtedy trener powiedział, że przygotuje mnie na olimpiadę do Sydney, ci koledzy z którymi trenowałem pojechali na tą olimpiadę oraz jeździli na Mistrzostwa Świata i Europy a trener został trenerem kadry.

Po krótkim pobycie wróciłem do Giżycka i zacząłem powoli wchodzić w życie przestępcze. Brat bliźniak w wieku 17 lat trafił do zakładu poprawczego za pobicie i zacząłem się kolegować z jego znajomymi z poprawczaka, wspólnie zaczęliśmy dokonywać rozbojów i napadów. Wszystkie zarobione w ten sposób pieniądze przepijaliśmy lub w inny sposób trwoniliśmy. Lubiłem napadać na ludzi, bo lubiłem ich bić i nie stanowiło mi problemu „uwalenie” kogoś, ponieważ byłem bardzo dobry w zapasach. Dzięki temu coraz bardziej byłem znany na mieście, ale konsekwencją moich czynów były wyroki więzienne.

Trafiłem do więzienia w wieku 18 lat. Zabrakło mi dwóch miesięcy do skończenia szkoły zawodowej. Miałem kilka rozpraw i łączny wyrok 9 lat, ale dzięki łapówkom i przekupstwu zostało mi 5 lat, Z czego odsiedziałem 3 lata. Dzięki przekupstwu wyszedłem na wolność z drugiej wokandy.

Szkołę skończyłem w więzieniu w zakładzie karnym w Iławie. W tamtym okresie to było jedno z cięższych więzień w Polsce. W więzieniu w Iławie założyliśmy gang. Dzięki bratu bliźniakowi, wspólnikom i przestępstwom jakie dokonałem oraz dzięki temu, że trenowałem, siedziało mi się lekko.

Postanowiliśmy przejąć miasto i tak się stało. Było nas pięciu. Handlowaliśmy bronią, narkotykami, dokonywaliśmy wielu przestępstw, było wiele usiłowań zabójstw, tylko dzięki opatrzności Bożej nikt nie zginął. Ostrzelaliśmy agencję towarzyską należącą do tak zwanej grupy wołomińskiej, dokonywaliśmy przestępstw z użyciem broni, najlepszy dochód zapewniał handel narkotykami.

Po tym zajściu Wołomin zaproponował nam współpracę. W ten sposób wstąpiłem do polskiej mafii.

Kiedyś, gdy szedłem na spotkanie grupy, zobaczyłem, jak starzy, byli więźniowie piją pod monopolowym, wtedy zwróciłem się do Pana Boga w modlitwie serca. Powiedziałem: „Boże, ja nie chcę tak żyć, oni stoją pod nocnym i piją, ja też będę stał pod nocnym i będę brał narkotyki, moja żona i dziecko będą odwiedzać mnie w więzieniu, a w domu będę między wyrokami. Mój Boże, wyciągnij mnie z tego, bo nie chcę tak żyć.”

Bóg usłyszał moja modlitwę i wysłuchał jej. Nie mogłem doświadczyć miłości Bożej, ponieważ żyłem w grzechu, a grzech zamykał mnie na doświadczenie miłości Bożej. Sam nie mogłem wyrwać się z tego świata, to jest świat szatana. Tylko zmartwychwstały Jezus mógł mnie z tego wyciągnąć.

Miałem 21 lat, nie pracowałem, miałem trzy samochody, w ciągu tygodnia potrafiłem zarobić równowartość czterech średnich pensji, żyłem w konkubinacie z dziewczyną – nie stawiłem się na swój ślub, za co Bogu jestem teraz wdzięczny. Moje życie było bez sensu i bez celu. Nic nie sprawiało mi radości i nie dawało mi satysfakcji.

Św. Augustyn mówi „gdy stwarza nas Bóg, to w każdym miejscu zostawia miejsce dla siebie, tylko On może je zapełnić” ja to miejsce próbowałem zapełnić wszystkim: seksem, pornografią, narkotykami, przemocą, to wszystko były substytuty, które powiększały moje poczucie bezsensowności życia.

Przez dwa lata między jednym, a drugim wyrokiem popełniłem bardzo wiele przestępstw.

Komenda główna policji w Warszawie kazała rozbić nasz gang. Po trzymiesięcznym śledztwie, podczas którego telefony były na podsłuchach, zostaliśmy aresztowani, o tym aresztowaniu mówiono w wiadomościach w telewizji i pisano w gazetach. Myślałem, że dla mnie świat się skończył. Pomyślałem „po dwóch latach znowu siedzę” i wiedziałem, że tym razem posiedzę trochę dłużej. Powiedziałem „Boże, pomóż”.

Gdy działałem, moja mama modliła się za mnie na różańcu. Bardzo dużo się za mnie modliła, żebym się nawrócił. Gdy miałem 4 -5 lat mama nauczyła nas pacierza i to były jedyne modlitwy, które znałem w więzieniu i nimi się modliłem. Z pięciu lat trzy lata odsiedziałem sam w celi. To był czas, podczas którego mogłem zmienić swoje życie, przemyśleć wiele spraw, a przede wszystkim to był czas, kiedy Bóg zmienił moje życie.

Miałem problemy z modlitwą, szczególnie z modlitwą na różańcu. Diabeł robił wszystko, żebym się nie modlił, gdy brałem różaniec do ręki atakowany byłem wszelakiego rodzaju nieczystością, miałem problemy, żeby skończyć różaniec.

W styczniu zostałem aresztowany, a w marcu, gdy byłem sam w celi zapytałem się Pana Boga do czego mnie stworzył, do czego mnie powołuje i co chce, abym w życiu robił. Powiedziałem: „Panie Boże, teraz Ty zajmij się moim życiem”, do tej pory ja byłem panem swojego życia i to życie „spartoliłem”, powiedziałem: „Boże, ja nie chcę już tak żyć. Żeby siedzieć? To, po co się rodzić...” Pół roku później doświadczyłem czegoś podobnego co doświadczył św. Paweł Apostoł pod Damaszkiem, jakby łuski z oczu mi spadły z mroku przeszedłem w światło, z nocy nastał dzień. To był czas oczyszczania z grzechu.

Powoli zaczęły przychodzić myśli o powołaniu. Rok czasu rozważałem tą decyzję ponieważ chciałem mieć żonę, dzieci i normalną pracę, a Bóg łagodnie zapraszał mnie do kapłaństwa. Musiałem przemyśleć, z czego zrezygnuję po to, by potem tego nie żałować. Po roku powiedziałem Panu Bogu : „Tak, pójdę za Tobą”. Zacząłem korzystać z sakramentów, w szczególności ze spowiedzi i Komunii.

Modliłem się do Ducha Świętego a On mnie umacniał, żebym trwał w wierze. Po powrocie na wolność poszedłem do pracy, podjąłem naukę, zdałem maturę, byłem parę miesięcy w zakonie karmelitów bosych, obecnie jestem w seminarium. Regularnie korzystam z sakramentów Świętych, była modlitwa osobista, na początku wspólnota parafialna a później należałem do Odnowy w Duchu Świętym. Wspólnota pomagała trwać przy Bogu.

Jestem szczęśliwy i zadowolony, że oddałem swoje życie Panu Jezusowi. Teraz wiem, czym jest życie i co to jest szczęście. Tamto życie, gdzie z pozoru miałem wszystko, tak naprawdę było bagnem i życiem w niewoli szatana, teraz jestem wolnym człowiekiem i nie zamieniłbym tego życia na tamto za nic w świecie, bo tak naprawdę tylko życie z Jezusem daje szczęście.

Mogę przestrzec każdego przed takim życiem jakie wiodłem i zachęcić do oddania życia Panu Jezusowi, bo dopiero kiedy odda się życie Panu Jezusowi to ono jest życiem pełnym szczęścia i wolności. Na końcu chciałem powiedzieć, że Bóg rozpalił we mnie taką miłość do Dziewicy Maryi, że dzięki tej miłości powychodziłem z wszystkich nałogów i uzależnień oraz żyję w czystości. Zaproście Pana Jezusa do swojego życia, a będziecie naprawdę szczęśliwi.

Kleryk

TAGI: