Czekając na znak, czekając na cud

Elżbieta 
Grodzka-Łopuszyńska


|

GN 41/2014

Jak bowiem Jonasz stał się znakiem 
dla mieszkańców Niniwy, tak samo 
i Syn Człowieczy dla tego pokolenia.


Czekając na znak, czekając na cud

A po Zmartwychwstaniu jakiego winniśmy wypatrywać znaku, na jaki czekać cud? Co może zadziwić nas bardziej, utwierdzić w wierze i pociągnąć w stronę miłości? Zdawałoby się, że nie ma czemu przeczyć, nie ma w co wątpić. A jednak tyle w nas ciągle przewrotności i niewiary. Człowiek ciągle zmaga się z sytuacjami nie do wyjaśnienia, więc wystawia Boga na próbę. A przecież Pan Bóg, który zna nas jak nikt i kocha jak nikt, każdego dnia darowuje nam takie znaki i cuda, bo wie, jak bardzo ich potrzebujemy. Wielkim znakiem w mojej młodości były trzy białe postacie, które, zakochane w Bogu, pokazywały jedyny słuszny życiowy kierunek: św. Jan Paweł, bł. Matka Teresa i Brat Roger. A tych znaków powszednich nie trzeba wcale długo szukać, tylko chcieć je zauważyć, bo są wokół nas. Na przykład kiedy przyjaciel po latach wraca do Jezusa i odkrywa Go na nowo. Albo kiedy zdrowieje człowiek z diagnozą nieuleczalnej choroby. Albo gdy córka przynosi ci zgniecioną w małej rączce stokrotkę...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.